• Strona główna
  • O mnie
  • Współpraca

Opowiadam historie o historiach. Recenzuję literaturę - bo życie jest sztuką.

Nazywana słowotwórstwem derywacja oferuje szerokie pole do popisu wszystkim kochającym zabawę literami. Do dziś z ogromną dozą nostalgii wspominam jedną z gimnazjalnych lekcji języka polskiego, na której otrzymałam pozornie proste zadanie: zaprojektuj własne słowo - posiadające określony sens i opierające się na bazie już istniejącego. Jako że już wówczas cechowałam się właściwą swojemu zwichrowaniu finezją i fantazją, nie zdecydowałam się na oklepany czy prosty temat słowotwórczy (czyli część wspólną wyrazu podstawowego i pochodnego, a więc wymyślonego). Postawiłam na... sen - choć nie tylko. Słowo, które przyszło mi wówczas do głowy to “zbezsennienie”, oznaczające mniej więcej tyle co: bez snu i bez sensu. Tak, od zawsze byłam pozytywnie nastawiona do rzeczywistości. 😉 Dlaczego o tym wspominam? Z prostego powodu – utrzymany w post-apokaliptycznym, thrillerowym oraz horrorowym klimacie zbiór opowiadań, który napisał Rafał Wałęka, mogłabym określić właśnie mianem wymyślonego przeze mnie “zbezsennienia”. Cóż to była za ostra jazda bez trzymanki i żonglerka nieskończoną ilością pomysłów sprawiających, że czytelnik w pewnym momencie sam traci poczucie teraźniejszości i nie wie, co jest prawdą, a co wymysłem Autora. “Insomania” przypominała mi płynne przechodzenie fabuły “Kukułczego gniazda” do tej z “Dnia świstaka”; skrzyżowanych w dodatku z materializacją najgorszych koszmarów sennych. Schizofrenia? Śpiączka? Nowa rzeczywistość? Z pewnością najbardziej przewrotna tegoroczna pisarska koncepcja! Kiedy myślisz już, że ustaliłeś, co tu się wyprawia... surprise, surprise. Autor znowu wchodzi cały na czarno. PS Też jestem fanką Wicka. ;) 

Poniżej przedstawię Ci pokrótce każdy z szalonych snów Autora, czyli znajdujące się w tomie opowiadania oraz nowelę/mini-powieść; książkę w książce, która wieńczy dzieło. 

Zapraszam do labiryntu “zbezsennionych” historii. 😉  

17:49:00 No comments

 Cóż może być lepszego od akcji powieści, rozgrywającej się w kochanej przeze mnie i darzonej szczególnym sentymentem Kotlinie Kłodzkiej? Fabuła książki, która maluje się przed oczami czytelnika jako dynamicznie przesuwane stop-klatki, ukazujące dzikie połacie ośnieżonych okolic Lądka oraz Dusznik Zdroju, w których stacjonowałam przez ponad miesiąc, bagatela, 23 razy – o ile moje okrojone umiejętności matematycznie nie popełniły błędu w obliczeniach, czego w żadnym wypadku nie można wykluczyć.  

“Kotlina Kłodzka zmieniała się w krainę śniegu. Jakby ktoś rozdarł pierzynę, a puch nieprzerwanie sypał z nieba.” 

Można napisać wiele o mniej lub bardziej znanych dusznickich i pobliskich im zakątkach, jednak trzeba Ci wiedzieć przede wszystkim jedno: nie ma w Polsce drugiej tak malowniczej, choć pełnej dziewiczych, nieodkrytych i przez to tak pięknych terenów, krainy. Jako zapalona fotograf, doprowadzając swoje bydgoskie zdjęcia do względnej perfekcji, korzystam z mnóstwa programów graficznych, aby nadać im pożądanych barw i odcieni. Używanie jakichkolwiek efektów dla odbitek wykonanych w Dusznikach-Zdroju byłoby... grzechem; są tak nasycone żywymi barwami, że oglądając je człowiek czuje się, jakby znalazł się w kadrze. Czy można wybrać bardziej urokliwe miejsce dla swoich książkowych bohaterów od tej bajecznej krainy? Nie sądzę. No chyba... że chce się skonstruować kryminał, który - dosłownie i w przenośni - zmrozi czytelnikowi krew w żyłach. Wówczas, o co pokusił się ceniony przeze mnie i wielokrotnie nagradzany Tomasz Duszyński, wystarczy, że zaprezentujemy jeszcze bardziej porywający krajobraz w postaci Kotliny Kłodzkiej zimą, które to bynajmniej do łagodnych nie należą. O ile kocham wszelkie, dobrze podane, literackie podróże, o tyle okazuje się, że największą przyjemność sprawiają mi te, w których poruszam się dobrze znanymi szlakami... do jakich zawsze tęsknię. Dziękuję. 

