Konrad Makarewicz - Synowie jednego ojca - recenzja

by - 14:35:00

Masz tylko jedno pragnienie - dać jej wszystko, co najlepsze. Nie być „kuternogą”, który jest tylko ciężarem i nie może utrzymać rodziny na odpowiednim poziomie. Marzysz o tym każdego dnia, ale życie to nie bajka, więc jest, jak jest. Mieszkasz z żoną na wsi w domu, jaki zostawił Ci ojciec - zaniedbanym i śmierdzącym stęchlizną. Czasami znajdują się jakieś dorywcze prace, ale tak naprawdę jedynym Waszym źródłem dochodu jest renta inwalidzka, o której wysokości szkoda gadać. Gdyby nie las, byłoby krucho. Na szczęście wyrąbujesz w nim drzewo i zakładasz wnyki, w jakie łapią się zające, sarny a nawet dziki. Leśniczy przymyka na to oko – wie o Waszej sytuacji. Staracie się o dziecko, ale od wielu lat bez rezultatu. Z rozpaczą myślisz, że zawiodłeś jako mężczyzna. Nawet wyglądem nie pasujesz do Ewy, która cały czas przypomina nastolatkę. Właśnie wracacie ze szpitala – Twoja żona poroniła, lecz na leczenie i dalsze badania niestety nie macie pieniędzy. Próbujesz ją pocieszać, ale szybko z tego rezygnujesz. Cóż powiedzieć; niekiedy chyba milczenie jest najlepsze. Wsłuchujesz się w samochodzie w jej cichy szloch, zaciskając wargi w poczuciu winy. 

„Naciągnęła czapkę na oczy i załkała. Chciał coś powiedzieć coś mądrego, pocieszyć ją... Nie był biegłym mówcą, a tym bardziej nie uważał, że jest mądry. Potrafił ciężko pracować, choć niewiele wynikało z tego korzyści. Posiadał dwie twarde, spracowane dłonie – ot i cały jego uzysk.”  

Na domiar złego, stary, rozsypujący się samochód nagle zawodzi i po prostu gaśnie w środku lasu. Ewa coraz bardziej się denerwuje, wręcz wpada w histerię. Wychodzisz więc na środek drogi, postanawiając zatrzymać za wszelką ceną najbliższy pojazd. Ku swojej uldze widzisz, że podjeżdża bus. Gdy staje, jego kierowca oferuje podholowanie aż do Waszego domu. Z uwagi na stan Ewy, przyjmujesz pomoc, choć masz wątpliwości, czy powinieneś to robić. To bowiem Sławek – jej były chłopak. Odbiłeś mu ją, gdy mieliście szesnaście lat. Byłeś wtedy obiecującym piłkarzem oraz młodym i silnym chłopakiem, co jednak szybko uległo zmianie. Krótko po tym, jak zostaliście parą, zawiedziony w swoich nadziejach były absztyfikant wjechał w Ciebie na skrzyżowaniu samochodem. Wtedy ostatni raz siedziałeś na motorze i grałeś w futbol. Oczywiście zaprzeczał, że zrobił to umyślnie, a dochodzenie wykazało, że jechałeś za szybko, więc nie poniósł żadnych konsekwencji. Pozostawił Ci trwałe kalectwo, które determinuje Twoje życie aż do teraz.  

„Przesunął ciężar ciała na lewą nogę, by ulżyć pogruchotanemu w młodości kolanu. Dokuczało mu nieustannie, a jesienią najdotkliwiej. Minęło szesnaście lat, ale tamtą przejażdżkę pamiętał, jakby miała miejsce wczoraj. (…) Rehabilitacja okazała się żmudna i długotrwała, a jej końcowy efekt mizerny. Upływające dni – jak krople drążące skałę – opłukiwały okaleczone ciało z przynależącego mu wcześniej poczucia dumy. Przemek stawał się kaleką...”        

Początkowo planowałeś policzyć się z nim osobiście, ale koniec końców dałeś spokój. Miałeś dość problemów z własnym zdrowiem, a potem przyszedł ślub i codzienne życie. Wszystko utonęło w mrokach pamięci, aż do tego dnia. Gdy przyjeżdżacie na miejsce, Sławek widząc, że posiadasz garaż z kanałem, proponuje Ci „złoty interes” - rozbiórkę kradzionych samochodów na części. Pomimo tego, że darzysz go nieufnością, a i sama Ewa gwałtownie protestuje, nie znając jednak szczegółów, wyrażasz na to zgodę. Gwałtownie potrzebujesz pieniędzy. Wasze długi rosną w szybkim tempie. Jeśli nie postawisz tamy, za chwilę nie będziecie mieli co jeść. Coraz częściej patrzysz na siebie jako całkowitego nieudacznika.  

