Michał Margas - Intryga - recenzja

by - 17:49:00

Mały jest ten świat - muszę stwierdzić, zważywszy na fakt, że dzisiaj mam przyjemność przedstawić Ci debiutancką książkę Autora, który... pochodzi z mojej rodzinnej miejscowości a poza tym kończył to samo liceum co ja. Tego rodzaju zaskoczenia zawsze uśmiechają, jako że zdarzają się mniej często niż rzadko. 😉 Szczerość niezmiennie pozostaje moją domeną, co z pewnością wielokrotnie już zauważyłeś, zatem o żadnej taryfie ulgowej nawet w tak wyjątkowym przypadku nie może być mowy. Co cieszy, “Intryga” okazała się niezwykle wciągającym thrillerem. Czy jednak koneser gatunku może nazwać go idealnym?  

Jak to możliwe, że w jednej sekundzie nasze życie rozbija się jak zwierciadło na tysiące małych kawałków i nic nie zależy od nas?” 

W założeniu ten wieczór miał być jak wszystkie inne. Choć może nieco bardziej wyjątkowy, że planowałaś dziś z mężem świętować własne urodziny. Jeszcze nie trzydzieste, choć niewiele do nich pozostało. Nie możesz się doczekać, aż zobaczysz Olivera, zatem dzwonisz do niego chwilę po tym, jak kończysz pracę. Telefon zastaje go podczas gotowania - czynności, która zawsze wychodziła mu więcej niż doskonale. Ustalacie, iż w drodze powrotnej kupisz jeszcze wino, żeby mieć czym wnieść toast za przysłowiowy kolejny krzyżyk w kalendarzu. Poza tym będzie doskonale pasowało do przyrządzanej przez męża kolacji. Podczas wizyty w sklepie Twoją uwagę zwraca przyglądający Ci się mężczyzna. Prezentuje się cokolwiek niecodziennie a do tego masz wrażenie, że wpatruje się w Ciebie przesadnie intensywnie. Kiedy jednak Wasze spojrzenia się spotykają, natychmiast umyka do innej alejki. Szybko wyrzucasz to wydarzenie z pamięci, uznając je za mało istotne. Szczególnie, że już za chwilę całą Twoją uwagę skradnie o wiele dramatyczniejsza sytuacja... Nikt nie mógł Cię bowiem przygotować na widok, jaki zastaniesz po powrocie do domu. 

“Dlaczego zachłanność jest wpisana w naszą naturę? (...) Dlaczego nie zważają na innych i idą po trupach do celu? Nie potrafią zatrzymać się na chwilę i cieszyć z tego, co osiągnęli. (...) prowadzą do destrukcji wszystkiego, co dobre.” 

Witasz się z psem i wiedziona apetycznym zapachem już od progu wołasz Olivera. W całym budynku palą się światła, jakoby – dokładnie tak, jak tego oczekiwałaś - czekał na Twój powrót. Zaślubionego nigdzie jednak nie widać, a wtedy przychodzi Ci do głowy, że może to jeden z nielubianych żartów - za chwilę z pewnością wyskoczy skądś, usiłując napędzić Ci stracha. Czyni to niestety coś zupełnie innego, jako że męża nie ma w żadnym zakamarku domu a jego gabinet wygląda na pośpiesznie splądrowany. Jest prywatnym detektywem, w dodatku dobrym w swoim fachu. Myślisz z przerażeniem, że może mu grozić niebezpieczeństwo, skoro przez biuro przetoczyło się wizualne tornado. Czego ktoś miałby tutaj szukać? Co ważniejsze: gdzie jest Oliver? Starasz się na razie nie wpadać w panikę, ale odczuwasz ją coraz silniej, gdy po szczegółowych oględzinach mieszkania nie natrafiasz na żadną wskazówkę. Jeszcze nie zgłaszasz sprawy na policję - nie jesteś pewna, co tak naprawdę się wydarzyło a przy tym masz świadomość, że upłynęło zbyt mało czasu od zaginięcia, przez co mogą nie potraktować Cię poważnie. Bezsprzecznie potrzebujesz jednak wsparcia, zatem po obchodzie całego podwórka, który nie przynosi nowych tropów, dzwonisz do zawsze stojącej po Twojej stronie siostry oraz jej męża. Dyskusje i debaty przy winie, jakie od teraz będzie codziennym towarzyszem kojącym szalejące nerwy, niestety nie pomagają. Definitywnie nie tak wizualizowałaś sobie dzień własnych urodzin. Niektórych wydarzeń przewidzieć jednak nie sposób - a do takich bezsprzecznie zalicza się potencjalne porwanie męża. Przeprowadziwszy rozmowę z Jakubem, towarzyszem Twojej przyjaciółki i partnerem w detektywistycznym biznesie Olivera ustalasz, że to ten scenariusz jest najbardziej prawdopodobny. Okazuje się bowiem, iż niedawno panowie zaczęli się przyglądać niepokojącemu zleceniu... 

