„Być może nieważne, czy prezent masz w ręce, bo w Świętach, cóż, chodzi o coś… o coś więcej.”
Do tej pory byłam przekonana, że idealna bożonarodzeniowa książka nie
istnieje. Okazało się, że byłam w błędzie – po prostu nie została jeszcze
wydana w Polsce, co zmieniło w tym roku wydawnictwo Kropka, któremu jestem za
to bardzo wdzięczna. Odkąd obejrzałam film traktujący o złośliwym i niezwykle
ironicznym zielonym stworku, zwanym Grinchem, stał się on moją bez wątpienia
ulubioną gwiazdkową postacią, z którą zresztą (o czym przynajmniej połowa
bookstagramowego świata zdążyła się już doskonale przekonać) bardzo się
identyfikuję. Po filmie przyszła pora na ekranizację w formie animowanej, która
urzekła nieco mniej od wersji pierwotnej, ale i tak uplasowała się całkiem
wysoko na liście moich faworytów, jeśli chodzi o filmy (antyświąteczne).
Wreszcie nadeszła i ona: wyczekiwana przeze mnie książka, przedstawiająca losy
Grincha. Bo… jak to się właściwie stało, że stał się on dokładnie tym, kim
jest?