Co rusz próbujesz poskładać siebie na nowo, ale za każdym razem czujesz, że nie jesteś w stanie. Fale przerażenia napływają jedna za drugą, zalewając Twój umysł i wyrywając się z ust stłumionym, rozpaczliwym szlochem. Wiesz, że musisz byś silna - to ważne dla pozostałej części rodziny. Moc jednak nie nadchodzi – zamiast niej ogarnia Cię zwątpienie. I zwierzęcy strach, że już nigdy jej nie zobaczysz... Nina, Twoje dziecko. Twoja córeczka. Ktoś, za kogo oddałabyś życie bez mrugnięcia okiem. I chętnie byś to zrobiła, gdyby tylko mogło w czymś pomóc. Zawsze była Twoim oczkiem w głowie, największą dumą i podporą. A teraz jej nie ma i nie wiadomo, czy jeszcze ją zobaczysz. Przebiegasz myślami ostatnie dni pełne męki. Żebyś tylko wiedziała, co może się zdarzyć, zrobiłabyś cokolwiek, by powstrzymać ją przed wyjazdem. Byłaś mu niechętna i nie zamierzałaś wyrażać zgody. Ale tym razem, wbrew ustalonym zwyczajom, nawet nie poprosiła Cię o aprobatę. Po prostu obwieściła, że wyskoczy na parę dni ze swoim chłopakiem Simonem do posiadłości jego rodziców niedaleko Stowe. Mieli spędzić ze sobą cały tydzień i połazić po górach. Zawsze uwielbiała skalne wspinaczki i była w nich naprawdę dobra. Jej sympatia zresztą też. Byłaś na nią wściekła, potrzebowałaś przecież pomocy w zajeździe. Masz w nim sporo gości, a ci są wymagający. Twój mąż Andy ma mnóstwo roboty w obejściu oraz prowadzeniu własnej firmy, więc nie może zajmować się obsługą pensjonariuszy. Piętnastoletnia Grace – druga z córek, niestety nie stanowi zbyt dużej wyręki. Jak ognia unika pracy w pensjonacie, nieco buja z głową w chmurach i sprawia wrażenie, że obchodzi ją jedynie szkoła i podarowany przez Was koń - Charlie, z jakim spędza całe dnie. Jedyne konkretne wsparcie daje Nina, która nigdy niczym się nie wykręcała. Aż do teraz. Po prostu oświadczyła, że ma dwadzieścia lat i prawo do kawałka osobistego życia a jej związek z Simonem wymaga tej eskapady. Rozgniewana nie odbierałaś od niej połączeń. Gdy jednak nie wróciła w sobotę o dziewiątej rano, jak zapowiadała, zaczęłaś się niepokoić. Przez cały dzień dzwoniłaś do niej rozpaczliwie - w końcu wysłałaś SMS-a. I nic, kompletna cisza. Doszłaś do wniosku, że może obraziła się za zbyt szorstkie potraktowanie, ale natychmiast odrzuciłaś tę myśl. Nina nigdy nie chowała do nikogo urazy. Potrafiła się gniewać, lecz tylko bardzo krótko - i szybko o tym zapominała. Była radosną, żywiołową dziewczyną. Na wspomnienie jej pełnych blasku oczu i szerokiego uśmiechu znowu łzy płyną Ci po twarzy. Powstrzymujesz ten odruch całym wysiłkiem woli. Nie możesz pozwolić, aby Andy i Grace zobaczyli Cię w takim stanie. Musicie przecież mieć nadzieję, iż nic się jej nie stało, że niedługo się znajdzie i Wasze życie wróci do normy... O tym, że Simon wrócił z wycieczki sam, dowiadujesz się od męża. Przyjechał do domu rodziców już w sobotę i przez dwa dni nie raczył Was powiadomić. Niewiele się namyślając, wskakujecie w samochód i ruszacie do posiadłości Jordanów. Stoicie chwilę przed ogrodzeniem, spoglądając na ogromną posiadłość.
Wejdź ze mną do świata skazek... ale uważaj, możesz nie opuścić go taki sam. Albo wcale! 😉 Choć zbiór kolorowanek bez wątpienia nie jest książką, filipiński ilustrator Kerby Rosanes udowadnia, że rysunki mogą opowiadać historie. I to wielowymiarowe, bowiem... dzięki pomalowaniu ich na swój własny sposób, każdy ma moc przekazania własnej. Baśnie i bajki, na których opierał się jeden z filarów moich młodych lat, dziś ożywają na nowo za sprawą nęcąco mrocznych grafik Autora, jakim markerami czy kredkami można nadać unikalnych barw. Szarości, czernie, krwiste i winne czerwienie... Wybierając kolor dla tych rysunkowych retellingów, sprawisz, że kreskówki z dzieciństwa znów zaczną oddychać. I może dziś zdradzą Ci zgoła odmienną narrację... 😉 Przebieg folkloru jest wszak ustalony, choć wydaje się wykonalnym... rozpędzenie go w zupełnie nieprzewidywalną stronę. Nawet, jeśli tylko na kartach tej niestandardowej pracy. Co na nich znajdziesz? Jako że kocham baśnie nieszczęśliwe i straszne, a więc o złamanej konwencji, poniżej autorska interpretacja przyszłych ilustracji z kolorowanki.
