Giacomo Mazzariol - Mój brat ściga dinozaury - recenzja
„Kiedy już go nie będzie, będzie mi żal jednej rzeczy: że nie wszyscy go poznali. Jeżeli już go nie będzie, poszukam na ulicy Castagani jego cienia, tak jak on to robił. Jeżeli już go nie będzie, nauczę się na pamięć tytułów wszystkiego jego książek. Gdy już go nie będzie, obejmę każdą osobę, kimkolwiek by była, tak jak on to robił. Kiedy już go nie będzie, zatańczę z jego dinozaurami. I tam, w erze mezozoicznej, pomiędzy diplodokiem i T-Rexem, on będzie na mnie zawsze czekał. Mój brat, który ściga dinozaury.” 💔
Kiedy czytałam książkę „Mój brat ściga dinozaury”, moje oczy nie przeskakiwały po zwyczajnym tekście jednej z opowieści, jakich wiele – one chłonęły emocje. Poruszały się po literach, składających się na niesamowicie ciepłą, wzruszającą i wyjątkową historię, będącą jedną z najbardziej wartościowych lektur, z jakimi zetknęłam się w ostatnim czasie. Wyjątkowa narracja, prowadzona początkowo przez pięciolatka, a później coraz starszego, dojrzewającego chłopca, otula czytelnika niepowtarzalną warstwą uczuciową. Smuci, uśmiecha, zaskakuje, budzi podziw i… niekiedy udowadnia, że my, dorośli, moglibyśmy się od dzieci wiele nauczyć – lub przypomnieć sobie mnóstwo rzeczy, które gdzieś tam, z biegiem czasu, pokryły się kurzem, nieużywane od bardzo dawna. Patrzeć z ufnością, dostrzegać cenne drobiazgi, oczekiwać mniej – albo chociaż nie tylko najgorszego. Odkrywać nowe, czynić niezaplanowane oraz być kochać tak po prostu. Propozycja włoskiego autora Giacomo Mazziarola jest, najprościej i najprawdziwiej rzecz ujmując, po prostu piękna. Nostalgiczna i wzruszająca dla starszych czytelników, aktualna dla nastolatków i pouczająca oraz zajmująca dla dzieci w wieku powyżej dziesięciu lat. Chodź, opowiem Ci napisaną przez życie bajkę o kilkuletnim chłopcu, który pewnego dnia dowiedział się, że jego młodszy braciszek będzie ścigał dinozaury; o bezwarunkowej miłości i o tym, że nie każdy superbohater nosi pelerynę.
Wszyscy chcieliby mieć taką rodzinę jak Twoja – pełną ciepła, wsparcia i wartości. Pracujący w przedszkolu tata, dwie siostry, pięcioletni Ty oraz supermama – bizneswoman, która nie prowadzi wielkiej firmy, a codziennie czyni wszystko, aby Wasz domowy rozgardiasz funkcjonował równie prężnie jak małe przedsiębiorstwo. To równie ważkie zadanie, z czego zdajesz sobie sprawę od najmłodszych lat. No bo któż inny, jeśli nie ona, potrafiłby jednocześnie ugotować danie dla pięciu osób, posprzątać wszystkie kąty, pomóc w pracy domowej, opatrzyć skaleczone kolano i zająć się wysypką? Trzeba jeszcze ustalić, gdzie podziała się zaginiona skarpetka ojca, wyprawić siostrę na wycieczkę i zdecydować, kto powinien tym razem wygrać wojnę o telewizyjnego pilota oraz… może gdzieś tam zdrzemnąć się chwilę po drodze. W Waszym małym, choć stale gwarnym, włoskim domku czegoś jednak brakuje do szczęścia. Tą rzeczą nie jest niekupiony składnik do spaghetti bolognese, takie coś w italskim domu oznaczałoby tragedię! Chodzi o coś innego. Otóż… równowaga! Twoja mama razem z siostrami tworzą trio, stanowiące przewagę nad dwójką, składającą się z Ciebie i taty. Ale hej! W końcu nadchodzi chwila, której nie mogłeś się doczekać, odkąd zrozumiałeś, że w bitwie o wybór programu w TV zazwyczaj wygrywa trójka, a nie duet! Oto magiczny moment – rodzice ogłaszają, że Wasza rodzina już wkrótce powiększy się o malutkiego chłopca, którego dumnie będziesz mógł nazywać swoim bratem. Oczyma wyobraźni widzisz, jak ma kilka lat i razem z Tobą buduje zamki z piasku, przesiaduje w domku na drzewie (a właśnie, chyba jako starszak powinieneś zacząć go budować!) i spędza długie godziny przy konsoli. Nareszcie w każdym starciu siły rozłożą się równo –wiadomo, że mężczyźni muszą trzymać wspólny front, wskutek czego od teraz zawsze będzie to 3 na 3. I, czego jeszcze do końca nie rozumiesz, rodzice z zadowoleniem mówią Ci, że Twój braciszek będzie inny niż wszystkie dzieci. Opowiadają, że trochę później niż Ty nauczy się czytać i pisać, a każda wykonywana rzecz zajmie mu więcej czasu niż powinna. Oprócz tego może okazać się, że wyobrażone sobie przez Ciebie sytuacje braterskich zabaw muszą pozostać w sferze marzeń – zamiast przejażdżek rowerowych, czeka Cię wojna, polegająca na rzucaniu przedmiotami. Cóż… to też jakiś fun, prawda? Nie to jest jednak najważniejsze. Nareszcie na świecie pojawi się Twój upragniony brat, który będzie wyjątkowy – nie z powodu inności, a właśnie dlatego, że będzie Twoim bratem.
