Michał Mateusiak - Ciężar strachu
Aby zasłużyć na reputację seryjnego mordercy, trzeba spełnić szereg wymogów; niełatwy to kawałek chleba. Jeśli chcesz zaliczać się do tego elitarnego grona, musisz popełnić przynajmniej trzy zabójstwa - najlepiej, jeśli te będą się cechowały określonym modus operandi i zostaną artystycznie zainscenizowane. Znak rozpoznawczy na miejscu zbrodni? Mile widziany. I jeszcze jedno - za najbardziej poważanych w psychopatycznym półświatku uważani są ci, którzy żyją sobie spokojnie na przedmieściach z rodzinką w domu z ogródkiem i za dnia chadzają do zwyczajnej pracy, a morderczym fachem trudnią się jedynie po godzinach, pod osłoną nocy, hobbistycznie. Słowem: udolnie udają normalnych członków społeczeństwa, kreując tak zwaną “maskę zdrowego umysłu”, która nałożona czyni ich niemalże niewykrywalnymi i niemożliwymi do zneutralizowania. Właśnie z tego powodu warto pomyśleć o jej kreacji. Nie, żebym podpowiadała... 😉 W Polsce nie mają oni jednak tak łatwego życia jak w innych krajach. Wszystko dzięki temu, że nasze państwo „wyhodowało” pewien typ policjanta, który charakteryzuje się szczególną skutecznością w ich ściganiu. Decydujące okazują się tu pewne specyficzne cechy wizualno-charakterologiczne, tworzące unikalny koktajl, gwarantujący szybkie rozwiązanie każdej sprawy, w której głównym bohaterem jest właśnie ktoś taki jak seryjny morderca.
Nazywasz się Leonard Gardecki i jesteś najlepszym komisarzem policji w Warszawie. Zresztą Twój wygląd mówi sam za siebie:
„Miał świadomość, że jest przystojny i na ogół podoba się kobietom. Sto osiemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu oraz dobrze rozbudowany układ mięśniowy. Owalna twarz z łagodną linią szczęki, zwężającym się podbródkiem i wystającymi kośćmi policzkowymi. Do tego czarujące brązowe oczy, szerokie usta, dłuższe czarne włosy i niezbyt wysokie czoło. Nieraz nazywano go Jamesem Deanem lub Marlonem Brando.” Mrrr...
Gdybyś chciał, mógłbyś mieć każdą kobietę w Warszawie, ba – na całym świecie, jednak unikasz tego rodzaju łatwych i jako takich niesatysfakcjonujących podbojów. Wszystko dlatego, że jesteś skrajnym introwertykiem i, co naprawdę rzadkie u polskich stróżów prawa, dopiero wyszedłeś z poważnych problemów alkoholowych. Na szczęście pomogła Ci intensywna terapia prowadzona przez doktor Waltz, jak wskazuje nazwisko - zagranicznego specjalistę, dość powszechnie przecież spotykanego w naszym kraju.
Jedyny wyjątek zrobiłeś dla koleżanki – sierżant Anity Dębskiej, która jest Twoją partnerką w czasie służby. Nie tylko znaleźliście wspólny język, co ze względu na Twój charakter nie było łatwe, ale także preferujecie ten sam typ aktywności fizycznej wykonywanej poza miejscem pracy. Ujęło Cię pewnie także to, że jej wizualne „walory” są tak bardzo typowe dla polskich policjantek.
„(...) wzrokiem lustrował jej delikatne lico bogini i rzadko spotykane bursztynowe oczy, ale wyłącznie przez chwilę, bo nie mógł zapanować nad swoim popędem. Chwycił ją za niemieszczącą się w dłoni pierś i pocałował namiętnie w naturalnie obfite usta. Para kochanków przez kolejne dwadzieścia minut uprawiała ostry, momentami perwersyjny seks. Taki, jaki lubi Leonard. Wyuzdany.”
