• Strona główna
  • O mnie
  • Współpraca

Opowiadam historie o historiach. Recenzuję literaturę - bo życie jest sztuką.

Wykonujesz pracę swoich marzeń, która jednocześnie jest Twoim przekleństwem. Zawsze kochałaś cyferki. To, co dla innych jest tylko niezrozumiałym ich ciągiem, w Twoim umyśle przemienia się w spójną i logiczną całość. Może to śmieszne, ale uważasz, że wyglądającą naprawdę pięknie. Taka już z Ciebie „dziwaczka”. Gdy więc po skończeniu studiów teatr zatrudnił Cię w dziale księgowości, poczułaś się tak, jakbyś złapała pana Boga za nogi. Pomyślałaś z radością, że będziesz robić to, co tak bardzo lubisz. I pod tym względem miałaś pełną raję. Jesteś idealnym pracownikiem – sumiennym, punktualnym i pełnym zapału, a po ośmiu latach na pełnionym stanowisku jeszcze bardziej udoskonaliłaś umiejętności.  

„W ciągu ośmiu lat pracy w księgowości opanowała do perfekcji możliwości Excela. Dla niewtajemniczonych te tabele były zbiorem zupełnie przypadkowych liczb, jej wystarczyło, że spojrzała w odpowiednią rubrykę i wiedziała o danym wydarzeniu niemal wszystko. Jaki był przychód z reklam, ze sprzedaży, ile było płatności gotówką, a ile pozostałymi formami zapłaty. Wiedziała, kto poprosił o fakturę i czy była ona uregulowana. A jeżeli nie, to ile dni pozostało na jej zapłacenie.”  

A jednak... Myślisz gorzko, że minione 96 miesięcy było okresem prawdziwej gehenny. Przez jednego człowieka – Dorotę, która jest Twoim kierownikiem. Od samego początku upatrzyła sobie Ciebie na ofiarę. I metodycznie przystąpiła do niszczenia Twojej psychiki, nie cofając się przed niczym. Według niej wszystko, czego się nie dotknęłaś, zamieniało się w rzecz bezwartościową. Ciągle słyszałaś: źle, niestarannie, zbyt wolno. Bez ustanku wynajdowała preteksty, aby Cię zrugać. Potrafiła się przyczepić o krzywo wpiętą w segregatorze fakturę czy przystawioną pieczątkę na dokumentacji, jakby miało to jakiekolwiek znaczenie dla jakości Twojej pracy. Urządzała awantury przy innych pracownikach, depcząc Twoją godność i wyraźnie sugerując, że byłoby znacznie lepiej, gdybyś się zwolniła z pracy.    

08:00:00 No comments

Cóż za zmyślnie inteligentny koncept dla nasączonego dramatami thrillera - podać przepięknym językiem porywającą historię z tak wielu perspektyw i w mnóstwie ram czasowych. Na domiar dobrego - uczynić to dygresyjnie, przemyśleniami naznaczonych trudnościami bohaterów. Toczone wewnętrznie monologi postaci okazują się esencją powieści - odmalowują zarówno same osoby, jak i całe tło fabularne. Oto sztuka dla sztuki, propozycja literacka dla czytelników ceniących rozrywkę umysłową na najwyższym poziomie oraz całkowicie realistyczne, choć mylące odbiorcę dywagacje sylwetek. Teraźniejsze, przeszłe, przyszłe. Z punktu widzenia jej, jego i wszystkich dookoła, a przy tym w żaden sposób niepowielające raz już przedstawionego. Z kapitalnym, niemożliwym do przewidzenia plot twistem i takim samym złoczyńcą, który... i tak okazuje się trudny do oceny pod kątem wyborów moralnych. Może bowiem, ale tylko może, z treści wyłoni się ktoś znacznie gorszy. Do niemalże końcowej sceny “Ostatnio widzianych” Autorka w sposób mistrzowski myli tropy, rzucając podejrzenia dokonania potencjalnej zbrodni na każdego po kolei. Oprócz tego, w najnowszej książce zaserwowała odbiorcom motyw, na który do tej pory ani razu (!) nie trafiłam w literaturze. Pozostaje skonstatować, że postawiona przeze mnie teza, jakoby Brytyjczycy byli odpowiedzialni za wykreowanie najlepszych, najmocniej wciągających i najbardziej zwichrowanych powieści dramatycznie-thrillerowych jest słuszna. Poproszę o więcej nieoczywistego malowania teł wydarzeń słowami, absorbujących zagadek intelektualnych i tego rodzaju zaskoczeń. Książek spod ciemnej gwiazdy, w jakich rolę równie ważną, a może nawet istotniejszą, co sprawa domniemanej zbrodni odgrywają przenoszone udanie na czytającego emocje bohaterów. To właśnie one, szczególnie te tragiczne, pozostają kwintesencją dobrych thrillerów. Bez przytłaczających śledztw, prostych dialogów i oczywistych trupów w szafie - to uwielbiam. 