Chyba trochę się zapędziliśmy! Przecież najpierw trzeba wybrać dla niego imię – odpowiednio dostojne dla przyszłego superbohatera! Niestety, pomimo Twoich usilnych nalegań i knowań, o jakich stworzenie może pokusić się jedynie pięciolatek z bardzo bujną wyobraźnią, mama odmawia nazwania go Giacomo junior. Cóż za szkoda, wtedy od razu mógłbyś się wszystkim chwalić, że to Twój braciszek i że jesteś za niego odpowiedzialny, a w ogóle, jeśli ktokolwiek będzie miał śmiałość z nim zadrzeć, to będzie miał z Tobą do czynienia! Tak robią starsi bracia – nawet jeśli to ci młodsi mają być superbohaterami, mającymi moce nie z tej rzeczywistości. Kiedy tylko Giovanni wkracza do Waszej, wiesz już, że jesteś największym szczęściarzem; takiego brata nie ma nikt. I może na tym świecie bajki nie mają racji bytu, bo nie jest to świat baśni, ale czasem, naprawdę rzadko, w wyjątkowych rodzinach takowe się urzeczywistniają. Choć chwila ta może trwać zbyt krótko, niech będzie piękna.
Trisomnia 21. Chromosomu jest chorobą określaną mianem zespołu Downa. Nie wszyscy mają świadomość tego, że człowiek nie jest żadnym zespołem – i że to nie schorzenie określa, kim jest. Z pewnością z części wartościowych książek, a pewnie i również z niektórych zakątków Internetu spływa na nas oświecenie; odmienność nie musi determinować o „gorszości”. Grzmią tak z ambon, zarzekają się, że społeczeństwo będzie się opiekowało „innymi” jednostkami, zamiast się od nich odżegnywać albo – co gorsze, choć wciąż spotykane – wyśmiewać je i umniejszać ich istnieniu. Opowiadając czytelnikom prywatną historię swojej wyjątkowej, godnej podziwu rodziny pięknie poetyckim i chwytającym za serce językiem, Giacomo Mazzariol czyni coś niesamowicie ważnego. Daje przykład, wzrusza i pokazuje wielkość maluczkich oraz moc bezinteresownych uczuć. Nie edukuje z piedestału, a pisze swoją bajkę – tym cenniejszą, że stworzyło ją samo życie. Poziom oraz istotne przesłanie stworzonej przez niego lektury mogłabym (bez zbędnej przesady!) przyrównać nieco do „Małego księcia”. Warto byłoby rozważyć umieszczenie jej w kanonie lektur szkolnych. To krótka, acz jakże treściwa powieść o sile rodziny, mocy miłości i tym, że nawet jeżeli nosisz dwie różne skarpetki, masz dziesięć zwyczajów do zrealizowania przed snem i piszesz niewyraźnie, a także nigdy nie będziesz jeździł na rowerze… jesteś ważny. Bo jesteś. 9/10
Mam taką wizję. W tle cicho rozbrzmiewają dźwięki Chopina. Siedzę w bujanym uszaku, z nosa – jak zawsze przy czytaniu – zsuwają mi się sowie okulary. Poprawiam je jednym z długich pazurków. Na głowie mam niedbały kok, czarny T-shirt pełniący rolę sukienki zdobią okruszki po upieczonych przed chwilą kocich oczkach. Na moich kolanach mini-me, która na mój wzór pomalowała swoje paznokcie na czarno… i połowę palców przy okazji. Uśmiecham się jednym kącikiem ust, zauważając, że znowu ukradła mi z szafy koszulkę z kotem z Cheshire. Ach, te dzisiejsze kilkulatki. Właściwie powinnam ją pochwalić, przynajmniej nie nosi niczego w różowe lalki Barbie. Czytam jej na głos piękną książkę – z intonacją usiłującą naśladować tę u mojej gimnazjalnej Polonistki; jedynej napotkanej na mej drodze Pasjonatki przez wielkie P. Opowiadam jej historię o chłopcu, którego brat ścigał dinozaury…
Tylko że to nie jest świat baśni.
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)