Perypetie międzysąsiedzkie - Paweł i Gaweł w jednym stali domu...
Cześć!
Jak mawiają, wypadki chodzą po ludziach... i to niestety nie zawsze te z rodzaju szczęśliwych. Sama jestem idealnym przykładem na to, iż jeśli coś ma Cię zaskoczyć- zaskoczy Cię negatywnie. Pech chyba wyjątkowo lubi się mnie imać. Coby nie było, że nie jestem do końca wiarygodna- ostatnimi czasy udało mi się trzykrotnie zalać sąsiadom mieszkanie. Tak, trzykrotnie, dobrze czytacie- w dodatku nie były to drobne zacieki na ścianie, bowiem o ile za pierwszym zalaniem odpadło tylko kilka kafelków a pół ściany pod wpływem wody zmieniło odcień na dwie tony ciemniejszy, za drugim stało się podobnie, zaś za trzecim woda poszła po całym pionie budynku (a warto nadmienić, iż mieszkam na drugim piętrze uroczej kamienicy) wędrówkę swą kończąc dopiero w piwnicy, w której także wyrządziła niemałe szkody. Powód? Za pierwszym razem pralka, za drugim nieszczelne rury w kuchni, za trzecim awaria zmywarki. Widzicie? Mówiłam, iż wyjątkowo szczęśliwy ze mnie człek.
Bezsprzecznie, choć nie z własnej woli- winę ponosiłam sama. O ile za pierwszym razem nie denerwowałam się aż tak bardzo reakcją sąsiadów (choć warto chyba wspomnieć, iż trzech ich pode mną mieszkało, a każdy jeden w jednym bicepsie miał kilka cm więcej od drugiego, niż ja liczę sobie w talii) - w końcu każdemu może się zdarzyć. A że wszyscy z mojej byłej ulicy jak ona długa i szeroka wiedzieli już, że za sprawą obcasa który zahaczył się o próg jestem w stanie spaść z dwudziestu schodów, czy też złamać dwukrotnie rękę w tym samym miejscu w najbardziej możliwy z absurdalnych sposobów a bez siniaka chyba mnie nie widzieli jako że codziennie uderzam z impetem którąś z kończyn w coś ciężkiego, tudzież ostrego (lub też jedno i drugie) - pewnie ich nie zdziwiło, że mnie zdarzyło się aż trzykrotnie. Za drugim zalaniem mieszkania postanowiłam przemykać po schodowej klatce niczym myszka, którą właściwie trochę przypominam ze względu na to, iż mam w zwyczaju mówić tak cicho, iż nikt mnie nie słyszy. No, zazwyczaj. Za trzecim zabunkrowałam się w garderobie, nie wychodząc z własnego kąta przez tydzień. Kiedy w końcu brak podstawowych zapasów potrzebnych do dalszej egzystencji zwanych dalej owiniętym w bibułkę tytoniem zmusił mnie do opuszczenia mieszkania niepewnie wyglądałam przez wizjer przez jakiś kwadrans - na szczęście nikt uzbrojony w widły, sierpy i młoty pod drzwiami nie koczował, pałając żądzą zemsty. Co dziwne, sama pewnie skłonna byłabym przeprowadzić się nad pechową sąsiadkę i uczynić jej pięknym za nadobne. Ale, miłościwe to chłopaki - a że dres mam dres i że w każdym zdaniu o co najmniej siedem przecinków za dużo to już na to tylko dowód, iż po okładce oceniać nie warto...
Grafika pochodzi z poradnika: Zalane mieszkanie - co robić? - a poradnik ów jak najbardziej potrzebny, bowiem, Moi Mili, nie znacie dnia, ani godziny! ^.^
Ba, zalane mieszkanie (choć trzy razy z rzędu to już spory wyczyn) to tylko jedna metoda na moje jakże udane przeprowadzone zamachy prosądziedzkie. Tuż po przeprowadzce w nowe miejsce zamknęłam na klucz nie tylko drzwi do swojego mieszkania, ale i te do przedsionka prowadzącego do czterech kątów moich i nowych sąsiadów obok. Niepomna zupełnie, że państwo B nie posiadają klucza do drzwi zewnętrznych (choć dzień wcześniej o tym wspominali) wybrałam się na beztroską rowerową przejażdżkę, gdzie to wiecie kwiatki zbierałam i grzybki na kolację i nawet mały piknik w towarzystwie soku z gumijagód zdążyłam odbyć. Na te kilka godzin wyłączyłam telefon, na który na nieszczęście własnej radości zerknęłam przed wyruszeniem w podróż powrotną. Siedemnaście nieodebranych połączeń nie zwiastowało niczego dobrego, zważywszy na to, iż wszystkie były z jednego numeru telefonu. Jak się okazało, numer ów należał do sąsiadów, którzy nie posiadając klucza do wewnętrznych drzwi, wróciwszy wycieńczeni z pracy czekali pod drzwiami przeszło cztery godziny, by dostać się do własnego mieszkania. Po piątej chyba nieco stracili dla oczekiwania na mój powrót, cobym ich łaskawie wpuściła, cierpliwość, bowiem zastałam drzwi wyważone z wykręconym zamkiem, kiedy raczyłam wrócić. Cóż, chyba na parapetówkę do nas nie zawitają...