16:37:00 No comments

Rozmowa to podstawowa forma komunikacji międzyludzkiej. Umożliwia wyrażanie swoich emocji, poznawanie światopoglądu innych, budowanie z nimi relacji oraz polubowne rozwiązywanie narosłych problemów i sporów. Starożytni ze sztuki wymowy uczynili prawdziwe arcydzieło. W ich czasach przekonywanie do swoich poglądów było solą dyskursu społeczno–politycznego. Wskutek tego sztuka retoryki, czyli umiejętność składania perswazyjnej wypowiedzi była utrzymana na najwyższym poziomie. Źródła tego daru wywodzono od samego Homera - jego Iliada i Odyseja w znacznej części wypełnione są kwiecistymi przemowami. W zasadzie powszechnie za ojców retoryki uznaje się sofistów, którzy już w V w. p.n.e. twierdzili, że przy jej użyciu sprawę wątpliwą łacno można przekształcić w niebudzącą obiekcji. Sztuka przemowy rozwinęła się najbujniej w Atenach, czemu niewątpliwie sprzyjał demokratyczny ustrój polis. Oczywiście najsławniejszymi mistrzami retoryki byli Platon oraz Arystoteles. Ten ostatni nawet zaliczył ją do dziedzin nauk produktywnych, tak samo jak zresztą poetykę. Po podboju Grecji zyskała także ogromne znaczenie w Imperium Romanum. Uważano ją za niezwykle ważny element wykształcenia każdego obywatela, czyniąc ją kluczowym elementem edukacji. Istniały też specjalne szkoły retoryczne. Palmę pierwszeństwa w kategorii „złotoustych” Kwirytów zdecydowanie dzierżą obydwaj Katonowie (któż nie zna słynnego: „A poza tym uważam, że Kartaginę należy zniszczyć”, którym to stwierdzeniem Katon Starszy kończył każdą mowę w senacie), Cyceron oraz Seneka, wychowawca samego Nerona. Po upływie okresu starożytnego, retoryka popadła nieco w zapomnienie, choć dalej umiejętność skłaniania innych do swoich racji ceniona jest bardzo wysoko. Przekonuje do niej także Twórca recenzowanej pozycji, który twierdzi, że naprawdę „warto rozmawiać”. 

23:22:00 No comments

Wizytowałam Auschwitz jako dwunastolatka. Choć była to część większej, szkolnej wycieczki, piszę o “wizycie”, bo brakiem szacunku byłoby stwierdzenie: “wycieczka do obozu śmierci”. Terenu masowej zagłady ludzi wielu narodowości i w każdym wieku – przede wszystkim rodaków. Drżących ze strachu staruszków, którzy nawet nie mieli świadomości, gdzie są ani w jakim celu się tam znaleźli. Rozparowanych ojców w sile wieku i zrozpaczonych matek. Kilkumiesięcznych, kilkuletnich i nastoletnich dzieci, które nie miały jeszcze czasu, by zrozumieć życie, posmakować go ni jakkolwiek poznać. To właśnie im, za sprawą niezwykłej sylwetki Fredy’ego Hirscha, tytułowego “Nauczyciela z Auschwitz” Wendy Holden oddaje głos w opartej na faktach powieści - głos, który nigdy nie opuścił ich gardeł. Uleciał w szare od ludzkiego pyłu, milczące niebo, niesłyszany - jednym z przerażających kominów...  

Czytając tę książkę, cały czas miałam w głowie fakt, że przecież przekroczyłam drwiącą z człowieczeństwa bramę, głoszącą, iż praca czyni wolnym, również będąc zaledwie dziewczynką. Pewnie dojrzalszą niż reszta, bo już wtedy, w pogardzie mając harmidry na dużych przerwach, wolałam, za zgodą cenionej polonistki i wychowawczyni zarazem, pozostać w klasie, z dumą obwieszczając, że piszę swoją pierwszą powieść. Dalej jednak - tylko dzieckiem, z jakich samomianowani “nadludzie”; zwierzęta w istocie, zwierzętom nie ujmując, postanowili kilkadziesiąt lat temu właśnie w tym miejscu oczyścić świat, dążąc do stworzenia czystej rasy.  

