Monika Magoska-Suchar - Hades - recenzja

by - 13:58:00

Jako dziecko nie byłam zakochana w Kici Koci, Teletubisiach czy (o zgrozo!) Lippy & Messy. Można stwierdzić z pełną mocą, że już od najmłodszych lat gardziłam zarówno telewizją, jak i popularnymi książkami. Zamiast tego zaczytywałam się w wierszach Brzechwy i Mitologii Parandowskiego, której wielką fanką jestem do dziś. Starożytny świat z legend mamił mnie odkąd tylko pamiętam. Nie bez powodu po wielu latach zdecydowałam się na naniesienie tuszem na ciało skrzydła Nike z Samotraki, a w chwilach zadumy z przyjemnością przenoszę się w mityczne kręgi Hadesa, Zeusa, Apolla czy Persefony. Mitologie: grecka, rzymska i egipska są fascynujące – po prostu trzeba przyznać temu rację. Właśnie dlatego w ostatnim czasie stały się inspiracją dla rozlicznych książkowych retellingów, czyli historii z przeszłości, opowiedzianych w mniej lub bardziej odmienny sposób. Jedne z nich są udane, inne – niekoniecznie. Do której z kategorii zalicza się powieść „Hades – Król podziemia”, wydana niedawno przez MM Suchar, cenionej przeze mnie za nietuzinkowe poczucie humoru (które doskonale objawia się chociażby w „Sercach ze śniegu i płomieni”, nie tak dawno ocenionych przeze mnie na mocne 8/10)? Sprawdź. Zanim to zrobisz, zdradzę Ci jednak, że jest to pierwsza pozycja czytelnicza, opublikowana przez Autorkę z ramienia własnego wydawnictwa, za co należą jej się wielkie brawa! Zasługuje na nie również samo wydanie – barwione brzegi i przystająca do nich okładka (w idealnym świecie nie byłaby matowa, ale jak wiemy – perfekcyjne nie istnieje). A teraz opowiem Ci, co stanie się, kiedy… mitologiczne realia zostaną przeniesione do współczesności!

W końcu stałaś się dorosła i Twoja matka Demeter, będąca boginią płodności ziemi, urodzaju oraz zbóż nie ma już władzy nad podejmowanymi przez Ciebie decyzjami. Możesz postawić na swoim i opuścić wiejską farmę, na której wychowywałaś się do tej pory wśród kobiet, uważając mężczyznę za byt, nomen omen, mityczny. Dostawszy się na każdy możliwy kierunek studiów, w końcu wyfruwasz z gniazda i udajesz się do samego epicentrum wielkomiejskiego świata. Znalazłszy się w świetle reflektorów, czy też raczej wieżowców Olimpionu, szybko odkrywasz, że do tej pory niewiele wiedziałaś o prawdziwym życiu. Dlaczego przeciwna Twojej przeprowadzce matka przez tak wiele lat trzymała Cię pod kloszem, a wszystko co miastowe przedstawiała Ci jako największe zło? Nieważne. Pora wziąć głęboki oddech i nauczyć się, jak korzystać ze wszystkich odcieni istnienia, zamiast wegetować. Na szczęście ciotka, pod której opieką obecnie się znajdujesz, ma pod swoimi skrzydłami jeszcze inną duszę, zdecydowanie bardziej zbliżoną do Ciebie wiekiem. Natychmiast zapala się w Tobie iskra nadziei, że wyzwolona, pewna siebie i impertynencka w pozytywnym tego słowa znaczeniu Artemida pokaże Ci, jak zaszaleć w Olimpionie… a przynajmniej – jak w nim nie zginąć lub nie stać się naczelnym, obmawianym po kątach pośmiewiskiem. Pierwszym etapem „szkolenia”, które wymuszasz na niej właściwie naturalnie swoim absolutnym nieobyciem z litości, będzie z pewnością porzucenie kwiecistej spódnicy, pasującej raczej starej pannie sprzed kilku wieków, a nie młodej dorosłej. Drugim… uczestnictwo w wielkim, wiosennym balu, na który, z kompletnie niewiadomego powodu, zostałaś zaproszona przez zawiadującą miastem Herę. Salonowy debiut może się okazać niezwykle bolesny, przekształcając się w kompletne fiasko, zwieńczone spektakularną klapą. Opcjonalnie również… ma szansę stać się dniem, w którym odmieni się całe Twoje dotychczasowe życie. Modły o powodzenie mogą być nieskuteczne – wszak niezbyt rozważnie byłoby je wznosić do członków swojej rodziny czy kolegów. Cóż… pozostaje zdać się na łaskę losu lub pewnego nieokrzesanego, przystojnego nieznajomego, który już wkrótce z budzącego grozę pana mroku i najniżej położonego królestwa może stać się dla Ciebie kimś więcej. Karty w grze; nic nie jest jeszcze przesądzone. Właściwie strach się bać, cóż knuje dla tak nieokrzesanej młódki Lachesis.

