Marcin Halski - Bezdomność all inclusive - recenzja

by - 00:01:00

Jak to by było być bezdomnym? Tego rodzaju przerażające rozważania snułam na większą skalę trzykrotnie. Po raz pierwszy, kiedy mieszkałam jeszcze w rodzinnej miejscowości. Każde przejście przez niewielkich rozmiarów park wiązało się bowiem z minięciem okupujących ławki miłośników trunków niskiej jakości o wysokiej procentowości, którzy noce spędzali pod tym czy innym krzakiem. Niegroźni - poza tym, że czasem prosili o “fajkę” lub pytali o drobne. Ich liczba malała wraz z nadejściem zimy i najczęściej nie zwiększała się już na wiosnę. Część zwyczajnie nie przeżywała mrozów. Pewnego dnia dołączyła do nich kobieta – jak to w małych miasteczkach bywa – znana mi z widzenia. Byłą pielęgniarkę, której załamało się życie, nieodróżniającą już potem spirytusu od wódki, po raz ostatni zobaczyłam reanimowaną przez pogotowie w jednej z alejek. Nieskutecznie... Drugie rozmyślania na temat problemu bezdomności owładnęły mnie, kiedy wyszłam w przerwie od pracy na papierosa i zostałam zaczepiona przez brudnego, ledwo wlekącego stopę za stopą, mężczyznę. Prosił o kupno czegoś ciepłego do picia lub jedzenia. Kiedy się zgodziłam, podzielił się ze mną życiową historią. Ponoć jestem doskonałym słuchaczem, ale żałowałam wtedy, że po prostu nie podałam mu produktów i nie odeszłam - bo wiele dni później zastanawiałam się jeszcze, jak to możliwe, by jednego człowieka dotknęło tak wiele tragedii. Wtedy był ledwie bezdomny – alkoholikiem stał się dopiero wyrzucony na ulicę. Zapamiętałam, jak się nazywał, toteż kilka miesięcy potem rozpoznałam klepsydrę... Trzecie trwożące myśli o bezdomności zdominowały moją głowę po wizycie we Włocławku, do którego pojechałam, by odebrać kilkaset płyt muzycznych kupionych z ogłoszenia. Tak pełnego szarości i snujących się “zombie”, niszczejącego i depresyjnego miasteczka nie odwiedziłam od lat. A to właśnie tam rozgrywa się akcja przejmującej, opartej na prawdziwych wydarzeniach opowieści Marcina Halskiego - świadectwa upadku Piotra G., czyli “Bezdomności all inclusive”... 

Gdy jak za machnięciem różdżki ulatniały się gdzieś na granicy świadomości lęki, uspokajały się trzęsące ręce i świat. Demony uciekały głęboko w swoje czeluści, a na wierzchu pozostawał tylko spokój.” 

Kiedy chodzi o osobę młodą, jaka wylądowała na ulicy i popadła w szpony okrutnego nałogu, zazwyczaj początek historii brzmi całkiem podobnie. Rodzice byli zbyt wymagający. Tata albo ojczym mylił drogę do nie tego łóżka. I najczęściej - ojciec pił albo i nie, ale znęcał się nad dzieckiem oraz nierzadko matką. Tak było w Twoim przypadku. Dawno straciłeś już rachubę, ile razy musiałeś tłumaczyć się w szkole z siniaków i innych obrażeń. Spadające uderzenia kaleczyły nie tylko ciało. Jako młody i jeszcze za mały, aby się obronić chłopiec z każdym “praniem” czułeś, jakby coś umierało wewnątrz Ciebie. Krzywe spojrzenie – cios. Zła odpowiedź - kolejny. “Przestań, tato, proszę, zostaw mamę” - konieczne założenie szwów. Co mówić, gdy nauczyciele albo koledzy znowu pytają, dlaczego tak wyglądasz i co Ci się stało? Ile kłamstw może wydobyć z siebie dziecko? Nie wiadomo jakim cudem udało Ci się przejść do szkoły średniej - choć od początku wiedziałeś, że jej nie skończysz. Po co, skoro miałeś świadomość, że nic z Ciebie nie będzie? Zacząłeś wracać do domu jak najpóźniej, przynajmniej lekko podchmielony, aby nieco się znieczulić. Jedyne ukojenie dawało Ci pospieszne tworzenie własnych tekstów, skrawków rapu – kiedy dałeś radę czasem schronić za drzwiami swojego pokoju. Smętny blok, mętna przyszłość, szara rzeczywistość - ot, codzienność wielu Twoich rówieśników na Śląsku. Może nawet zawisłbyś już dawno na drzewie bezwładnie jak jeden ze znajomych. Poddałbyś się, bo matka zrobiła to wiele lat temu, nigdy nie broniąc Cię przed oprawcą. Ale tego dnia coś w Tobie pękło. Pomyślałeś, że to ostatnia szansa na zmianę i wrzuciłeś do plecaka telefon, zabrane z kryjówki pieniądze oraz kilka posiadanych ubrań. Wsiadłeś do pociągu i ruszyłeś na przeciwny kraniec Polski – nad morze, gdzie spodziewałeś się zahaczyć w jakiejś pracy. Dumałby kto, że próbując cokolwiek zmienić w życiowej beznadziei, właśnie przypieczętowałeś swój najgorszy los. Nigdy bowiem tam nie dotrzesz... i spadniesz na samo dno. 

