Jarosław Molenda - Ręcznikowy dusiciel - recenzja

by - 19:31:00

Ufasz, bo jeszcze nie poznałeś prawdziwego zła. Guma Donald, ortalionowe dresy, oranżada w butelce, popołudnia spędzane z kolegami na podwórkowym trzepaku albo oglądaniu kreskówek z kaset VHS - oczywiście po odrobieniu zadań domowych. Oto Twoja codzienność, nieskażona jeszcze zagrożeniami, które czyhają... bliżej niż ktokolwiek mógłby pomyśleć; w środowisku, w którym żyjesz. Szare, bliźniaczo wyglądające blokowiska, w teorii powinny być bezpieczne. Większość zna się z widzenia, odbiera za sąsiada korespondencję czy pożyczy szklankę cukru, kiedy okaże się, że nagle go zabrakło - toteż z obowiązkowego do kawy ciasta niewiele by wyszło. Przytrzymuje drzwi, kiedy widzi, że pani z piątego piętra spieszy z zakupami, uginając się pod ciężarem niesionych siatek - może nawet pomoże we wniesieniu ich na górę. W każdym miejscu jest jednak przynajmniej jeden drapieżnik; ktoś, kto tylko czeka na dogodny moment, aby zaatakować najbardziej bezbronną, znacznie słabszą od siebie istotę - w tym przypadku kilkuletnie dziecko.  

 

Tadeusz Kwaśniak podróżował po kraju, przemieszczając się pomiędzy miastami posiadającymi najbardziej dogodne połączenia kolejowe. Z wyglądu niepozorny; doskonale wtapiał się w ówczesne, przez długi czas bezbarwne, realia. W zależności od tego, kogo zapytać - 170 cm wzrostu (lub trochę mniej/więcej), ciemne włosy, obowiązkowy wąs. Na nogach sterylnie białe, popularne obuwie sportowe. Golf i kurtka w ciemnej kolorystyce. Czasem czapka. Chłopek roztropek rodem z powiedzeń, o którego można by się potknąć i nawet go nie zauważyć - a już na pewno nie dałoby się go po aparycji podejrzewać o popełnianie zbrodni najgorszego kalibru. I w tym właśnie upatrywał swoją szansę - nie wzbudzając żadnych podejrzeń, potrafił podejść każdą ze swoich ofiar... chłopców w wieku od kilku do kilkunastu lat. Pięciu zabił - choć usiłował pozbawić życia większe grono. Gwałcił. Obrabowywał ich mieszkania z kosztowności, a samych młodocianych z dzieciństwa, niewinności, wiary w dobro i... człowieczeństwo. 

Zawsze ten sam modus operandi: wyjazd do Poznania czy innego miasta o znanej topografii, przemierzanie blokowisk w godzinach porannych i wypatrywanie chłopców, którzy byli sami. Następnie zaczepka – wiarygodna: że tata prosił o odebranie pieniędzy, mama kazała przekazać list, konieczne jest sprawdzenie znajdujących się w domu dokumentów. Co zrobi nieuprzedzony o ogromnym zagrożeniu płynącym z zaufania nieznajomemu kilkulatek, kiedy usłyszy, że ten inteligentnie wyrażający się i miło wyglądający pan musi coś zrobić w mieszkaniu na prośbę rodzica? Skoro tak mówi, to na pewno go zna, prawda? Dziecko otwiera drzwi i, wciąż niczego nieświadome, wprowadza obcego do pokoju. Na początku mężczyzna prowadzi poszukiwania. Nie rozgląda się jednak za tym, co rzekomo miał znaleźć - poluje na pieniądze i biżuterię, które po innych zbrodniczych aktach zabierze ze sobą; to jego jedyne źródło utrzymania. Namierzywszy je lub nie, przechodzi do kolejnego punktu chorej misji. Każe dziecku się rozebrać... Po wszystkim idzie do łazienki i sięga po ręcznik. Zmoczywszy go wodą, usiłuje udusić chłopca. Niekiedy mu się to udaje. Czasem ktoś znajduje porzuconą ofiarę na czas i wzywa służby. Dziewięcio- czy jedenastolatka można odratować - przynajmniej fizycznie; bo czy po takim akcie psychicznie ma on jeszcze szansę stać się na powrót “normalnym”? 

Zabrał rodzicom synów, rodzeństwu braci, rówieśnikom - kolegów. Już nigdy nic nie będzie dla nich takie, jak było.” 

W roku 1990 nie było takich metod śledczych jak dzisiaj – nie wspominając wcale o Internecie w każdym telefonie komórkowym, możliwości wysłania maila w sekundę czy korzystania z rozległych komputerowych baz danych. Zanim ówczesna policja ustaliła, że na terenie Polski dochodzi do niezwykle podobnych zbrodni, upłynęło wiele czasu. Jeszcze trudniejsze okazało się namierzenie kogoś, kto przemieszcza się po całym kraju i zabija - zmieniając swój wygląd i pozostając całkowicie nieuchwytnym. Bezlitosny, beznamiętnie psychopatyczny morderca-gwałciciel, pedofil o nieznanej tożsamości...  

