Tego dnia w kurniku było wyjątkowo spokojnie. Majestatycznie puszyste stworzenia o upierzeniu we wszystkich barwach tęczy wysiadywały jajka, jedynie od czasu do czasu przerzucając się najświeższymi ptasimi plotkami, podczas gdy teren patrolował z dumną miną jedyny obecny w stadzie kogut, który swą “rodzynkowością” pysznił się niczym paw. Tu i ówdzie latały pióra, ziarna i kłęby siana - można rzec, że był to najzwyklejszy poniedziałek w ptaszęcym świecie. Nagle z najdalszego i najciemniejszego rogu kurnika wyskoczyła rdzawa, oszalała z przerażenia nioska, gdacząca co najmniej tak głośno, jak gdyby gonił ją głodny lis. Uspokoiwszy się nieco, stanęła na środku pomieszczenia i... mieszkańcy pierzastej zagrody zamarli. Wszystko wskazywało na to, że oto objawiła się samozwańcza królowa na rachitycznych nóżkach; kura, która narobiła takiego rabanu miała bowiem na głowie... szczerozłotą koronę. Najbardziej zdębiał oczywiście kogut, dostrzegając nareszcie szansę na podkreślenie swej wyjątkowości odpowiednim związkiem. Otrząsnąwszy się z szoku, doskoczył do niej w kilku susach i wypiął pierś jeszcze bardziej do przodu (choć nie sądzono, że jest to możliwe). Wtem jednak hałaśliwie otworzyły się drzwi do kurnika...
Żartuję - to nie ta historia, ale jako utytułowana przez Was kurza mama, nie mogłam się powstrzymać przed takim intro. Sorry not sorry! 😂 Przejdźmy jednak do właściwej opowieści; tej dla trzeciej części cyklu “Jej królewska mość prowadzi śledztwo”, napisanej przez S.J. Bennett.