“Mój mąż poszukiwanym. Brzmiało absurdalnie. Czułam się jak bohaterka jednej z książek kryminalnych, które pochłaniałam w dużych ilościach.” 

W zawodzie detektywa czasami zdarza się tak, że nieopatrznie przyjmie się niewłaściwe zadanie do wykonania. Po przemyśleniu sprawy postanawiasz jednak działać, miast snuć rozważania - wszak jakby człowiek wiedział, że się przewróci, zapewne by usiadł. Sytuacja nie wygląda kolorowo. Jak twierdzi Kuba, prowadził ostatnio z Twoim mężem dochodzenie, które - jeśli mieliby okazję je dokończyć - najpewniej doprowadziłoby do wielu aresztowań. Przede wszystkim współwłaściciela intratnej firmy transportowej... Podrzucasz tropy, na jakie sama wpadasz, policji – nie darzysz jej zaufaniem od wielu lat. I nie ma w tym nic dziwnego, jeśli się weźmie pod uwagę fakt, iż wciąż nie wyjaśnili sprawy wypadku Twoich rodziców, który zakończył się najtragiczniej, jak tylko mógł. Choć podejrzewany mężczyzna ma alibi na szacowany czas zaginięcia Olivera, wraz z Jakubem dochodzicie do wniosku, że przecież porwanie mogło zostać zlecone. Coraz bardziej topiąc się w niepewnościach, domysłach i przypuszczeniach na temat tego, gdzie jest Twój mąż i co tak naprawdę się z nim stało, zastanawiasz się, czy to bezpieczne, by wciąż samodzielnie bawić się w detektywów. Szczególnie, że w gabinecie Olivera na jednej z teczek z dokumentami zostaje zauważona krew... Czy mógł nadepnąć komuś na przysłowiowy odcisk tak bardzo, że ten postanowił pozbyć się problemu i przy okazji zgarnąć dotychczas zgromadzone dowody? Co możesz zrobić, oprócz kontynuowania coraz rozpaczliwszych poszukiwań? Na domiar złego, zaczynasz sobie nie dowierzać i mniej ufać temu, co tak naprawdę widziałaś. Masz wrażenie, że ktoś Cię śledzi, a poza tym niejednokrotnie zauważasz, że w domu coś znajduje się nie w tym miejscu, w jakim powinno. Chociażby dzisiaj prowadząca na podwórko furtka była otwarta, choć jesteś przekonana, że ją zamykałaś. Cóż... może ta eskalująca w niebezpieczeństwa podróż wiedzie Cię tam, gdzie nigdy nie chciałaś się znaleźć. 

Nie lubił przegrywać. Nigdy nie odpuszczał. Mogłam się spodziewać, że tym razem też nie da za wygraną. Miał w sobie coś ze sportowca, który walczy do końca.” 

Co będzie wynikiem współpracy młodego, pałuckiego Pisarza z pochodzącym z tej samej krainy, raczej już nieco przywodzącym na myśl dinozaura recenzentem? Jak się okazuje, całkiem wykwintna literacka przygoda. Tytułowa “Intryga”, za której wykreowanie odpowiedzialny jest Michał Margas, już po pierwszych kilkudziesięciu nasączonych narastającym niepokojem stronach porwała mnie w swój świat. I nie pozwoliła z niego zbiec przed poznaniem zakończenia. Tegoż zaczęłam się spodziewać dopiero kilkanaście kart przed finałem, zatem mogę je uznać za skrzętnie skreślone. Niewielkie zastrzeżenia mam jedynie w kwestiach językowych, jako że stawiane przez Autora zdania czasami odczytywałam jako zbyt proste. Krótkie. Okiem wiekowego wyjadacza, stwierdzam też, że korekta nie przebiegła dokładnie, stąd - na szczęście bardzo nieliczne – kwiatki z gatunku: “Oddzwaniałam, ale nie mogłam się do Ciebie dodzwonić, dlatego dzwonię do Olivera”, jakie nie powinny się tu znaleźć. Bywa też, że prowadzący sprawę śledczy oraz główna bohaterka, czyli żona, zachowują się średnio logicznie. Tego rodzaju małe niesnaski nie zmieniają jednak faktu, że debiutancka książka Autora okazała się wciągającym, poprawnie poprowadzonym thrillerem, co bardzo pozytywnie rokuje dla jego dalszej literackiej twórczości. Z przyjemnością sprawdzę, jaką mroczną historię przygotuje dla czytelników kolejnym razem, bo nie mam wątpliwości, że cechując się pomysłowością kreacyjną spod ciemnej gwiazdy, ma już w zanadrzu następne. “Intryga” zaś transferuje emocje na odbiorcę dokładnie w takim stopniu, w jakim dobry thriller powinien. Solidne i w pełni zasłużone 7/10. PS Plus również za teoretycznie nieskomplikowaną, ale równocześnie niepokojącą okładkę przystającą do treści.  

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)