12:22:00 1 comments

I ślubuję Ci, że zawsze będę się ścigał z cieniem swojej byłej, wypatrywał jego śladów w skrawkach naszej codzienności oraz raczył Cię kłamstwami, kiedy tylko przeszłość, w której wciąż tkwię, mnie dogoni. Nie tak miało to brzmieć, prawda? A jednak przysięgi swoje, a rzeczywistość zupełnie co innego... 

“I tak właśnie zapętla się coraz bardziej nić kłamstw, którymi się nawzajem karmimy.” 

Thriller - mój gatunek literacki sine qua non. W nim dwaj najbliżsi mrocznemu sercu faworyci – genre prawniczy oraz domestic noir. Trzecią książkę Aleksandry Polańskiej, lecz pierwszą, którą miałam okazję poznać, można zdecydowanie przyporządkować do tego ostatniego; budzącego wśród czytelników największą ilość emocji, jako że bliskiego najczarniejszym odcieniom rzeczywistości. Tych, w jakich za zamkniętymi drzwiami dzieją się krzywdy i tragedie, zbrodnie zamiatane są pod dywan, a nawarstwiające się na siebie kłamstwa w końcu tworzą miraż na tyle fałszywy, że zakłócający odbiór tego, co jest ułudą, a co pozostaje prawdziwe. “Wróć do domu” to niezwykle dynamiczny thriller małżeński, którego akcję czytelnik przeżywa wespół z występującymi w tym teatrze aktorami - żoną odkrywającą, iż jej mąż nie jest tym, kogo myślała, że poślubiła oraz mężem tkwiącym w teoretycznie dawno zapomnianych, lecz wciąż żywych stop-klatkach z przeszłości i... być może, popełnionych zbrodniach. Rozgrywająca się zimą fabuła mrozi i hipnotyzuje, pozostawiając czytającego z jakże ważkimi pytaniami: czy tak naprawdę wiesz, komu co noc mówisz dobranoc? Kim jest ta osoba, która każdego wieczoru kładzie się koło Ciebie do łóżka? Czy znasz każdy jej sekret? A jeśli okazałoby się, że jej przeszłość postanowiła zmaterializować się w rzeczywistej postaci – czy możesz mieć pewność, że wciąż pozostaniesz pierwszym wyborem swojego towarzysza życia? Wszakże tyle o sobie wiemy... 


17:42:00 No comments

Rule, Rule Britannia - kiedyś ten okrzyk rozlegał się jak świat długi i szeroki aż po jego najdalsze krańce. Motywował niepokonanych zdobywców, będących panami oceanów i tworzących Imperium, nad którym miało „nie zachodzić słońce”. Choć obecnie zostały z niego smętne resztki, a hasło “God save the Queen!” zastąpiło „F*ck the Queen” grupy Sex Pistols, Brytyjczycy posiadają symbol, który przypomina im o dawno już minionej świetności. Jest nim monarcha oraz przypisane do niego regalia w postaci Korony państwowej, Miecza państwowego i innych przymiotów.  

Ta pierwsza została wykonana w 1937 roku z okazji koronacji Jerzego VI i jest repliką wersji wcześniejszej o 101 lat, używanej przez królową Wiktorię. Waży 1,06 kg i jest wysadzana oszałamiającą liczbą kamieni szlachetnych - 2868 diamentami, 17 szafirami, 11 szmaragdami i 269 perłami. Nigdy nie została oficjalnie wyceniona, jednak znawcy tematu twierdzą, że jej wartość to około 5 miliardów funtów! Duży, dwuręczny Miecz państwowy, został zaś sporządzony w 1678 roku dla Karola II i symbolizuje władzę królewską. Nie jest lekki – jego masa to 3,6 kilograma. 

