Leszek Kumański - Mesjasz comeback - recenzja
Nazwisko? Jezus. Gdzie mieszkasz? Dopiero przybyłeś - a tak właściwie, to wszędzie. W dodatku Bóg Ci świadkiem, że nie kłamiesz. Skąd wiedziałeś o tym, że w wagonie metra jest ładunek wybuchowy? Cud... Choć odpowiadasz na pytania policjantów zgodnie z prawdą, znowu nikt Ci nie wierzy. Ech, skaranie boskie z tymi ludźmi, których postanowiłeś ponownie spróbować naprawić, niczym zepsuty czy przynajmniej definitywnie źle nastawiony mechanizm zegarka. Twój Ojciec doszedł do wniosku, że miarka się przebrała. Koniec litości i nieudanego projektu pod tytułem: człowiek i jego świat. Mimo licznych ostrzeżeń, kar i przestróg, nic nie zostało zrozumiane. Dziś Nowojorczycy i reszta globu czczą siebie samych, na piedestale stawiają zgromadzone dobra i modlą się do szefów w korporacjach, w jakich praca przypomina więzienie, miast czyśćca - a przy tym umożliwia rzekome awanse społeczne i materialne. Zaślepieni żądzami, zawoalowani pychą, zażenowani wartościami; przedefiniowali absolutnie wszystko, aby przystawało do ich wydumanych wizualizacji rzeczywistości. Ulepszyli każdą rzecz i własne powłoki, udoskonalili narzędzia mordu, słowem zresztą ciąć potrafią niczym mieczem; decyzjami ranić jak ostrzem. Zawędrowali na wyżyny ewolucji tak wysoko, że Boga uważają za zbędnego. Cenią już tylko jego karykatury w kabaretach, filmach czy nędznych w istocie spektaklach. Wyszydzają jak przedwieczne bajki i baśnie. Odpuszczają sferę duchową, bo przecież ta jest mniej modna niż nowa kolekcja ubrań od niszowych projektantów czy najszybszy model samochodu. Jak się okazuje, Bóg również może mieć dość. Dziś rozkłada ręce i to nie w celu przygarnięcia do siebie nawróconych grzeszników. Poddaje się, planując spopielić świat, bo i jaki miałby być dalszy cel jego trwania? O Jezusie, że też akurat Ty, Syn Boży, postanowiłeś w straceńczej misji jeszcze raz spróbować te niedoskonałe człowiecze kreatury zbawić...
PS Ta genialna książka o nietuzinkowej narracji powinna zostać zekranizowana! Inteligentna zabawa i smutna refleksja w oryginalnej fabule – must read!
“(...) by naprawić to, co człowiek, stworzony na jego wzór i podobieństwo, obdarzony wolną wolą, zniszczył, bo pokochał zbrodnię, zło, pychę, niszczenie. I wciąż nie wyciąga wniosków, ukąszony przez węża Szatana, zatruty jadem nienawiści!”
Jakimś, nomen omen, cudem przesłuchujący Cię po uchronieniu pasażerów przed rozsmarowaniem na ścianie metra wskutek ataku szaleńca funkcjonariusze nie zamknęli Cię w psychiatryku ani nie aresztowali. Oczy masz wcale nie niebieskie, włosy krótkie, brodę przystrzyżoną, a mimo tego, może na skutek boskiej interwencji, mężczyźni zaakceptowali fakt, że kolejny nowojorski “odklejeniec” określa się mianem Jezusa i właśnie w porę ostrzegł obecnych, że za moment siedzący kawałek dalej w wagonie człowiek zdetonuje bombę. Jeszcze nie niosą się okrzyki “Mesjasz comeback”, ale już dostrzegasz, że każąc się Ojcu zesłać powtórnie na Ziemię, porwałeś się z motyką na Słońce. Cóż to za zepsuty i przesadnie nowoczesny burdel? Ledwie wychodzisz ze stacji metra, błyskają flesze aparatów a podtykane pod nos mikrofony uderzają Cię po twarzy. Dookoła paparazzi błagają o komentarz, przekrzykując się nawzajem. Kim jesteś? Jak Ci się to udało? Co tak naprawdę się wydarzyło? Czy to ujęcia do nowego filmu albo show? Szkoda Ci słów, tym bardziej, że informacja o tym, po co tutaj przybyłeś i jak się nazywasz, kwitowana jest kpiącym rechotem lub szyderczym uśmiechem. No tak. Przecież Boga dla tych spragnionych sprzedającej się sensacji hien nie ma. Jak zatem, do cholery, masz uratować to stado baranów i nawrócić je przynajmniej tak, by Twój Ojciec odszedł od planu jego zniknięcia? Wiesz wszystko o wszystkich, znasz najciemniejsze występki, pamiętasz najgorsze z czynów, ale mimo to... jakoś tak po bożemu po prostu Ci ich żal. Szkoda; zatem szukasz w sobie wszystkich posiadanych pokładów litości i... oczarowawszy rozmową Marię Magdalenę, ruszasz jej śladem do squatu. To w tym zapomnianym nawet przez Szatana miejscu postanawiasz zacząć realizować śmiały plan naprawy świata. Gdzie, jeśli nie na samym dnie, rodzą się najlepsze pomysły? A ten cuchnący, rozpadający się, omszały i pleśniejący budynek pełen jest ludzi o straconych marzeniach. Niepotrzebnych, porzuconych, stłamszonych rzeczywistością. Takich, które wypluło życie i jakich nikt nie chce. Co, gdyby stali się... Twoją armią apostołów?