„To bal potworów, które kryją się w pięknych powłokach.”

Witaj w Olimpionie, Koro – oto otworzył się przed Tobą świat pałacowych intryg, dworskich plotek, wielkomiejskiego życia, kuszącego całą kawalkadą grzechów i… mroku, który skrywa się w jego otchłani. Czy jeśli odważysz się w nią spojrzeć, i ona zacznie spozierać w Ciebie?

„Miałem kłopoty… Bardzo duże kłopoty.”

Retelling mitu o Hadesie i Persefonie – czy to nie brzmi ze wszech miar kusząco? Też tak sądzę. To, czy będzie on atrakcyjny dla potencjalnego czytelnika, zależy jednak przede wszystkim od sposobu podania. A ten w pięknie wydanej książce Moniki jest niestety dla mnie nie do końca strawny. Choć doceniam ideę przekształcania starożytnych historii w coś oryginalnego, innowacyjnego i współczesnego, w „Hadesie” została ona źle przekuta w czyn. Tak cenione przeze mnie u Autorki dialogi pełne dobrego humoru, są tym razem napisane „kwadratowo” – a to one stanowią epicentrum całej opowieści. Niestety nie jest nim zderzenie świata mitów z tym aktualnym; rzeczywistości te zostały opisane bardzo pobieżne - potraktowane po macoszemu. Byłabym w stanie to zaakceptować, bo przecież powieść niekoniecznie musi się skupić na otoczeniu. Najważniejsi mogą być bohaterowie. Ci jednak zostali wykreowani w sposób negatywnie kreskówkowy – płytko i infantylnie. I mówię tutaj (niestety) o wszystkich postaciach, bo te po kolei przejmują narrację, co często jest dodającym historii pikanterii zabiegiem. Not this time. I tak wielcy, starożytni bogowie, będący bytami wartymi podziwu, zostali przedstawieni wręcz karykaturalnie. Hades to nieokrzesany samiec, przypominający raczej nierozgarniętego neandertalczyka, a Kora – głupiutka młódka. Na domiar złego w książce nie brakuje schematyczności. Tłuszcz (słowa dosłowne) uznany jest za coś seksownego, natomiast szczupłe kobiety to nieapetyczne patyczaki. Zły, mroczny i okrutny bóg zakochuje się w niepewnej siebie dziewczynie i przechodzimy do „big love” z pełną realizacją motywu szara myszka-Don Juan. W tle majaczą „wyzwolone” kobiety, które utrzymują, że wszyscy mężczyźni to odstręczające karykatury. Samo przemianowanie Olimpu na Olimpion powoduje u mnie ciarki. Zażenowania; nie te pożądane. Książki częściowo słuchałam w formie audio i muszę przyznać, że w tej materii dokonała ona pewnego osiągnięcia – przyprawiła mnie o ogromny ból głowy. W niektórych scenach lektor stosuje tak okropne manieryzmy, udając w sposób przerysowany kobiece postaci, że… zwyczajnie piszczy. Nie dokonał tego żaden (!) audiobook wcześniej. Dziwi – bo w „normalnie” artykułowanych fragmentach głos brzmi świetnie. Nieznośny jazgot sprawił, że w pewnym momencie przyszło mi do głowy, iż fabułę „Hadesa” można by podsumować krótko: „Na straganie, w dzień targowy (olimpowy), takie (kakofoniczne) słyszy się rozmowy”. Skupia się ona na szczebiotaniu, plotkach i sytuacjach, które powodują, że bohaterowie z mitologii prezentują się odstręczająco. Definitywnie nie tak powinno być. Punktowo 5/10 – z zaznaczeniem, że oczko przyznaję za piękne wydanie, drugie - z sympatii dla Autorki. Pomysł świetny, wykonanie wymaga w mojej opinii dużego dopracowania. Nie zmienia to faktu, że dalej będę kibicowała Monice – i z pewnością sprawdzę, co przygotuje następnym razem. Ciebie zaś zapraszam do samodzielnego poznania (w formie papierowej; nie chcę być przyczyną migreny) „Hadesa”, bo może akurat Tobie kreacja ta bardziej przypadnie do gustu. Wszak de gustibus non est disputandum. 😉

„Skupienie. Maksymalne, aż bolesne. Wyeliminowanie świata zewnętrznego na potrzeby celu. Nie mogło liczyć się nic innego. Tylko on – środek tarczy.”

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)