Jak w każdej monarchii, przedmioty te odgrywają bardzo ważną rolę ceremonialną. Spoczywają na głowie panującego w czasie koronacji, a także inauguracji uroczystości otwarcia nowej sesji Parlamentu w Londynie, jaka następuje po każdych wyborach. Z oczywistych przyczyn są one pieczołowicie chronione - z zastosowaniem najbardziej wymagających procedur. Na co dzień znajdują się w twierdzy Tower of London, a na miejsce uroczystości przewożone są w specjalnym konwoju, nad którym czuwa brytyjska policja. Odbiera je Lord Szambelan z rąk naczelnika twierdzy oraz opiekuna królewskich klejnotów, znajdujących się w otoczeniu dwunastu yeomenów – specjalnych strażników, opiekujących się ośmioma oswojonymi krukami.  Następnie dwoma samochodami zabezpieczanymi przez pięciu członków służb specjalnych, na co dzień stanowiących osobistą ochronę władcy oraz kilkunastu policjantów, poruszających się autami oraz motocyklami, zmierzają na miejsce ceremonii przez ulice stolicy, na których wstrzymany jest wszelki ruch. Wydawałoby się, że tylko szaleniec lub kompletny desperat mógłby marzyć o ich wykradzeniu. Jedyna próba miała miejsce się w 1671 roku, jednak została stłumiona w zarodku. Dopuścił się jej awanturnik i wieczny spiskowiec – pułkownik Thomas Blood, którego król – Jerzy V, ku zdumieniu doczesnych, ułaskawił i puścił wolno. A trzeba pamiętać, że próba kradzieży regaliów królewskich jest uważana za zbrodnię zdrady stanu, a wówczas była karana śmiercią przez powieszenie. W czasie, w którym dzieje się akcja powieści prawo to nadal obowiązywało (obecnie jest zniesione). Pomimo takich obostrzeń, poczucie bezpieczeństwa służb odpowiadających za klejnoty, może okazać się złudne. Zwłaszcza gdy ewentualny złoczyńca ma przebiegły plan i jest zdesperowany... 

14:00:00 No comments

Dream a little dream... To miał być najprostszy, choć bez mała nietypowy, układ na świecie, na którego zawarcie nie każdy dostanie szansę. Ty przez chwilę będziesz żyła jej życiem pełnym blichtru i splendoru - za to pozbawionym zmartwień. Ona zadba o to, aby Twoje zostało zawieszone w czasie, przysłaniając Twoją chwilową nieobecność w rozpadającej się przyczepie z matką, która odurzona praktycznie nie odzyskuje świadomości. Koniec z dwiema jakimś cudem jeszcze łączonymi dwiema pracami podjętymi, by odłożyć pieniądze na bieżące opłaty i wpisowe na przyszłoroczne studia. Koniec ze znoszonymi ubraniami, cuchnącą klitką w metalowej puszce i obserwowaniem jak Twoja rodzicielka po raz kolejny sięga dna. Koniec z Maddison, urodzonej po prostu chyba z największą możliwą do wyobrażenia dozą pecha - która od losu dostała okrągłe nic, a może nawet mniej niż zero. Teraz pora na Madeline... i niewidoczną pozornie pułapkę w postaci złotej klatki, której sufitu nie przebije żadna głowa. Nic dziwnego, że nie wahałaś się długo, kiedy Twoja siostra bliźniaczka złożyła Ci propozycję zamienienia się miejscami. I pomyśleć tylko, że wszystko zaczęło się od licealnego projektu... którego następstwa umieściły Cię wśród potworów; pięknych z zewnątrz bestii, niewyobrażalnie niszczejących w środku. Zepsutych bogactwem czy po prostu do imentu złych? Czy gdybyś wiedziała to, czego teraz jesteś już świadoma, w dalszym ciągu przystałabyś na udawanie kogoś, kim nie jesteś, aby przez choć przez chwilę odpocząć od swojej męczącej egzystencji? Nie jest przypadkiem tak, że zamieniłaś jedno piekło na drugie – znacznie gorsze? Cóż, może nie bez powodu mawiają, że trawa zawsze jest zieleńsza po drugiej stronie płotu... 

“Mogłam zignorować całą sprawę. Bo co to wszystko niby oznaczało? Że miałam zaginioną siostrę bliźniaczkę, która wiodła żywot księżniczki, podczas gdy ja żyłam w biedzie?” 

