Nazywana słowotwórstwem derywacja oferuje szerokie pole do popisu wszystkim kochającym zabawę literami. Do dziś z ogromną dozą nostalgii wspominam jedną z gimnazjalnych lekcji języka polskiego, na której otrzymałam pozornie proste zadanie: zaprojektuj własne słowo - posiadające określony sens i opierające się na bazie już istniejącego. Jako że już wówczas cechowałam się właściwą swojemu zwichrowaniu finezją i fantazją, nie zdecydowałam się na oklepany czy prosty temat słowotwórczy (czyli część wspólną wyrazu podstawowego i pochodnego, a więc wymyślonego). Postawiłam na... sen - choć nie tylko. Słowo, które przyszło mi wówczas do głowy to “zbezsennienie”, oznaczające mniej więcej tyle co: bez snu i bez sensu. Tak, od zawsze byłam pozytywnie nastawiona do rzeczywistości. 😉 Dlaczego o tym wspominam? Z prostego powodu – utrzymany w post-apokaliptycznym, thrillerowym oraz horrorowym klimacie zbiór opowiadań, który napisał Rafał Wałęka, mogłabym określić właśnie mianem wymyślonego przeze mnie “zbezsennienia”. Cóż to była za ostra jazda bez trzymanki i żonglerka nieskończoną ilością pomysłów sprawiających, że czytelnik w pewnym momencie sam traci poczucie teraźniejszości i nie wie, co jest prawdą, a co wymysłem Autora. “Insomania” przypominała mi płynne przechodzenie fabuły “Kukułczego gniazda” do tej z “Dnia świstaka”; skrzyżowanych w dodatku z materializacją najgorszych koszmarów sennych. Schizofrenia? Śpiączka? Nowa rzeczywistość? Z pewnością najbardziej przewrotna tegoroczna pisarska koncepcja! Kiedy myślisz już, że ustaliłeś, co tu się wyprawia... surprise, surprise. Autor znowu wchodzi cały na czarno. PS Też jestem fanką Wicka. ;)
Poniżej przedstawię Ci pokrótce każdy z szalonych snów Autora, czyli znajdujące się w tomie opowiadania oraz nowelę/mini-powieść; książkę w książce, która wieńczy dzieło.