Tworzycie więc duet idealny, choć oczywiście są pewne problemy. Oboje macie kilkuletnie dzieci. Twoim zajmuje się była partnerka, a Anity – jej rodzice. Mąż się nie udziela, od kiedy od niego uciekła. Biedulka bardzo cierpi z tego powodu, że nie może wychowywać syna osobiście, ale sami rozumiecie – w pracy siedzi na ogół do dwudziestej trzeciej, po tej godzinie łapczywie zażywa paru chwil szczęścia z Tobą, takich do samego rana. A potem znowu praca i tak dalej – istny kierat i kwadratura koła nie do przezwyciężenia. Choć jest pewien pomysł:
„(...) Złożyła podanie o przyjęcie na pedagogikę. Chciała zrobić dyplom i odejść z policji tak szybko, jak to możliwe. Znaleźć pracę, którą mogłaby pogodzić z rodzicielstwem. (…) Marzyła o spokojnej pracy z dziećmi, ewentualnie z młodzieżą.”
Niestety pragnienia policjantów rzadko się spełniają. Już trzykrotnie bezduszny system edukacyjny odrzucił wniesioną w tym przedmiocie prośbę. Cóż, trzeba więc ciągnąć ten wózek dalej...
Spotykacie się w Twoim typowo męskim gnieździe. Mieszkasz, co również nieczęste, w obskurnej klitce, zwanej kawalerką, która w zasadzie nie tylko od dawna nie widziała tak zaawansowanych przyrządów czyszczących jak mop czy odkurzacz, ale nawet zwykłej ściereczki do ścierania kurzu. Panuje w niej więc twórczy nieład, delikatnie i umiejętnie podkreślony brakiem jakiegokolwiek remontu czy odświeżenia od lat wielu.
Twoim jedynym, wiernym towarzyszem jest pies – labrador wabiący się dość typowo, a mianowicie Eddie, którego zabierasz ze sobą dosłownie wszędzie, także do miejsca pracy czy na oględziny zwłok. Nikt przeciwko temu nie protestuje, w końcu to takie słodkie...
W pracy nie masz łatwo, gdyż jesteś uważany za gbura i człowieka, który nie przeszedł w najmniejszym nawet stopniu procesu socjalizacji społecznej. Wszyscy więc Cię unikają, choć tolerują ze względu na niebywałą wprost skuteczność w rozwiązywaniu nawet najbardziej zawiłych zagadek kryminalnych. Nikt nie dostrzega, że w głębi duszy jesteś skrajnym wrażliwcem, przybierającym maskę niedostępności, aby chronić swe delikatne wnętrze przed ciosami tego okrutnego świata, w którym funkcjonujesz.
Twój szef – podinspektor Stanisław Omyłka, skrajny oportunista, płaszczący się bez najmniejszego wstydu przed swoimi przełożonymi, dał Ci jeszcze jedną, tym razem ostatnią szansę, zanim wyleje Cię z roboty na zbitą mordę. Tak naprawdę ma złote serce. To on namówił Cię na jakże owocną terapię, dzięki której wychynąłeś z alkoholowego niebytu. Praca jest monotonna, ale jest, a przecież nic innego nie umiesz robić... Męczy Cię jednak nieznośne przeczucie, że wkrótce się to zmieni, a obecny stan bezruchu to tylko cisza przed nadchodzącą nieuchronnie straszną burzą. I tu zaskoczenie - tak właśnie się dzieje.
Dochodzi do bestialskiego morderstwa obiecującego adwokata, którego korpus z odciętymi kończynami znaleziono na Polu Mokotowskim. Ciało już zostało wstępnie zbadane przez techników policyjnych, jednak tylko Ty, wiedziony swoim nigdy niezawodzącym instynktem, spostrzegasz, że w gardło denata została wepchnięta kartka z tajemniczym napisem „WAE”. Ciamajdy, wszystko musisz odkrywać sam, tymi „ręcyma” można rzec - jak zresztą zawsze. Już wiesz, że masz do czynienia z seryjnym mordercą - tylko oni pozostawiają na miejscu zbrodni tego rodzaju znaki.
Jednego już kiedyś unieszkodliwiłeś. To słynny „Klaun”, mordujący z bezprzykładnym okrucieństwem swoje ofiary w opuszczonych budynkach i porzucający zdeformowane zwłoki z nałożoną na ich oblicze maską błazna. Osobiście wpakowałeś w niego dwie kulki, po których spadł z mostu do Wisły. Ten plusk słyszała cała Warszawa... Rodzi się w Tobie jeszcze niejasne przekonanie, że obie te sprawy są ze sobą powiązane. Wszak ciała „Klauna” nigdy nie odnaleziono...