Tak mi aż na usta z dziecięcych czasów rymowanka się ciśnie...
Paweł i Gaweł w jednym stali domu,
Paweł na górze, a Gaweł na dole;Paweł, spokojny, nie wadził nikomu,
Gaweł najdziksze wymyślał swawole.
Ciągle polował po swoim pokoju:
To pies, to zając – między stoły, stołki
Gonił, uciekał, wywracał koziołki,
Strzelał i trąbił, i krzyczał do znoju.
Znosił to Paweł, nareszcie nie może (...)
A Wy, moi Drodzy, mieliście jakieś szkody we własnym mieszkaniu? A może sami staliście się nieświadomie ich sprawcami i naraziliście się sąsiadom? Podzielcie się doświadczeniami.
xoxo
38 comments
Powiem tak, masz pecha! No nie da się ukryć! Ale ja to czytałam jak książkę! Ciężko mi się w coś wciągnąć, nie lubię czytać długich tekstów, książki też rzadko wpadają w moje ręce! Nie sądziłam, że ktokolwiek jest w stanie tak zahipnotyzować mnie opowieścią o zalaniu mieszkania (a w sumie zalaniach) i swoim nietypowym darze (obijania się o wszystko dookoła :D)
OdpowiedzUsuńDziękuję i bardzo, bardzo się cieszę! ;-) Wyjątkowe talenta wymagają wyjątkowych reakcji czytelników. :D
UsuńOjej, ale miałaś przygody i pewnie nerwów dużo przy tym :/
OdpowiedzUsuńNigdy nie mieszkałam z sąsiedztwem, od zawsze w domu jednorodzinnym. Ale jak studiowałam, przygarnęła mnie koleżanka i ją sąsiad zalał i to na świeżo pomalowane ściany
OdpowiedzUsuńJa ostatnio bałam się, że zalałam sąsiada. Całe 200 litrów wody wylało się o 6 rano na podłogę, bo pękło akwarium. Mieliśmy szybką pobudkę. Na całe szczęście nie zalaliśmy sąsiada, ale po tym incydencie poprosiliśmy ciocię, w której mieszkamy mieszkaniu, by je ubezpieczyła.
OdpowiedzUsuńWspolczuje przygod i nerwow. Ja nieszczęście nie mam takich problemow bo mieszkam w domku ale gdybym byla w mieszkaniu to podejrzewam że taki oech moglby dopasc i mnie, dlatego poradnik zapisuje :-)!
OdpowiedzUsuńOj mam nadzieję, że ja nigdy nikogo nie zaleję :(
OdpowiedzUsuńWow miałaś na prawdę pecha! Ja na szczęście mieszkam w domu jednorodzinnym z czego jestem szczęśliwa ;)
OdpowiedzUsuńJa na szczęście przynajmniej na razie mieszkam w domu, więc nawet jak coś zaleję to u siebie, a nie komuś. Rzeczywiście pech, że zdarzyło Ci się to aż trzy razy. Chociaż sama nie muszę obecnie przejmować się tym, że mogę komuś zalać mieszkanie to jednak dobrze wiedzieć jak postępować w takiej sytuacji :)
OdpowiedzUsuńO jej ale miałaś przygody! Mam nadzieję, że nigdy nie spotka mnie coś podobnego. Właśnie zamieszkałam na parterze więc ewentualnie ja mogę zostać zalana.
OdpowiedzUsuńWspółczuję Ci takiego pecha, ja puki co nie miałam takich sytuacji ani w tym znaczeniu podobne i nie chciałabym mieć ;)
OdpowiedzUsuńJa na szczęście nikogo nie zalałam, ale zalano mnie (trzykrotnie) - gdybym nie miała ubezpieczenia, to nie wiem jakbym poradziła sobie z tym problemem.
OdpowiedzUsuńFaktycznie trochę pechowe wydarzenia. Ja na szczęście nie miałam nigdy takich problemów. Obecnie mieszkam z teściowa, Ale na parterze, więc się śmieje, że my raczej nikogo nie zalejemy i jak już to nas prędzej zaleją.
OdpowiedzUsuńMam to szczęście, ze teraz mieszkam w domu jednorodzinnym z dala od sąsiadów haha ;) ale jak mieszkałam w mieście i bloku, to na szczęście na ostatnim piętrze 10p, więc mogłam zalać tylko ja (choć nigdy mi się to nie zdarzyło) a nie ktoś mnie ;)
OdpowiedzUsuńJa nigdy takiej przygody nie miałam i oby tak pozostało. Czuje, że gdyby ktoś zalał mi moje wymarzone mieszkanie, ja załamałabym się na długo. Dlatego też swój kąt mam ubezpieczony, aby jak najszybciej zlikwidować powstałe szkody.