Odłączyłam się wówczas od grupy, zniesmaczona tym, że niektórzy - choć lubiani przeze mnie – koledzy nie potrafili zachować należytej powagi. Z perspektywy czasu myślę, że może to nie był odpowiedni wiek na wizytę. Temu miejscu bowiem należy się cisza. Temu miejscu należy się spokój. Temu miejscu należy się pamięć. I światła refleksja... 

21:13:00 No comments

Brzoskwinia to nie tylko owoc o zniewalająco słodkim miąższu i niestety wielkiej pestce, ale także świetne narzędzie dyplomatycznego nacisku. Nic nie wprawia obcych posłów w tak euforyczny nastrój, jak możliwość raczenia się bez ograniczeń tym wspaniałym darem natury. A właśnie tego zabrakło. W tak wiekopomnej chwili! Zdawało się, że wszystko zostało zapięte na ostatni guzik. Z dumą patrzyłeś na swoje dzieło - ulice zostały uroczyście udekorowane, flagi wywieszone, wzywające do braterstwa transparenty gotowe go spontanicznego podniesienia, stoły na wielki bankiet i potrawy sporządzone, rada miejska w pełnej gotowości, aby przywitać dostojnych gości, tłum mieszkańców (oczywiście całkowicie dobrowolnie) zgromadzony. I wtedy, stojąc w odświętnym stroju przed ratuszem zauważyłeś, że… brakuje najważniejszego – brzoskwiń! Owoców, które są symbolem miasta-państwa, nad jakim jako burmistrz sprawujesz pieczę - Varbarii. To wokół niego rosną dorodne drzewa, dające najpiękniejsze okazy tego gatunku. Mieszkańcy żadnej z pozostałych krain, które rozciągają się wzdłuż i wszerz Waszej wspólnej wyspy, nie mogą się pochwalić tak wspaniałym skarbem. Nic dziwnego, że wizerunek brzoskwiniowego drzewa znajduje się w Waszym herbie. Miały być uświetnieniem chwili podpisania układu handlowego z Nibracją, leżącą na południe od Waszej ojczyzny. Ale nie będą, bo jakiś baran zapomniał je dostarczyć. Czujesz, jak Twoja twarz przybiera z wściekłości coraz bardziej pąsową barwę. Przywołujesz gwałtownym gestem dwóch młodych miejskich urzędników – Imasa oraz Smata. Słodkim a zarazem wypełnionym bezgraniczną złością sykiem zadajesz (oczywiście w ojczystym języku) zasadnicze pytanie: where brzoskwinie?!😉Obydwaj wyprężają się na baczność a Ty z wielką satysfakcją śledzisz malujące się na ich licach strach i zmieszanie. Pierwszy duka żałosne wytłumaczenia. Według niego cały zapas fruktów został zużyty podczas zeszłotygodniowej wizyty Cusitów. Złożono wprawdzie zamówienie na następny worek, nawet jeden z kucharzy zszedł osobiście dla większej pewności do sadu, aby to uczynić, ale… „Co, ale?!”, ryknąłeś głosem, od którego zadrżały szyby w oknach całego grodu, a niektóre banery gruchnęły o ziemię, wypuszczone ze zdrętwiałych przerażeniem rąk trzymających. Ściśnięte gardło Twego nieszczęsnego interlokutora zdołało jedynie wydusić, że Durko nie dowiózł ich na czas. Więc to przez niego najważniejszy sojusz, jaki mógł zdarzyć się w historii Twojej ojczyzny nie zostanie podpisany w odpowiedniej oprawie! Jakże daleko spadła brzoskwinia od brzoskwiniowca! Syn Duralda, bratanek Drabada, którzy rozsławili posiadanym sadem imię Varbarii, tak zhańbił swoją cześć i chwałę poprzedników. No tego to się po nim nie spodziewałeś. Ale cóż, nic to, trzeba podjąć środki zaradcze. Zaraz po wielce znaczących słowach: „Niech no dorwę tego sadownika!” wydajesz Smatowi rozkaz natychmiastowego udania się do Durko po pięć kilogramów najbardziej dorodnych brzoskwiń. Ten pędem rzucił się w drogę, a Ty z mściwą satysfakcją obwieściłeś jeszcze światu: „A z nim później się rozprawię”, po czym popadłeś w zadumę. Układ mający zostać zawarty z Nibracją ma ogromne znaczenie nie tylko dla Waszych dwóch narodów, ale także przyszłości całej wyspy. Nie dotyczy bowiem tylko stosunków handlowych, ale stanowi wymowny „gest Kozakiewicza” wobec agresywnych Cusitów, jak zwiecie mieszkańców sąsiedniego Maregaardu (Cusistanu). Ci śmiali żeglarze, utrzymujący ożywione kontakty z innymi lądami, zajmują się głównie handlem. Tydzień temu ich delegacja próbowała Wam narzucić niekorzystny układ sojuszniczy, ale po pozorowanych z Waszej strony negocjacjach, w czasie których zżarli cały worek brzoskwiń, napełniając Was bezbrzeżną rozpaczą, został on zdecydowanie odrzucony. Dlaczego? 