19:22:00 No comments

Hyvää huomenta! Hei! Dzisiaj przybywam z dwiema książeczkami dedykowanymi młodszym czytelnikom, które oczarowały również mnie – naczelnego bookstagramowego Grincha. Dlaczego pokochałam serię “Cienie” w chwili, w której ujrzałam ją na oczy? Po pierwsze... dzięki nim mogłam poczuć się jak młodsza, choć już wówczas mroczna, zaczytująca się w “Szkole przy cmentarzu”, wersja siebie; ta marszcząca brwi w wyrazie zniesmaczenia częściej niż sto razy dziennie, ale jeszcze niepomarszczona na stałe. Po drugie, “Aurorię” i “Dzwoneczka” stworzył utalentowany duet pochodzący z mroźnej Finlandii – a kto obserwuje mnie chwilę dłużej, ten wie, że na punkcie tego odległego kraju mam kręćka. Wreszcie jednak... tematyka obu opowieści przystaje do moich preferencji – to śnieżne ujęcie czasów okołoświątecznych, jednak nie takie, za którym przepada większość (przesłodzone, przekolędowane, przelampkowane, przeurocze i inne inwektywy), a... spod znaku bardzo ciemnej Gwiazdki. Fińskie bajki i podania mają to do siebie, że cechują się pewnym nęcącym odcieniem czerni. Próżno szukać w nich krasnali wesoło nucących pastorałki czy Gwiazdora z (niepiwnym) brzuchem, którego twarz rozjaśnia dobrotliwy uśmiech cukrowego dziadka. Są za to złośliwe skrzaty, które kradną cienie, oszukując dzieci i w ten sposób na zawsze je więżą... oraz Święty Mikołaj, prowadzący pozbawiony nadziei dziennik, w którym opowiada o utracie powołania. Czyż to nie jest piękne? Na deser, last but not least, NIESAMOWITA oprawa graficzna historii, za którą odpowiedzialny jest Pasi Pitkänen - tak wspaniale mrocznych ilustracji ubarwiających opowieść i dodających jej charakteru nie widziałam od wielu, wielu lat – a może i nigdy wcześniej. Tämä on jotain upeaa!  

A teraz wskakuj na sanie – koniec ociągania się. Zabiorę Cię w podróż do pewnej śnieżnej krainy, której kreacji nie powstydziłby się sam Burton... gdyby odważył się na fińską, marzącą mi się po nocach, wyprawę. Gotowy?  

19:18:00 No comments
Nowsze posty
Strasze posty

O autorce

O autorce
Żona, kociara, maniaczka thrillerów, wielki ogarniacz życia. Recenzuję literaturę - bo życie jest sztuką. Opowiadam historie o historiach. Mail: kierownikoperacyjny.sp@gmail.com 💥

