Witajcie, Kochani.
Wieki zajęła mi pozornie nieistotna decyzja odnośnie przeczytania powieści K.N. Haner Sny Morfeusza. Internetowe recenzje były tak rozróżne, iż obawiałam się co zastanie mnie tuż za okładką. Jedni (czasem nawet w sposób nie do końca kulturalnie akceptowalny) uznali owe dzieło za najgorsze, z jakim to styczność w swoim życiu mieli; inni zaś docenili zamysł, koncepcję i próbę tworzenia autorki a nawet i fabułę pod niebo wynosili. Po lekturze podczas której emocji towarzyszyła mi kaskada cała wiem jedno- Sny Morfeusza można kochać lub nienawidzić, ustawić je na piedestałowej półce lub też zakopać głęboko pod ziemią. Zdecydowanie jest to pozycja skrajnie niebezpieczna emocjonalnie. Dlaczego?