M. W. Jasińska - W pełni rozkwitających drzew - recenzja

by - 18:54:00

„Tragedia zawsze będzie ciekawsza od komedii. (…) Nie musisz być tylko bohaterką mojej historii. Napisz własną, jesteś do tego zdolna. Komedia czy tragedia, wybór należy do Ciebie.”

Angielski dramatopisarz i poeta William Congreve utrzymywał, iż piekło nie zna furii takiej jak kobieta wzgardzona – w twierdzeniu tym zawierając sto procent prawdy. Znajdujące się wśród pragnień, lecz z wielu powodów niezdobyte, zawsze będzie pociągało; odrzucone – mamiło wizją odwrócenia losu lub naprawienia przeszłych błędów. Choć niekiedy prędzej piekło zamarznie, niźli karta przeznaczenia się odmieni, czasem… wizja pogoni za nieosiągalnym okaże się nagrodą samą w sobie, a i – w rzadszych przypadkach – skończy się zwyciężeniem nierealnego. Między innymi o tym traktuje pierwsza książka M.W. Jasińskiej… choć po jej przeczytaniu niezwykle trudno mi uwierzyć, że to debiut. Podczas gdy większość z nich cechuje się błędami, które są w pełni zrozumiałe i naturalne – „W pełni rozkwitających drzew” to propozycja czytelnicza, będąca ich pozbawiona. Ta dzika, mroczna i magiczna opowieść, będąca udanym połączeniem gotyckiej powieści grozy, thrillera, fantasy i baśniowego romansu o najpiękniejszej tegorocznej okładce jest… praktycznie perfekcyjna. A teraz rozsiądź się wygodnie i przeczytaj moją historię o historii uosobionego diabła o tragicznej przeszłości; nieumarłego, którego pokochała pewna piękna czarownica, wyruszając w bój z przeznaczeniem i połową świata. Zbliż się jeszcze odrobinę, a może szepnę Ci na ucho kilka zdań o zaczarowanym (a może przeklętym?) zamczysku, otoczonym mającymi magiczną moc kwiatami magnolii. I zapamiętaj, koniecznie zapamiętaj, że choć świat ten nie jest miejscem baśni; baśnie nie mają na nim racji bytu, to na krótkie mgnienie oka możesz go takim uczynić – właśnie za sprawą książek rozkwitających… podczas pełni, a może wśród czarownych drzew.

„Utracił pan całe dotychczasowe życie, wykreował przeszłość, w której się zatracił. (…) Jego historia została spisana szkarłatnym atramentem, a strony przesiąkły na wskroś dramatem niewinnych.”

Żyjący, lecz nieumarły. Wegetujący, ale martwy. Obecnie Ksawery, dawniej noszący jednak tak dużo innych imion i trudniący się wieloma fachami. Choć każda z wykreowanych przez Ciebie w sztuce życia – nie-życia osobowości skończyła równie tragicznie, wciąż trwasz. Byt przeklęty, a dla niektórych uosobienie samego Diabła. Drapieżnik. Łowca. Morderca. Kim jesteś, o nieszczęsny? Zmuszony do egzystencji pod osłoną nocy, nieszczęśliwy – przez co sarkastyczny, do imentu zły, a… może jedynie samotny. Liczysz sobie ponad sto lat, przez co Twoje młode-stare oczy widziały zdecydowanie zbyt wiele. Z każdą kolejną upływającą chwilą coraz bardziej beznamiętnie obserwowały, jak po kolei odbierano Ci wszystko. Rodzina. Dom. Jedyna prawdziwa miłość. Uśmiech na twarzy, przypominający teraz wygiętą w podkówkę maskę klauna, smętnego błazna… aktora greckiej tragikomedii. Zbędne już teraz całkowicie serce, przemieszczające się z lewej na prawą stronę. Po cóż miałoby bić? Dla kogo? Nie prosiłeś się o to, aby uczyniono Cię tym, kim jesteś. Nie tego chciałeś. Nie tak miało być. Nie, nie odejdziesz z tego świata, zatracony w ułudzie, ani w ogóle. Będziesz wiódł swój żywot dopóty, dopóki wypełnisz swoje przeznaczenie. Czy cokolwiek jest w stanie je odmienić? Odczynić urok, zniknąć czar, cofnąć… wszystko?

„Kochasz tylko swoje kłamstwa i żyjesz dzięki swoim grzechom. Idealnie mieszczę się w Twoim kanonie.”