„W młodości był pewny siebie, a trafnie byłoby rzec, że bezczelny. (…) A teraz przychodziło mu do głowy, że Ewa nie najlepiej wybrała. Że zawiódł. Po wypadku powinna mnie zostawić... choćby i dla Sławka.” 

Przychodzi Ci też naiwnie na myśl, że Twój wróg czuje wyrzuty sumienia i pragnie zadośćuczynić swoim winom. Aby móc prowadzić „dziuplę”, musisz kupić wszystkie potrzebne narzędzia, a to kosztuje. Jedynym wyjściem jest pożyczenie od brata pięciu tysięcy złotych. Zastanawiasz się, czy wyrazi na to zgodę - w końcu „wisisz” mu już ponad dwa. Poza tym, Wasze stosunki nie są idealne. Kładzie się na nich cień dzieciństwa. Wasz ojciec trzymał Was i matkę żelazną ręką, nie stroniąc od alkoholu. Byłeś jego ulubieńcem. Krzyśka jako słabszego psychicznie traktował praktycznie jak obcego, bijąc go bezlitośnie przy byle okazji. Nigdy mu nie pomogłeś, a często zwalałeś na niego winę za własne szczeniackie wybryki, co nieodmiennie kończyło się dla niego potężnym laniem. Wkrótce zaczął się na Tobie odgrywać, używając pięści i zamieniając się w istnego kata, gdy nikt tego nie widział. Kiedy dorosłeś, zacząłeś się stawiać. W końcu doszło między Wami do bójki, w której poniósł porażkę. Krótko potem się wyprowadził i od tego czasu utrzymujecie tylko sporadyczne kontakty. Cały czas skrywasz w sobie poczucie winy, a zarazem żalu, z którymi nie wiesz co zrobić. 

„Przemek odnalazł (…) przyczynę nieuświadomionego wcześniej poczucia winy (...). Coś, co rosło murem między rodzeństwem i było zarzewiem konfliktów.” 

Głupio Ci pytać po raz kolejny o pieniądze. Postanawiasz zaprosić go na swoje imieniny, chcąc przy okazji o tym porozmawiać i masz nadzieję, że wyrazi zgodę. W końcu brat, to brat, choć wiesz, że ma do Ciebie pretensje. Szybko dowiesz się, że wchodzenie w tego rodzaju „spółki” nie tylko zagrozi spokojnej egzystencji, ale postawi na krawędzi Twoje małżeństwo. Sławek bowiem ma swój własny plan, zarówno jeśli chodzi o Ciebie, jak i Ewę, której nigdy nie zapomniał. 

„Po nieudanym małżeństwie oraz kilku kolejnych związkach przekonywał sam siebie, że ten z Natalią będzie ostatnim. (…) „Dopiero po pijaku przestaję być dupkiem” - wytknął sobie (…).” 

Znowu znajdujesz się na równi pochyłej. Czujesz, że życie przecieka Ci między palcami, ale nie wiesz co z tym zrobić. Kochasz Natalię, swoją obecną partnerkę i jej córkę Lenę. Mieszkacie ze sobą od wielu lat i coraz bardziej osuwacie się w obojętność. Co chwilę wybuchają awantury, kończone ostrymi słowami i jej bezradnym płaczem. W jednym z pokoi leży dogorywająca staruszka – Twoja ciotka, do której wprowadziłeś się po porzuceniu rodzinnego domu. Zapisała Ci mieszkanie w spadku w zamian za dożywotnią opiekę. A teraz nie chce umrzeć, jęcząc z bólu nocami, drążona od środka przez chorobę nowotworową. Nie możesz przemóc się, aby poświęcić jej choć chwilę czasu - nawet nie wchodzisz do tego pomieszczenia. Wszystko spadło na Natalię, która wywiązuje się z obowiązków, jednak ma coraz większe pretensje o Twoją postawę. Wiesz, że ma rację, ale cóż, taki już jesteś. Z bratem również nie wiążą Cię serdeczne stosunki. Pomiędzy Wami wyrósł mur nieporozumień, związany z przeżyciami dzieciństwa.  