16:18:00 No comments

Co rusz próbujesz poskładać siebie na nowo, ale za każdym razem czujesz, że nie jesteś w stanie. Fale przerażenia napływają jedna za drugą, zalewając Twój umysł i wyrywając się z ust stłumionym, rozpaczliwym szlochem. Wiesz, że musisz byś silna - to ważne dla pozostałej części rodziny. Moc jednak nie nadchodzi – zamiast niej ogarnia Cię zwątpienie. I zwierzęcy strach, że już nigdy jej nie zobaczysz... Nina, Twoje dziecko. Twoja córeczka. Ktoś, za kogo oddałabyś życie bez mrugnięcia okiem. I chętnie byś to zrobiła, gdyby tylko mogło w czymś pomóc. Zawsze była Twoim oczkiem w głowie, największą dumą i podporą. A teraz jej nie ma i nie wiadomo, czy jeszcze ją zobaczysz. Przebiegasz myślami ostatnie dni pełne męki. Żebyś tylko wiedziała, co może się zdarzyć, zrobiłabyś cokolwiek, by powstrzymać ją przed wyjazdem. Byłaś mu niechętna i nie zamierzałaś wyrażać zgody. Ale tym razem, wbrew ustalonym zwyczajom, nawet nie poprosiła Cię o aprobatę. Po prostu obwieściła, że wyskoczy na parę dni ze swoim chłopakiem Simonem do posiadłości jego rodziców niedaleko Stowe. Mieli spędzić ze sobą cały tydzień i połazić po górach. Zawsze uwielbiała skalne wspinaczki i była w nich naprawdę dobra. Jej sympatia zresztą też. Byłaś na nią wściekła, potrzebowałaś przecież pomocy w zajeździe. Masz w nim sporo gości, a ci są wymagający. Twój mąż Andy ma mnóstwo roboty w obejściu oraz prowadzeniu własnej firmy, więc nie może zajmować się obsługą pensjonariuszy. Piętnastoletnia Grace – druga z córek, niestety nie stanowi zbyt dużej wyręki. Jak ognia unika pracy w pensjonacie, nieco buja z głową w chmurach i sprawia wrażenie, że obchodzi ją jedynie szkoła i podarowany przez Was koń - Charlie, z jakim spędza całe dnie. Jedyne konkretne wsparcie daje Nina, która nigdy niczym się nie wykręcała. Aż do teraz. Po prostu oświadczyła, że ma dwadzieścia lat i prawo do kawałka osobistego życia a jej związek z Simonem wymaga tej eskapady. Rozgniewana nie odbierałaś od niej połączeń. Gdy jednak nie wróciła w sobotę o dziewiątej rano, jak zapowiadała, zaczęłaś się niepokoić. Przez cały dzień dzwoniłaś do niej rozpaczliwie - w końcu wysłałaś SMS-a. I nic, kompletna cisza. Doszłaś do wniosku, że może obraziła się za zbyt szorstkie potraktowanie, ale natychmiast odrzuciłaś tę myśl. Nina nigdy nie chowała do nikogo urazy. Potrafiła się gniewać, lecz tylko bardzo krótko - i szybko o tym zapominała. Była radosną, żywiołową dziewczyną. Na wspomnienie jej pełnych blasku oczu i szerokiego uśmiechu znowu łzy płyną Ci po twarzy. Powstrzymujesz ten odruch całym wysiłkiem woli. Nie możesz pozwolić, aby Andy i Grace zobaczyli Cię w takim stanie. Musicie przecież mieć nadzieję, iż nic się jej nie stało, że niedługo się znajdzie i Wasze życie wróci do normy... O tym, że Simon wrócił z wycieczki sam, dowiadujesz się od męża. Przyjechał do domu rodziców już w sobotę i przez dwa dni nie raczył Was powiadomić. Niewiele się namyślając, wskakujecie w samochód i ruszacie do posiadłości Jordanów. Stoicie chwilę przed ogrodzeniem, spoglądając na ogromną posiadłość. 