Elaine. Tak często słyszysz swoje imię wykrzykiwane przez uradowane Twoim widokiem dziecięce głosy, kiedy czytasz kolejną stworzoną przez siebie historię mieszkańcom okolicznego sierocińca, że już sam jego dźwięk wywołuje radość na Twojej twarzy. Właściwie na niewiele narzekasz – będąc wdzięczną, że Twoi państwo dali Ci dach nad głową. Nie masz z nimi zresztą tak zwyczajnej czy oziębłej relacji jak inne służki, przez co czujesz się wyjątkowa. Kiedy tylko masz wolną chwilę – opowiadasz historie z pogranicza jawy i snu. Za dnia „przynieś, wynieś, pozamiataj” i… zabaw rozmową, a przy tym daj nacieszyć oczy. Elaine. Magik i święta. Pisarka i sprzątaczka. Opiekunka i towarzyszka. W tajemnicy… czarodziejka – a może jedynie ktoś o bliskim kontakcie z żywą i martwą naturą. Kim tak naprawdę jesteś? To wiesz jedynie Ty sama, choć już niebawem przekona się o tym jeszcze ktoś. Ten, którego zauroczyłaś pełną barw opowieścią snutą maluczkim pod fontanną przy domu dla porzuconych. Ten tragiczny, wyłaniający się jakby z zapisanych przez Ciebie własnymi bajkami kartek. Ten, którego przeznaczenie splecie się ciasno z Twoim. A może ten mający jeden cel: zwieść Cię ku zgubie, wykorzystać, zniszczyć lub… pozbawić życia.

„To moja sztuka, spisana w Pełni Rozkwitających drzew.”

Zderzenie tragicznej wieczności z teraźniejszością pozostawi po sobie wirujący w śmiertelnym tańcu, powolnie opadający popiół. Zamkowe komnaty przemienią się w budzące grozę lochy, a wygrywana na fortepianie pieśń przekształci się w błagalne zawodzenie duchów. I tylko przypałacowy ogród pozostanie taki sam. Może trochę bardziej nieokiełznany i nareszcie wolny – lecz bez większych zmian. A podczas pewnej wiosennej pełni znowu zakwitnie w nim krzak magnolii.

„Motyla pięknym czynią jego barwy. Czy motyl, który utracił swe skrzydła, nadal jest piękny? (…) Ćma jest tylko nocnym motylem, żyjącym w świetle gwiazd, o pokrytych księżycowym pyłkiem skrzydełkach.” Nie, nie bez powodu mam tatuaż z uwięzioną na karcie do gry ćmą. 😉

Uważam, że „Piękna i Bestia” to jedna z najpiękniejszych historii miłosnych, które powstały. Drugą z nich mogłaby być ta przedstawiona w książce „W pełni rozkwitających drzew”. Mogłaby – tyle że nie jest to opowieść o wielkim uczuciu, choć faktycznie występuje w niej ono jako wątek poboczny, będący w mojej opinii idealnym dopełnieniem tej tragicznej, magicznej i na wskroś klimatycznej książki. Początkowa oschłość utrzymująca się pomiędzy głównymi bohaterami w sposób nienachalny wiedzie do pełnych emocji słownych utarczek i odkrywania wzajemnych tajemnic. A tych w zamczysku straszy bez liku! M.W. Jasińska w sposób umiejętny buduje napięcie i otacza swoją narrację dawkami grozy, które w kulminacyjnych momentach zasnuwają fabułę mgłą niepokoju, klimatem gotyckich zjaw i chęcią dowiedzenia się za wszelką cenę, jaki burzący krew w żyłach los przypadnie jeszcze w udziale Elaine oraz Ksaweremu. Na szczególną uwagę zasługuje wręcz poetycki język, którym posługuje się Autorka. Dawno już nie spotkałam się z tak atrakcyjną konstrukcją zdań oraz nieciągniętymi na siłę dialogami, idealnie wpasowującymi się w elementy fabuły. Sama kreacja świata jest ciekawa – choć zauważam inspirację podaniami o paleniu czarownic na stosach, legendami o wiejskich diabłach czy… właśnie „Beauty and the Beast”. Analogie te nie są jednak narysowane przez kalkę, a raczej odwrócone o sto osiemdziesiąt stopni, przez co debiut Jasińskiej można określić mianem unikatowego. Tylko jedna, niewielka rzecz przeszkadzała mi podczas lektury. Elaine, Javier, Fabian… i Ksawery. Dlaczego, u – nomen omen – Diabła, nie Xavier? Nie zmienia to jednak faktu, że „W pełni rozkwitających drzew” zasługuje na mocne (!) 9/10 punktów, a Autorka dała się poznać jako oryginalna kreatorka nęcącego i wciągającego kręgu grozy i… Artystka doskonale materializująca pełen finezji i fantazji teatr tragedii. Warto!

„Usnąć pośród strapionych myśli, zatonąć w jeziorze słodkich słów i nigdy, przenigdy nie obudzić się z tego cukrowego snu.”

„Tymczasem odkładam pióro, czas udać się w objęcia mroku własnego serca. Dobranoc.”

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)