„Czasami miał wrażenie, jakby w dzieciństwie wypchnięto go z ptasiego gniazda. Mimo, że był starszym bratem, ojciec prędko się na nim poznał i przestał w niego inwestować. Instynktownie dostrzegł charakteryzującą go słabość i odtrącił. Gdyby nie jego żona, skazałby pierworodnego na zatracenie. Na swojego jedynego syna namaścił Przemka.”  

Masz żal do niego, że nigdy nie stanął w Twojej obronie, a i wiele razy prowokował wobec Ciebie gniew ojca, który zawsze kończył się biciem. Widzicie się wprawdzie od czasu do czasu, ale głównie wtedy, gdy Przemek czegoś potrzebuje; zazwyczaj nowej pożyczki. Już teraz winny jest parę tysięcy, a jesteś pewny, że na tym nie koniec. Zaprosił Was na swoje imieniny, a nigdy tego nie robił, więc przypuszczasz, iż szuka kolejnej sumy. Tym razem zamierzasz odmówić. Masz dość własnych kłopotów a związek z Natalią znalazł się w poważnym kryzysie. Jednak Twój miękki charakter da o sobie znać, a co gorsza wdasz się w płomienny romans we własnej pracy. Wszystko to zmusi Cię do podjęcia walki o zachowanie miłości, radykalnego przewartościowania swojego życia i poszukiwania odpowiedzi, gdzie ma Cię ono zaprowadzić.  

„Synowie jednego ojca” Konrada Makarewicza to ciekawa powieść obyczajowa, traktująca o sile rodzinnych więzi oraz sztuce przebaczania. Jej bohaterami są dwaj bracia, którzy niosą wzajemne urazy, wywodzące się jeszcze z lat dziecinnych, kiedy to młodszy został „wybrańcem” ojca, podczas gdy drugi był przez niego odrzucony. Dom rodzinny, pełen przemocy i alkoholu, pozostawił w nich niezatarte piętno, odciskające się także na dorosłym życiu. Nigdy niewypowiedziane pretensje rzucają cień na ich relacje, doprowadzając do poważnego kryzysu. Na to wszystko nakładają się problemy uczuciowe rodzeństwa. Przemek, który jest inwalidą za sprawą byłego chłopaka swojej żony, jaki w zemście za odbicie dziewczyny rozmyślnie doprowadził do wypadku, gruchocząc mu kolano, nie potrafi zapewnić rodzinie odpowiedniego poziomu egzystencji i czuje z tego powodu ciągłe wyrzuty sumienia. Musi mierzyć się nie tylko z biedą, ale także z nieudanymi próbami zajścia przez Ewę w ciążę, co buduje pomiędzy nimi kolejny mur nieporozumień, które systematycznie narastają, aż do nieuchronnego wybuchu. Jego brat, dotknięty w młodości odepchnięciem przez własnego ojca, ciągłymi aktami niepohamowanej agresji z jego strony i brakiem pomocy brata oraz bezsilnej matki, przenosi ten bagaż w męskie życie, nie potrafiąc go uładzić w żaden sposób. Dotyka go nieudane małżeństwo i kolejne bezowocne związki, z których w teorii „ostatni” z Natalią, właśnie chyli się ku upadkowi. Nieudzielający się w codziennych wyzwaniach, niepotrafiący okazywać miłości i choć odrobiny czułości czy zainteresowania jej sprawami, zrzuca do tego na partnerkę opiekę nad własną, nieuleczalnie chorą ciotką. Na domiar złego wdaje się w bezsensowny romans. Kobieta nie czuje żadnego wsparcia, zatem coraz bardziej traci cierpliwość i nadzieję na poprawę sytuacji. W końcu dojrzewa do podjęcia decyzji o rozstaniu. Po raz kolejny na całkowicie zaskoczonego obrotem sytuacji Krzysztofa „spada niebo”, co zmusza go do zastanowienia się nad własnym charakterem i życiową drogą.    