16:46:00 No comments

Wejdź ze mną do świata skazek... ale uważaj, możesz nie opuścić go taki sam. Albo wcale! 😉 Choć zbiór kolorowanek bez wątpienia nie jest książką, filipiński ilustrator Kerby Rosanes udowadnia, że rysunki mogą opowiadać historie. I to wielowymiarowe, bowiem... dzięki pomalowaniu ich na swój własny sposób, każdy ma moc przekazania własnej. Baśnie i bajki, na których opierał się jeden z filarów moich młodych lat, dziś ożywają na nowo za sprawą nęcąco mrocznych grafik Autora, jakim markerami czy kredkami można nadać unikalnych barw. Szarości, czernie, krwiste i winne czerwienie... Wybierając kolor dla tych rysunkowych retellingów, sprawisz, że kreskówki z dzieciństwa znów zaczną oddychać. I może dziś zdradzą Ci zgoła odmienną narrację... 😉 Przebieg folkloru jest wszak ustalony, choć wydaje się wykonalnym... rozpędzenie go w zupełnie nieprzewidywalną stronę. Nawet, jeśli tylko na kartach tej niestandardowej pracy. Co na nich znajdziesz? Jako że kocham baśnie nieszczęśliwe i straszne, a więc o złamanej konwencji, poniżej autorska interpretacja przyszłych ilustracji z kolorowanki.  

22:53:00 No comments
Nowsze posty
Strasze posty

O autorce

O autorce
Żona, kociara, maniaczka thrillerów, wielki ogarniacz życia. Recenzuję literaturę - bo życie jest sztuką. Opowiadam historie o historiach. Mail: kierownikoperacyjny.sp@gmail.com 💥