Nęcąca enigmatycznością okładka z twarzą karmelowoskórej kobiety, skrytą za dwiema niepokojącymi, złotymi maskami osłania niezwykłą powieść. Bez dwóch zdań nie spodziewałam się bowiem tego, co znajdę na jej stronicach. Pierwsze sto pięćdziesiąt zmaterializowało w mojej głowie cały sztafaż skojarzeń i przyporządkowało historię do nasączonej magią literatury pięknej. Poznając kolejne, miałam wrażenie, że oto zostałam przetransportowana do świata szaleńczo pędzącego fantasy przez Autora, jakiemu nie brakuje finezjo-fantazji i inteligentnego poczucia humoru. Przystający do osobistych preferencji finał okazał się zaś świetnym domknięciem - mrocznie ironicznym i zahaczającym o mój ulubiony motyw pętli czasowej. A może raczej przeznaczenia, które zawsze się ziści?
“Navi” Konrada Gontarczyka przypadnie do gustu każdemu miłośnikowi baśni spod ciemnej gwiazdy, oniryzmu, profetyzmu, mitu o Hadesie i Persefonie czy... gawędy o Jasiu i Małgosi. Narrację tę docenią także osoby kochające rzucanie złych uroków, wodzenie na pokuszenie, niedoścignioną serię “Caraval” z całym zestawem jej mylących iluzji, film “Woda dla słoni” i opowieści demoniczne, z uwagą na tę o powstaniu Lilit. Utrzymujący się w lekturze klimat miasta sprzed kilku wieków, w którym można spotkać niezwykłego znachora – przewodnika pomiędzy światami i... byłego legionistę w postaci człowieka-homara sprawi, że przeniesiesz się w czasoprzestrzeni. Poznawszy analogiczną wersję legendy o Roszpunce, zrozumiesz, że złota klatka to dalej więzienie - a zamiana wszystkiego w ten metal wcale nie oznacza szczęścia, o czym przekonał się już sam Midas.
Może jednak te wszystkie nawiązania do sztuki i literatury zmaterializowały się tylko w mojej zwichrowanej jaźni i to zupełnie inna opowieść. Ale przecież i ją każdy może mieć własną. 😉 Dla mnie “Navi” to... martwa natura jako literatura.
Przed Tobą znowu piętrzy się sterta papierów zawalających całe biurko. Patrzysz na nią ze zgrozą i zniechęceniem. Nie tak sobie wyobrażałaś wymarzoną pracę w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. W skrytości ducha przypuszczałaś, że będziesz brała udział w pasjonujących śledztwach, łapaniu “grubych” ryb przestępczego półświatka oraz rozwikływaniu kryminalnych zagadek. A tymczasem nie robisz nic poza wertowaniem akt i pisaniem sprawozdań. Nie po to przecież skończyłaś prawnicze studia i niedawno otrzymałaś promocję na pierwszy stopień oficerski. “Pani podporucznik” od pracy biurowej, dobre sobie! Wstyd i jedna wielka nuda. Ta ostatnia jest najgorsza. Patrzysz na odbicie w lustrze i przyglądasz samej sobie.
„Szczupła sylwetka znamionowała przywiązanie do zdrowej diety i sportu. Bystre piwne oczy i wysokie, wręcz modelowe czoło świadczyły o wysokiej inteligencji, zaś kilka niewielkich piegów na kształtnym, lekko zadartym nosie zjednywały ich właścicielce sympatię. Proste, niedługie włosy w kolorze bardzo ciemnego blond przydawały jej dziewczęcego uroku (…) Jej ubiór kreował wizerunek osoby, której należało słuchać i traktować z powagą.”
To, co widzisz, świadczy dowodnie, że posiadasz predyspozycje do tego, aby znacznie lepiej przysłużyć się służbie i krajowi. Jesteś ambitna i pracowita. Już w podstawówce i liceum zdobywałaś świetne wyniki w nauce - zwłaszcza historii oraz wiedzy o społeczeństwie. Triumfowałaś również w dziedzinach sportowych - uprawiałaś biegi średniodystansowe. Studia ukończyłaś ze znakomitymi rezultatami, udzielając się w kołach naukowych. Nie bez powodu w twojej opinii psychologicznej napisano, że:
„Hanna Linka charakteryzuje się dużą determinacją w działaniu umożliwiającą osiąganie nieprzeciętnych wyników w służbie. W połączeniu z wysokim poziomem aspiracji predestynuje ją to także do odgrywania roli lidera w zespole pracowniczym.”
RECENZJA PATRONACKA 💚!
Mi Estrella.