Czy może być gorszy koszmar dla prowadzących śledztwo mundurowych, którzy dalej budzą niechęć w społeczeństwie, bo jako “policja” funkcjonują dopiero od niedawna? Poszukiwania sprawcy oznaczają w istocie wyścig z czasem – każda zwłoka może kosztować kolejne dziecko życie... i/lub przyszłość. 

Zabijał bez sumienia, dopadło go w końcu ono w samotnej celi i zmusiło do wymierzenia sprawiedliwości.” 

Sporządzanie portretów pamięciowych, w czym pomocne okazały się straumatyzowane, niedoszłe ofiary “ręcznikowego dusiciela”, przesłuchania licznych świadków, którzy widzieli w okolicach bloków podejrzanego mężczyznę, apele nadawane w telewizji i drukowane w prasie... Wszystko to w końcu przynosi swój skutek w postaci schwytania złoczyńcy... choć dzieje się to zdecydowanie zbyt późno. Z jednej strony “dobrze”, że zdążył zamordować “tylko” pięć osób - a nie więcej. Z drugiej... żaden z tych chłopców nigdy nie pójdzie do szkoły średniej, nie założy własnej rodziny, nie będzie realizował się zawodowo, nie ożeni się, nie spłodzi własnego potomka... nie zrobi niczego. Czy w takim przypadku można mówić o szczęściu w nieszczęściu?  

Ten przypadek jest dla mnie zagadką.” 

Oczekując na proces, aresztowany Tadeusz Kwaśniak wypranym z emocji głosem opowiada o popełnionych czynach. Bierze udział w rekonstrukcjach zdarzeń, utrwalanych na taśmach magnetowidu. Słusznie obawiając się linczu, sam wymierza karę i odbiera sobie życie w celi. Czy jednak samobójstwo jest wystarczającą odpłatą dla kogoś, kto zabił pięć najbardziej niewinnych z istot? Bywają przewiny nie do wyrównania... 

(...) podejrzany o najcięższe zbrodnie - sam wymierzył sobie sprawiedliwość.” 

Tak w telegraficznym skrócie przedstawia się tematyka “Ręcznikowego dusiciela” - najnowszego reportażu true crime Jarosława Molendy, którego należy zdecydowanie pochwalić za wierne odwzorowanie klimatu lat 90. oraz zamieszczenie w swojej propozycji licznych doniesień prasowych, zapisów przesłuchań, fragmentów zeznań świadków czy akt sądowych i wykonanych z nich fotokopii. Mnóstwo faktów - podanych jednak w mojej opinii zbyt beznamiętnie. Po lekturze mam wrażenie, że zapoznałam się z mnóstwem protokołów wymiaru sprawiedliwości czy policyjnych – a nie z reportażem z krwi i kości. Molenda niekiedy zamieszcza na stronie dwa krótkie zdania napisane przez siebie; resztę stanowią cytaty. Gdybym chciała przeczytać akta sądowe jakiejś sprawy... złożyłabym wniosek o możliwość zapoznania się z nimi, zamiast sięgać po true crime, od którego oczekuję jednak większej ilości wkładu własnego. Autorstwo “Ręcznikowego dusiciela” należałoby przyporządkować głównie przytaczanemu Jerzemu Jakubowskiemu, dowodzącemu sprawą Kwaśniaka. Zdecydowanie za mało Molendy w Molendzie, choć trzeba przyznać, że sam tytułowy “bohater” dzięki tak suchemu i nieociosanemu (nawet zeznania świadków zostały przepisane w często topornym oryginale) przedstawieniu, może się jawić jeszcze bardziej przerażająco. Temat trudny, warty uwagi i ku przestrodze - myślę, że mógłby zostać przybliżony w bardziej dopracowany i unikatowy, mniej suchy sposób. Jestem ciekawa czy kolejny reportaż Autora okaże się mocniej... autorski. Myślę, że książka skorzystałaby także na mniejszej ilości zdjęć (nie wszystkie z nich były istotne dla sprawy). To moja pierwsza recenzja z cytatami z propozycji czytelniczej, które... nie wyszły spod pióra Pisarza, a są wypowiedziami cytowanych przez niego osób. Tak czy inaczej – zbrodnie Kwaśniaka, choć minęło od nich już tak wiele lat, wciąż mrożą - a “Ręcznikowy dusiciel” umożliwił mi poznanie mnóstwa informacji na ich temat. Niekiedy zło elektryzuje... częściej tylko przeraża. 6/10 

“Bez cienia żalu relacjonował momenty zgwałceń, bez cienia skruchy chwile, w których odbierał dzieciom życie.” 

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)