Kategorie

  • książki

Jestem tutaj

Statystyka odwiedzin

Stali czytelnicy

Archiwum

  • ▼  2025 (136)
    • ▼  maj (29)
      • Monika Michalik - Cynamonowe wzgórza - recenzja
      • Adele Parks - Ostatnio widziane - recenzja
      • Szymon Pękala - Wojna Idei 2.0 - recenzja
      • Wendy Holden - Nauczyciel z Auschwitz - recenzja
      • Radosław Malik - Durko - recenzja
      • Dervla McTiernan - Co się stało z Niną? - recenzja
      • Kerby Rosanes - Mroczne opowieści - kolorowanka dl...
      • Konrad Gontarczyk - Navi - recenzja
      • Robert Foks - Wałbrzych. Tajna gra - recenzja
      • Klaudia Bianek - Estrella - wyścig po miłość - rec...
      • Larry Silver - Bruegel - recenzja
      • Choi Jin-Young - Gdzie zachodzi słońce - recenzja
      • Recenzja gościnna - Batman: Nocne koszmary
      • Patrick Deville - Sansara - recenzja
      • Tracy Wolff & Nina Croft - Star bringer - recenzja
      • Łukasz Zarembski - Potęga światła - recenzja
      • Rebecca Yarros - Każdą cząstką serca - recenzja
      • Krzysztof Drozdowski - Polskie tajemnice II wojny ...
      • Brianna West - Ceremonia. Powrót do siebie - recenzja
      • Lane Moore - Moc przyjaźni - recenzja
      • Anna Kańtoch - Trzecia osoba - recenzja
      • Ewelina Grzybowska - 7 tygodni - recenzja
      • Paweł Mateusz Tomach - Kolory miłości - recenzja
      • James Kestrel - 5 grudniów - recenzja
      • Aleksandra Stupera - Zbuntowany, który chronił - r...
      • MM Perr - Więzi - recenzja patronacka
      • Maciej Szmajdziński - Czasami nie mamy wyboru - re...
      • Aleksandra Łacic - Nieobecny - recenzja
      • Robert Małecki - Rumor - recenzja
    • ►  kwi (24)
    • ►  mar (36)
    • ►  lut (24)
    • ►  sty (23)
  • ►  2024 (292)
    • ►  gru (18)
    • ►  lis (30)
    • ►  paź (30)
    • ►  wrz (27)
    • ►  sie (28)
    • ►  lip (25)
    • ►  cze (20)
    • ►  maj (21)
    • ►  kwi (22)
    • ►  mar (24)
    • ►  lut (29)
    • ►  sty (18)
  • ►  2023 (143)
    • ►  gru (17)
    • ►  lis (20)
    • ►  paź (15)
    • ►  wrz (14)
    • ►  sie (14)
    • ►  lip (15)
    • ►  cze (8)
    • ►  maj (10)
    • ►  kwi (9)
    • ►  mar (9)
    • ►  lut (7)
    • ►  sty (5)
  • ►  2022 (31)
    • ►  gru (1)
    • ►  lis (2)
    • ►  paź (2)
    • ►  wrz (2)
    • ►  sie (5)
    • ►  lip (2)
    • ►  cze (2)
    • ►  maj (2)
    • ►  kwi (3)
    • ►  mar (3)
    • ►  lut (4)
    • ►  sty (3)
  • ►  2021 (60)
    • ►  gru (2)
    • ►  lis (2)
    • ►  paź (4)
    • ►  wrz (5)
    • ►  sie (5)
    • ►  lip (13)
    • ►  cze (9)
    • ►  maj (6)
    • ►  kwi (9)
    • ►  mar (4)
    • ►  lut (1)
  • ►  2020 (55)
    • ►  gru (1)
    • ►  lis (6)
    • ►  paź (5)
    • ►  wrz (3)
    • ►  sie (3)
    • ►  lip (5)
    • ►  cze (6)
    • ►  maj (6)
    • ►  kwi (8)
    • ►  mar (6)
    • ►  lut (2)
    • ►  sty (4)
  • ►  2019 (40)
    • ►  gru (4)
    • ►  lis (4)
    • ►  paź (4)
    • ►  wrz (3)
    • ►  sie (4)
    • ►  lip (5)
    • ►  cze (1)
    • ►  maj (5)
    • ►  kwi (2)
    • ►  lut (7)
    • ►  sty (1)
  • ►  2018 (96)
    • ►  gru (2)
    • ►  lis (2)
    • ►  paź (4)
    • ►  wrz (5)
    • ►  sie (8)
    • ►  cze (8)
    • ►  maj (12)
    • ►  kwi (11)
    • ►  mar (13)
    • ►  lut (14)
    • ►  sty (17)
  • ►  2017 (197)
    • ►  gru (6)
    • ►  lis (11)
    • ►  paź (9)
    • ►  wrz (16)
    • ►  sie (24)
    • ►  lip (20)
    • ►  cze (17)
    • ►  maj (19)
    • ►  kwi (16)
    • ►  mar (18)
    • ►  lut (8)
    • ►  sty (33)
  • ►  2016 (81)
    • ►  gru (15)
    • ►  lis (23)
    • ►  paź (17)
    • ►  wrz (11)
    • ►  sie (11)
    • ►  cze (2)
    • ►  lut (2)
  • ►  2015 (8)
    • ►  lis (1)
    • ►  cze (1)
    • ►  maj (1)
    • ►  mar (1)
    • ►  lut (2)
    • ►  sty (2)
  • ►  2014 (18)
    • ►  gru (1)
    • ►  lis (1)
    • ►  paź (1)
    • ►  wrz (3)
    • ►  sie (1)
    • ►  kwi (4)
    • ►  mar (4)
    • ►  lut (1)
    • ►  sty (2)
  • ►  2013 (18)
    • ►  gru (2)
    • ►  lis (4)
    • ►  wrz (1)
    • ►  sie (2)
    • ►  lip (1)
    • ►  cze (3)
    • ►  lut (3)
    • ►  sty (2)
  • ►  2012 (14)
    • ►  gru (1)
    • ►  paź (5)
    • ►  cze (2)
    • ►  kwi (1)
    • ►  mar (3)
    • ►  lut (2)
  • ►  2011 (12)
    • ►  gru (2)
    • ►  lis (2)
    • ►  paź (2)
    • ►  wrz (3)
    • ►  sie (1)
    • ►  lip (1)
    • ►  mar (1)

Created with by ThemeXpose | Distributed By Gooyaabi Templates