Co stałoby się, gdyby świat, który do tej pory znałeś, nagle przestał istnieć? Tego rodzaju rozważania często stają się punktem wyjścia do stworzenia unikatowych fabuł postapokaliptycznych powieści fantasy. Jedne z nich kreują rzeczywistości kompletnie odmienne od realiów będących naszą codziennością, podczas gdy inne prezentują środowiska podobne naszym, jednak naznaczone tą lub inną tragedią. Nie przesadzę, jeśli stwierdzę, że trzeba mieć nie lada wyobraźnię, aby stworzyć książkę z oryginalnym wszechświatem po przewrocie czy katastrofie, który wyróżni się spośród tak wielu bliźniaczych propozycji wydawniczych. Rafał Jakub Pastwa, poznany przeze mnie za sprawą „Nadchodzi nic”, zdecydowanie taką właśnie finezją połączoną z fantazją się cechuje. Nie jest to jednak jedyna zaleta Jego pisarskiego kunsztu. Oprócz nietypowej i dobrej językowo opowieści, zaprezentował on bowiem w swojej historii… cały wachlarz rozważań egzystencjalnych. Najnowsze dzieło Autora być może nie jest lekką wakacyjną lekturą, ani taką na jeden raz, lecz za to z pewnością skłania do refleksji. Wiem, że czekasz na wiele – i do mnóstwa dążysz, a o jeszcze znaczniejszej liczbie ziszczonych pragnień skrycie śnisz, ale… cóż. Czasem, niekiedy, a właściwie to stosunkowo często – „Nadchodzi nic”.