Opisane wątki Pisarz przedstawia z wyczuciem i w przekonujący sposób, ale mam nieodparte wrażenie, że niektórzy bohaterowie posuwają się koniec końców za daleko.  bowiem granice przebaczenia, poza które po prostu nie wolno wychodzić, nie tylko dla własnego dobra, ale i drugiej „połówki”. Z lektury książki wynika, że w sumie ich nie ma i możliwe jest puszczenie w niepamięć nawet najbardziej okrutnych czynów, świadczących niezbicie o braku u ich winnego jakichkolwiek hamulców moralnych i odpowiedzialności za związek. To, na co finalnie godzi się Przemek, jest w swojej istocie nie wielkodusznym gestem wielkiej miłości, ale zachowaniem kogoś, kto nie ma poczucia godności czy nawet odrobiny zdrowego rozsądku. Co oczywiste i niezmienne, warunkiem darowania win jest ich wyznanie i „mocne postanowienie poprawy”, co niestety nie ma miejsca. Wyrażając zgodę na taki układ, w moim rozumieniu, odpuszcza grzechy, choć nie ma żadnej gwarancji, że nie zostaną one powtórzone w przyszłości. Niejako prowokuje ich ponowne popełnienie w poczuciu całkowitej „bezkarności”. Co ciekawe, podobnie jest u jego brata. Romans, w który się tak bezmyślnie wdaje, pozostaje ukryty przed partnerką, a on sam podejmując walkę o związek z Natalią, nie czuje potrzeby wyznania niewątpliwych win. Obie sytuacje przypominają więc sztukę teatralną, na jakiej początku oczom widzów ukazuje się nader wymownie nabita strzelba zawieszona na ścianie. Nie ma wątpliwości, że w którymś momencie wystrzeli i obróci w gruzy przedstawianą akcję. Moim zdaniem, choć Makarewicz tego nie opisuje, taki los będzie musiał stać się również udziałem obu braci. Żadnego wartościowego związku nie da się zbudować w oparciu o kłamstwo, niemające trwałej podbudowy wybaczenie czy zdradę. Aby w pełni ukazać konstrukcję psychiczną Krzysztofa, wspomnę o jego innym, dość dziwacznym zachowaniu. W jednej z pierwszych scen książki wybiera się on z Natalią do pubu, w którym gwiazdą wieczoru jest jej były chłopak, grający w rockowym zespole, co oczywiście, wskutek wypitego alkoholu, kończy się wielką awanturą i bójką na pięści. Zachodząc wówczas w głowę, jak mężczyzna może wyrazić na coś takiego zgodę, natykam się na „kwiatek”, który uzasadniał jego obecną postawę: „Pół roku wcześniej zaaranżował spotkanie z byłą żoną – w tamtym czasie wolną. Natalia nie wyglądała na zachwyconą pomysłem, ale nie oponowała i zgodziła się pójść. Teraz, gdy wspominał ideę, która mu w tamtych dniach przyświecała, zrozumiał, że jest kretynem.” Temu ostatniemu stwierdzeniu przyklaskuję, choć nadal nie pojmuję meandrów jego postępowania. Mój Mąż ma wprawdzie pewną teorię, opierającą się na passusie o „wolności” byłej połowicy i tajemniczej „idei” dotychczasowego współmałżonka, ale staram się nie dopuszczać jej do myśli - mam nadzieję, że Pisarz nie kazał wpaść swojemu bohaterowi na aż tak ekscentryczny pomysł... Na uwagę zasługuje natomiast z pewnością język powieści, który przybiera czasami nader wykwintną oraz interesującą postać - świadczącą o pisarskim kunszcie Autora. Pozwolę sobie przytoczyć próbki, które ujęły mnie swoją formą:  

„Tymczasem wicher rozbijał się jak o falochron na ciągu kiosków (…) Jednak zaciętości nie tracił. Nawet gdy już się zdawało, iż przycichł, czy też pomylił drogę i pognał gdzieś w pola, to ostatecznie okazywało się, że jedynie zbierał siły. Rozpędzał się wzdłuż ulicy, wyprzedzał samochody, przepychał przechodniów. Gnał, podburzając papierzyska, kawałki folii i poczerniałe liście (…). Ciągnęły one za nim posłusznie, jakby uwierzyły, że tym razem spełni obietnice i zabierze je ze sobą tam, skąd przybywał, a regularnie wracał – do nieba.” 

„Uczucie niepokoju prześlizgnęło się po układzie nerwowym niby zgrabiałe palce po klawiaturze, odgrywając kilka fałszywych akordów.”  

7/10 - “Synowie jednego ojca” to bez wątpienia interesująca i wartościowa propozycja złożona z emocji i ran, jaka spodoba się wszystkim, którym niestraszne są trudne tematy - choć niektóre jej wątki są racjonalnie niewyjaśnialne. 

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)