“Świat rąbiący się siekierami to dla nas show. Bo jakże kure*wsko nudno byłoby bez jatki ubarwiającej życie! (...) Jesteśmy estetami, brzydzącymi się uczestnictwem w krwawej zabawie w chowanego na wojennym cmentarzu. Co to, to nie! Ale siedząc przed ekranem telewizora lub w kinie – voilà! (...) Jesteśmy humanistami – dostajemy Pulitzery za książki, w których pouczamy hołotę, jak ma żyć. (...) Każdego dnia naszego wielkiego sukcesu, jakim jest poczucie własnej wartości, o co walczyliśmy, mordując się z finezją godną ludzi z klasą.”
Nowy Jork dławi się własnym jabłkiem. Ogromniejszym niż kiedykolwiek przedtem, choć tak naprawdę wypchanym po brzegi, sztucznie napompowanym ludźmi wtłoczonymi w przyjęte ramy, normy; maluczkie elementy trybików, chomiki biegające w kółko, byleby zadowolić maszynę o z góry narzuconym kształcie. Nie możesz na to patrzeć, a powtarzanie: “o, Jezu!” brzmiałoby niezbyt rozsądnie, bo to jakbyś sam siebie wzywał na pomoc. Tu zaś nawet święty Boże nie pomoże... Skoro słowo się rzekło, przemyślawszy tragiczne położenie, przystępujesz do działania. Poznajesz mieszkańców squatu, co okazuje się barwnym doświadczeniem... Tu także grzech podniesiony jest do rangi cnoty, ale w wersji tak skrzętnie roztrzaskanej, że aż doskonałej do złożenia na początek. Judasz prosi Cię o udowodnienie, iż jesteś tym, kim mówisz, że jesteś - a potem z rozanielonym wzrokiem wykrzykuje: “Jezu, cud!”, gdy banknoty sypią się z odrapanego sufitu. Wojująca feministka i anarchistka Lilith szybko przyłącza się do Twojej misji, sądząc, iż przy okazji obali obecny nieporządek świata. Piotr co prawda na przesłuchaniu wypiera się Ciebie trzykrotnie, ale potem dzielnie Ci towarzyszy. Wspólnie z cokolwiek nietypowym zestawem apostołów z ruin rozpoczynacie projekt “Mesjasz Comeback” i można uznać, że to paruzja na zatrważającą skalę. Przystosowana do współczesnych czasów, medialna, nagrywana wszechobecnymi telefonami i nagłaśniana przez Internet. Za chwilę każdy znów będzie sławił Twoje imię - lecz czy uda Ci się sprawić, by strącił z tronu siebie i na powrót uwierzył w Boga? Jak zakończy się Twoja krucjata w zgniłym niewartościami świecie?
“Rozprawa przed sądem wojennym. Zimny, morderczy, bezlitosny wyrok. Mur z odrapanej czerwonej cegły. Suchy strzał. Trzepot skrzydeł przerażonych wron, które poderwały się z przeraźliwym krzykiem.”
Spróbuj sobie tylko wyobrazić, co by się stało, gdyby Jezus zstąpił z Nieba właśnie w tej chwili. Teraz, do żyjących zupełnie inaczej niż Ci wymienieni w Biblii. Oszalałyby programy telewizyjne, audycje radiowe i gazety. Urosłyby sklepy z merchem dla fanatycznych, wydawnictwa przeżyłyby oblężenie, a portale informacyjne oraz social media zalałaby fala wątpliwych nagrań oraz skrajnych komentarzy. Zapanowałby chaos. Jeden wielki przewrót - bo kto dzisiaj, konstatacja smutna, uwierzyłby w coś takiego? Sekciarz, oszust, mistyfikacja. Zapewne tego rodzaju hasła padałyby na porządku dziennym. Właśnie taką sytuację doskonale obrazuje zmyślnie złożoną powieścią Leszek Kumański. “Mesjasz comeback” to książka, której nie da się odłożyć - wciąga kreacją już od pierwszego zdania. Scenariusz, jakiego stworzenie wymagało ostrożności i dużego talentu literackiego, oblekł się we wręcz kapitalnie odmalowane ciało. Żarty sytuacyjne, mnogość zabaw oraz gier słownych a także światłe, wręcz przerażająco smutne poglądy spoglądają na czytelnika z każdej strony. Oprócz oryginalnej, na wskroś przenikająco celnej fabuły, wyłania się z nich także obraz Autora, z jakim chciałoby się wdać w dyskusję. Widać bowiem, że to Pisarz, który tworzy udaną karykaturę dobrze znanego sobie świata. Zatrważająco prawdziwie odbija człowieka w krzywym zwierciadle, choć... niby kreśląc pastisz, prezentuje otaczającą ludzi rzeczywistość. Tak zatraconą w wydumanej ułudzie, że nawet nieodróżniającą dobra od zła, moralności od ohydy oraz ścieku od wartości. Redefiniującą wszystko według własnego widzi-mi-się i patrzącą na siebie w lustrze jako stwórcę. Kreacjonistów zapomnienia codzienności. Malarzy kłamstw. Utracjuszy marzeń. 9/10 - niesztampowa, inteligentna, humorzasta, zabawna i smutna jednocześnie. POLECAM!
“Tylko wtedy można być numerem jeden. Wyprzedź innych, uwierz w cud, gdy jeszcze nikt nie wierzy. Tylko tak można wyprzedzić innych i być pierwszą na mecie. Inni w to wejdą za późno (...) a Ty dostajesz premię za ryzyko (...). Poranisz się, czasem pobłądzisz, a nawet zgubisz, ale jeśli wytyczysz drogę, to wygrasz.”
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)