(...) ile jeszcze tajemnic skrywa ten człowiek. Był już w moich oczach mistrzem cwaniactwa, romantykiem po przejściach, filozofem, erudytą, a teraz musiałem do tej listy dodać talent włamywacza. Wielofunkcyjny bezdomny.” 

W wagonie przyłączasz się do rozrywkowej grupy osób i upojony wolnością, raczysz się proponowanym przez nich trunkiem. Kolejna rzecz, jaką pamiętasz, to chwila, kiedy resztką sił wysiadasz na nieznanym peronie. Kręci Ci się w głowie, jesteś umorusany krwią i wszędzie masz siniaki. A oprócz tego – tylko brudne ciuchy na sobie. Następne odzyskanie świadomości ma miejsce w szpitalu. To wtedy ustalasz, że jesteś we Włocławku - wcale nie tam, gdzie zmierzałeś. Opatrzony, zastanawiasz się, co począć dalej. Mijane twarze są szare, ludzie patrzą przed siebie tępo, budynki pomazane graffiti. Powybijane okna zastawione dyktami, wszędzie dookoła walają się śmieci, a grupy bezdomnych traktowane są jak niewidzialne. Co to za zapomniane przez Boga i Szatana, niewyobrażalnie niszczejące miejsce? Przysiadasz na ławce, aby pomyśleć. Coś mówisz do kaczek, patrzysz na znajdujące się na kaplicy gargulce – tak przerażające, że aż pasują do wszystkiego wokół. A potem poznajesz Rycha, człowieka ulicy. Za inteligentnego jak na przypadkowego alkoholika; zbyt pijanego, by nim nie był. Upadasz po raz pierwszy, drugi, trzeci. Wstajesz tylko po kolejną butelkę. Żeby umyć się na stacji benzynowej. Wyżebrać pod Żabką pieniądze na hot-doga, nie - kolejną puszkę piwa. Was dwoje, później jego kobieta, wciąż ładna, choć jakże zniszczona Grażynka. Noce spędzacie za wiatą przystanku albo w pustostanie, w jakim gromadzi się o wiele więcej bezdomnych, pijanych czy w jeszcze innym stanie świadomości. Na piętrze, bo parter prezentuje sobą obraz gorszy niż rynsztok. A Ty wciąż sobie powtarzasz, że odreagowujesz. Masz czas, jesteś młody. Jutro poszukasz pracy, zmienisz się, coś ze sobą zrobisz. Jeszcze tylko dziś. I nawet nie zauważasz, kiedy upadasz i już nie masz siły, aby wstać. I nawet nie zauważasz, kiedy stajesz się jednym z nich. Kiedy nie wiesz już, kim jesteś. Czy w ogóle jesteś? Czy naprawdę w tym włocławskim piekle znikąd dla Ciebie nadziei? Młodego chłopaka, który upadł... Ślązaka z ulicy. 

“Kolejne słowa, kolejne stronice - czułem, jakby demon, który we mnie siedział, przechodził mi przez rękę i pozostawiał po sobie ślad pomiędzy wersami. (...) Przyjaciele (...) stali się zbędnymi widzami spektaklu zwanego moim życiem.” 

Marcin Halski nie napisał książki. Stworzył zamiast tego przejmujące świadectwo życia bezdomnego, popadającego w skrajny alkoholizm nastolatka, który w odpowiednich okolicznościach z pewnością miałby szansę na to, by stać się uznanym raperem. Zamiast tego, uciekając od ojca tyrana, na skutek tragicznych wydarzeń, znalazł się w oku cyklonu i w końcu ugiął się pod naporem tragicznych doświadczeń. “Bezdomność all inclusive” niejednokrotnie powoduje smutek i ciarki na ciele – tym bardziej, kiedy ma się świadomość, że jest to prawdziwa historia. Sam Autor zaś, co niesamowicie się chwali, nie “pisał w powietrzu”, a spędził wiele czasu we Włocławku, zbierając materiały do powieści. Dzięki temu doskonale oddał charakter miasta oraz bytujących tam osób. Choć to książka o “ludziach z marginesu”, została wydana z wręcz niespotykaną dbałością o detale. Dialogi przystają do postaci, a opisy do ich aktualnego stanu – Pisarz kreśli je tak zmyślnie, że ma się wrażenie bytowania w ich głowie. Wstawki śląskie czy kolokwialne opatrzone są przypisami. Dodatkowo każdy rozdział rozpoczyna cytat z hip-hopowego (ależ ja się tego naszukałam!) utworu, a treść przeplatają rysunki stworzone przez znajomą Halskiego. I nie wspominam tutaj o kolorowych tworach AI, a prawdziwie artystycznych wstawkach. Chylę czoła, bo – co przyznaję ze smutkiem – niewielu Autorów podchodzi w obecnych czasach tak rzetelnie i holistycznie do tego, by powieść była dopracowana w nawet najmniejszym calu. Pozostaję pod ogromnym wrażeniem - choć czytałam niezliczoną ilość opowieści o upadkach, rzadko która okazywała się aż tak poruszająca. Przede wszystkim jednak – na wskroś realistyczna. Myślę, że jeśli przeczytasz “Bezdomność all inclusive”, już nigdy nie spojrzysz z pogardą ani nie miniesz obojętnie na ulicy żadnego niemającego dachu nad głową człowieka. Nawet tego, który chwieje się tak, że za chwilę upadnie. A może właśnie jego przede wszystkim. Jaka bowiem historia za nim stoi? 9/10 - doskonały realizm niemagiczny. 

Obsesyjnie szukamy szczęścia u boku tych samych ludzi, w tych samych miejscach.” 

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)