W Twojej pamięci odżywają obrazy z tamtego śledztwa. Zapłaciłeś za nie straszną cenę. Twój najbliższy przyjaciel został kaleką, stracił też żonę i dziecko. A Ty stałeś się wrakiem człowieka – popadłeś w jeden z najdłuższych swoich ciągów związanych z nadmiernym używaniem płynów wyskokowych. Znowu łapiesz się na myśli, że gdyby nie doktor Waltz...
Oczywiście, bezmyślny podinspektor Omyłka, na spółkę ze skrajnie niekompetentnym prokuratorem uważają, że zlikwidowany adwokat padł ofiarą porachunków mafijnych. W końcu zajmował się także obsługą tego rodzaju brudnych interesów. Pomimo Twoich gorących protestów śledztwo skierowano na te właśnie tory. Głównym podejrzanym jest „Piła” boss półświatka, trzęsący cała Warszawą. I człowiek o wielkiej elokwencji. Próbka?
„Po wszystkim pojedziemy do mnie na dziewczynki, przetrzepiemy razem kilka piździoszek. Poruchamy, popijemy.”
Czas upływa mu na prowadzeniu tego rodzaju wykwintnych konwersacji, handlu narkotykami, przemycie oraz przestrzeliwaniu w należącym do niego lokalu w samym centrum Warszawy głów zdrajców, pomimo że ten znajduje się pod policyjną obserwacją, o czym Piła doskonale wie... Naprawdę odważny człowiek, niemający, że tak stwierdzę, nic do ukrycia...
Chcąc, nie chcąc, jak dobry pies myśliwski, musisz podjąć narzucony Ci trop, choć wszystko w Tobie krzyczy, że jest on błędny. Jak wkrótce pokaże czas, miałeś pełną rację. Co zresztą nie jest przecież niczym dziwnym - w końcu jesteś najlepszym komisarzem w stolicy. I jak na takiego przystało, niedługo rozpoczniesz pogoń za prawdziwym, nieuchwytnym i bezwzględnym mordercą.
Napisany przez Michała Mateusiaka „Ciężar strachu” to kryminał z krwi i kości - można właściwie stwierdzić, że kryminał, dosłownie i w przenośni, skończony. Mamy tu wszystko, czym – niestety zdaniem większości polskich autorów - powinien charakteryzować się ten rodzaj literatury. Nieprzystępny, aczkolwiek niedostrzegalnie głęboko wrażliwy komisarz, prezentujący typ jakże rzadko spotykany w polskich kryminałach, dopiero co zaleczonego alkoholika. Stroniący od ludzi, a jednak z gorejącym sercem, które ofiarował koleżance po fachu. Jest też seryjny morderca, terroryzujący nasze piękne stołeczne miasto. Wszystko to tworzy iście wybuchowy melanż, wiodący czytelnika do wydarzeń, które naprawdę go zaskoczą. Zdecydowanym plusem powieści, za który Autorowi można szczerze zaklaskać, jest jej praktycznie niemożliwe do przewidzenia zakończenie. Pół żartem, pół serio - nawet fani kryminałów trafią na naprawdę twardy orzech do zgryzienia; w końcu nie dysponują taką intuicją jak komisarz Gardecki... Definitywny minus stanowi z kolei najczęściej toporny język podania całej historii, przedstawiony zresztą pokrótce w cytatach powyżej. O ile kryminały mogą, a nawet powinny się cechować pewną surowością, o tyle w dalszym ciągu wymagam od nich płynnej otoczki literackiej. Jeżeli doda się do tego wiele całkowicie nierealistycznych sytuacji, które w thrillerze są jak najbardziej pożądane, ale w kryminale już niekoniecznie – otrzymamy powieść kryminalną na jeden jesienny wieczór, którą można by jednak zaprezentować czytelnikowi o wiele lepiej. Można przeczytać: po prostu. Autorowi definitywnie zbrodnie i związane z nimi zagadki gdzieś tam już dzwonią, ale jeszcze nie wiadomo, w którym kościele, co warto byłoby ustalić, bo potencjał do kreowania kryminalnych łamigłówek na pewno jest obecny. Mam nadzieję, że już niedługo się o tym przekonamy – a jeśli nie, to komisarz Gardecki na pewno naprowadzi nas na ich trop. 😉 Z uwagi na fakt, iż jest to debiut, oczko w górę na zachętę: 6/10.
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)