Kategorie

  • książki

Jestem tutaj

Statystyka odwiedzin

Stali czytelnicy

Archiwum

  • ►  2025 (140)
    • ►  maj (33)
    • ►  kwi (24)
    • ►  mar (36)
    • ►  lut (24)
    • ►  sty (23)
  • ▼  2024 (292)
    • ►  gru (18)
    • ►  lis (30)
    • ►  paź (30)
    • ▼  wrz (27)
      • Rafał Wałęka - Insomania - recenzja
      • Tomasz Duszyński - W imię ojców - recenzja
      • Aleksandra Polańska - Wróć do domu - recenzja
      • Jeffrey Archer - Brama zdrajców - recenzja
      • Hannah McBride - Mad world - recenzja
      • Timo Parvela i Pasi Pitkänen - Dzwoneczek oraz Aur...
      • Satu Rämö - Hildur - recenzja
      • Marek Stelar - Czarna wdowa - recenzja
      • Alex Kava - Zło w ciemności - recenzja
      • Krzysztof Bochus - Wirtuoz - recenzja
      • Jeneva Rose - Dom jest tam, gdzie sa ciała
      • Michał Mateusiak - Ciężar strachu
      • Camille Gale - Dziewczyna zza ściany - recenzja
      • Jacek Galiński - Czwarte sikanie Bożenki Kowalskie...
      • Paulina Świst - Bestseller - recenzja
      • Kit Frick - I killed Zoe Spanos - recenzja
      • Charlie Donlea - Martwe spojrzenie - recenzja
      • Dagmara Zielant-Woś - Lato drugich szans - recenzja
      • Klaudia Bianek - Danger - recenzja
      • Krystyna Mirek - Każdy może zginąć - recenzja
      • Daniel Hurst - Wdowa po lekarzu - recenzja
      • Victoria Eugenia Henao - Pani Escobar - recenzja
      • Krzysztof Bochus - Klątwa Lucyfera - recenzja
      • Katarzyna Michalak - Trzy siostry - Burza - recenzja
      • Robin Cook - Przyczyna zgonu - recenzja
      • Max Czornyj - Apogeum zła - recenzja
      • Jarosław Molenda - Ręcznikowy dusiciel - recenzja
    • ►  sie (28)
    • ►  lip (25)
    • ►  cze (20)
    • ►  maj (21)
    • ►  kwi (22)
    • ►  mar (24)
    • ►  lut (29)
    • ►  sty (18)
  • ►  2023 (143)
    • ►  gru (17)
    • ►  lis (20)
    • ►  paź (15)
    • ►  wrz (14)
    • ►  sie (14)
    • ►  lip (15)
    • ►  cze (8)
    • ►  maj (10)
    • ►  kwi (9)
    • ►  mar (9)
    • ►  lut (7)
    • ►  sty (5)
  • ►  2022 (31)
    • ►  gru (1)
    • ►  lis (2)
    • ►  paź (2)
    • ►  wrz (2)
    • ►  sie (5)
    • ►  lip (2)
    • ►  cze (2)
    • ►  maj (2)
    • ►  kwi (3)
    • ►  mar (3)
    • ►  lut (4)
    • ►  sty (3)
  • ►  2021 (60)
    • ►  gru (2)
    • ►  lis (2)
    • ►  paź (4)
    • ►  wrz (5)
    • ►  sie (5)
    • ►  lip (13)
    • ►  cze (9)
    • ►  maj (6)
    • ►  kwi (9)
    • ►  mar (4)
    • ►  lut (1)
  • ►  2020 (55)
    • ►  gru (1)
    • ►  lis (6)
    • ►  paź (5)
    • ►  wrz (3)
    • ►  sie (3)
    • ►  lip (5)
    • ►  cze (6)
    • ►  maj (6)
    • ►  kwi (8)
    • ►  mar (6)
    • ►  lut (2)
    • ►  sty (4)
  • ►  2019 (40)
    • ►  gru (4)
    • ►  lis (4)
    • ►  paź (4)
    • ►  wrz (3)
    • ►  sie (4)
    • ►  lip (5)
    • ►  cze (1)
    • ►  maj (5)
    • ►  kwi (2)
    • ►  lut (7)
    • ►  sty (1)
  • ►  2018 (96)
    • ►  gru (2)
    • ►  lis (2)
    • ►  paź (4)
    • ►  wrz (5)
    • ►  sie (8)
    • ►  cze (8)
    • ►  maj (12)
    • ►  kwi (11)
    • ►  mar (13)
    • ►  lut (14)
    • ►  sty (17)
  • ►  2017 (197)
    • ►  gru (6)
    • ►  lis (11)
    • ►  paź (9)
    • ►  wrz (16)
    • ►  sie (24)
    • ►  lip (20)
    • ►  cze (17)
    • ►  maj (19)
    • ►  kwi (16)
    • ►  mar (18)
    • ►  lut (8)
    • ►  sty (33)
  • ►  2016 (81)
    • ►  gru (15)
    • ►  lis (23)
    • ►  paź (17)
    • ►  wrz (11)
    • ►  sie (11)
    • ►  cze (2)
    • ►  lut (2)
  • ►  2015 (8)
    • ►  lis (1)
    • ►  cze (1)
    • ►  maj (1)
    • ►  mar (1)
    • ►  lut (2)
    • ►  sty (2)
  • ►  2014 (18)
    • ►  gru (1)
    • ►  lis (1)
    • ►  paź (1)
    • ►  wrz (3)
    • ►  sie (1)
    • ►  kwi (4)
    • ►  mar (4)
    • ►  lut (1)
    • ►  sty (2)
  • ►  2013 (18)
    • ►  gru (2)
    • ►  lis (4)
    • ►  wrz (1)
    • ►  sie (2)
    • ►  lip (1)
    • ►  cze (3)
    • ►  lut (3)
    • ►  sty (2)
  • ►  2012 (14)
    • ►  gru (1)
    • ►  paź (5)
    • ►  cze (2)
    • ►  kwi (1)
    • ►  mar (3)
    • ►  lut (2)
  • ►  2011 (12)
    • ►  gru (2)
    • ►  lis (2)
    • ►  paź (2)
    • ►  wrz (3)
    • ►  sie (1)
    • ►  lip (1)
    • ►  mar (1)

Created with by ThemeXpose | Distributed By Gooyaabi Templates