Nazywa mnie swoją gwiazdą, kiedy spotyka błękit oczu z czekoladą moich a jego wytatuowana dłoń łączy się z moją, karmelową. Moje. Nasze. Dziś wszędzie jest jednak ciemność. Nie ta rozświetlana tu i ówdzie blaskiem księżyca, krążącego leniwie nad oceanicznym molo, zawieszonym nad wyludnionym skrawkiem oceanu, które mianowaliśmy własnym. Ta nieprzenikniona, bo tej nocy nie potrafię się uwolnić od nawracającej uporczywie myśli.
Co powie dyrektor, kiedy się dowie?
Kiedy, a nie jeśli, bo mam świadomość, że to tylko kwestia czasu. Straci cały szacunek do Arsena. Zwolni go dyscyplinarnie, przekreślając całą dalszą karierę. Mnie najpewniej wyrzuci z liceum, choć staram się mieć jak najlepsze wyniki, a do końca szkoły pozostało ledwie kilka miesięcy. Zniweczy wszystkie marzenia. A przecież tak ciężko pracowałam, by zostać fizjoterapeutką i pomagać wracać do zdrowia osobom takim jak mój tata – po udarach czy innych tragediach. I to dlaczego? Pokochałam swojego nauczyciela. Jesteśmy w związku, czekając na moment, gdy przestanie być zakazany. Dzieli nas czternaście lat, ale wiek – wiek, jak twierdził już Mark Twain, to tylko liczba. Ma znaczenie jedynie wtedy, gdy sam mu je przypisujesz. Ja i Blackford to nie różnica tysięcy dni – to wszystko, absolut, który nas łączy.
Mi Estrella, powiedział.
Ale dziś czuję, że może nie powinniśmy dłużej być razem. Ktoś podrzuca liściki z groźbami do mojej szkolnej szafki, wieszcząc, iż ujawni związek z wykładowcą hiszpańskiego. A tej mrocznej doby widzę dokładnie, jak później będzie wyglądało moje licealne życie. Potrafię to sobie wyobrazić.
Ludzie emanują paradną odwagą, kiedy są w grupie. Tak rwą się do wyładowania własnych bezbarwności, frustracji, niepowodzeń i zazdrości na innych, że czuję mdłości na samą myśl, co się stanie, gdy ktoś nas wyda. Nie będę oryginalną, charakterną uczennicą ze świetnymi wynikami w nauce. Stanę się dziw..., nawet nie chce mi to przejść przez myśl, Blackforda. Szmatą, która sypia z nauczycielem. Bezprawnie oceniona.
Wspaniały, monumentalny album, przedstawiający twórczość jednego z największych holenderskich malarzy epoki renesansu - Pietera Bruegela. Niezapomniana podróż w głąb jaźni Artysty i symboliki jego dzieł.
Trawestując klasyka, malarstwo jakie jest, każdy widzi. Czy aby na pewno? Zgodnie ze “Słownikiem terminologicznym sztuk pięknych” PWN to: „dziedzina sztuk plastycznych, której istotą jest posługiwanie się linią i barwą (niekiedy tylko plamą barwną) i którego produkt, obraz, jest zasadniczo dwuwymiarowy.” Tyle sucha definicja, jaka tak naprawdę nie odzwierciedla istoty tej dziedziny sztuki. Nieporównywalnie lepiej ujął ją John Ruskin – brytyjski poeta i krytyk sztuki, który stwierdził, że: “Malarstwo to specjalny język dla komunikowania pewnych myśli i emocji, które dręczą malarza, gdy tworzy dzieło.” Otóż to, w punkt! Tym właśnie jest malarstwo - wyrazem nie tylko geniuszu twórcy i sprawności jego ręki oraz oka, ale przede wszystkim wypadkową kłębiących się w nim namiętności. To pierwsze, a więc forma, będąca tym, co przyciąga uwagę i wzrok, odgrywa niewątpliwie wielką rolę. Peter Meyer, znany historyk sztuki trafnie wskazał, że: “Wartość artystyczna zależy od formy, a nie od tematu. Dobrze namalowana głowa kapusty jest większym dziełem sztuki niż źle namalowana Madonna.” Kunszt więc decyduje o tym, że płótno może w ogóle zainteresować. Ale ogromne znaczenie ma również wizja, którą artysta chce przedstawić odbiorcy, aby zmusić go do odgadnięcia, “co tak naprawdę miał na myśli”. Jak każdy twór ludzkiego umysłu, również obrazy podlegają odpowiedniej interpretacji. A ta nie jest wbrew pozorom taka łatwa. W płótnach zaklęta jest bardzo często niezwykle bogata symbolika; swoisty kod, który nie każdy potrafi odcyfrować. Aby tego dokonać w całej pełni, trzeba posiadać właściwe wykształcenie z dziedziny historii sztuki. Dlatego też niestety w większości wypadków wyjaśnienia tego rodzaju ekspertów są konieczne, aby w pojąć, jakie zagadki kryje dane dzieło. Doskonałym ich nośnikiem są albumy malarstwa, które opisują życie poszczególnych twórców oraz dokładnie określają z czym “je się” ich dzieła. Właśnie takie, jak recenzowana pozycja.