OdpowiedzUsuńJak,to mówią - złe,to się na momencie zrobi :-/
OdpowiedzUsuńja na razie mieszkam w domku ale za rok będę miała mieszkanko na 1 piętrze mam nadzieje, że nikt mnie nie zaleje i ja nikogo również nie, chociaż kto wie
OdpowiedzUsuńCale szczescie, ze mieszkamy w domu z dala od sasiedztwa. Nie wyobrazam sobie takiej sytuacji. Chociaz kiedys, jeszcze jak bylam mala w podstawowce to nam sasiad zalal lazienke. Kiedy moja mama wrocila ze mna ze szkoly na widok wody zrobila sie purpurowa. A sasiad sobie smacznie spal.
OdpowiedzUsuńojej współczuję, to okropny pech
OdpowiedzUsuńUważam, że super poradnik, ja nie wiedziałam co zrobić w razie wypadku a teraz już wiem :)
OdpowiedzUsuńŻycie w bloku nie jest proste i wiele zależy od sąsiadów...
OdpowiedzUsuńMieszkam w domu jednorodzinnym, ale pamietam jak poszedl nam zawor i zalalo cala kuchnie, masakra :)
OdpowiedzUsuńJa cale zycie w wiezowcu :D
OdpowiedzUsuńOj biedni sąsiedzi :D Poradnik cudny! Na szczęście my mieszkamy w domu rodzinnym :)
OdpowiedzUsuńJulko kochana no nie chciałabym być Twoją sąsiadką hahahahaha. Ja na szczęście mieszkam na parterze, więc zalać mogę jedynie piwnice. Jednak to na mnie splynie wszystko z gory, wiec warto wiedziec co robic w takiej sytuacji.
OdpowiedzUsuńJa na szczescie nie mialam takich przygód :) teraz mieszkam w domku wiec zalanie przez sasiada czy wiercenie mi nie grozi :D
OdpowiedzUsuń"szczęściara' z Ciebie :) Za miesiąc się wyprowadzam w końcu do swojego domu i liczę, że takie atrakcje mnie ominą. Gdybym tak kogoś zalała to kaplica- nie wiem czy mieszkanie jest ubezpieczone i teraz widzę, że to podstawa jak się mieszka w bloku.
OdpowiedzUsuńDokładnie życie w bloku ma swoje plusy ale i minusy także
OdpowiedzUsuńPowiem Ci że tekst bardzo, ale to bardzo ciekawy, choć o cudzym pechu. Ja na szczęście nie miałam takich przejść. Choć raz, a nie przepraszam dwa razy spaliła bym dom. Raz robiłam frytki i o nich zapomniałam. Cały dom zadymiony, wpadłam do kuchni i bezmyślnie wrzuciłam garnek z gorącym olejem do wiadra z wodą. Walnęło aż miło. Za drugim razem chciałam napalic w piecu i też mi nie poszło najlepiej
OdpowiedzUsuńJa na szczęście nikogo nie zalałam ' jeszcze' haha :)
OdpowiedzUsuńNa szczęście nie zdarzyło mi się to nigdy. Mieszkkamy w domu jednorodzinnym więc nie mam problemów z sąsiadami. Uf !
OdpowiedzUsuńJeśli się czegoś boisz, to to się właśnie dzieje. Tak już świat został stworzony.
OdpowiedzUsuńRaz zalała nas sąsiadka z góry, ale na szczęście tylko trochę + jesteśmy ubezpieczeni :)
OdpowiedzUsuńRaz o mały włos nie zalałam sąsiadów! Na całe szczęście udało mi się zareagować na tyle szybko, że skończyło się tylko na zbieraniu wody z płytek. Współczuję przeżyć z tym trzykrotnym zalaniem:C
OdpowiedzUsuńNie miałam żadnej takiej przygody, może i dobrze bo nie wiedziała bym co mam robić. Bardzo przydatny wpis.
OdpowiedzUsuńNo cóż, ja mam to "szczęście", że do mieszkania pode mną wprowadził się sąsiad dość niefrasobliwy. Takoż też przeprowadził remont: usunął ściankę działową, doprowadzając do pęknięcia trzech ścian w moim mieszkaniu. I jeśli ktoś sądzi, że chociaż przeprosił (choć doskonale wie, co nawyczyniał), to jest w błędzie.
OdpowiedzUsuńja kiedyś zalałam sąsiada, naszczęście był wyrozumiały i skończyło się bez odszkodowań a nawet krzyków :(
OdpowiedzUsuńWspółczuję xd ale ja na szczęście mieszkam od zawsze w domu jednorodzinnym xd
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)