Charlie Donlea - Martwe spojrzenie - recenzja
Last but not least... bycie jedyną ocalałą z niebywałej tragedii jest piętnem, które staje się jeszcze większe, kiedy okazuje się, że zostajesz posądzona o zamordowanie swojej rodziny jako ta, która przeżyła i miała sposobność, aby popełnić zbrodnię. Otrzymawszy wezwanie o usłyszanych strzałach, pierwsi przybyli na miejsce kaźni funkcjonariusze przeżywają szok. W progu sypialni leży Twój martwy brat – z dziurą od shotguna w piersi. Dalej widać zmasakrowane ciała matki i ojca. Przed łóżkiem siedzisz Ty – w stroju nocnym skąpanym we krwi. Przerażona, nie od razu jesteś w stanie opisać co stało się po tym, kiedy obudziły Cię nietypowe dźwięki... Dopuściłaś się najstraszliwszego z przestępstw czy przeciwnie - zostałaś przeoczona lub pominięta przez nieznanego sprawcę? Winna albo niewinna zarzucanych jej czynów?
“Niektórzy wierzyli, że grzechy pozostają niezauważone i mogą być popełniane bez konsekwencji.”
Kilka miesięcy później na sali sądowej reprezentuje Cię znany i piekielnie skuteczny obrońca - Garrett Lancaster, któremu zawdzięczasz więcej niż niektórzy mogliby sobie wyobrazić. Za jego namową, zdecydowałaś się na wytoczenie procesu stanowi Wirginia. Utrzymujesz, że ten niesłusznie uznał Cię za winną zastrzelenia całej swojej rodziny, przez co zostałaś napiętnowana na całe życie. To ostatnie jest prawdą. Każda osoba w kraju zna Twoją twarz – jako że przez szmat czasu Twój wizerunek był pokazywany w prasie i telewizji z wiele mówiącym podpisem “morderczyni”. Tego rodzaju łatka nie jest czymś, co znika łatwo... ani w ogóle. Będziesz musiała rozpocząć nowe, samotne życie, ale zanim podejmiesz się tego wyzwania, postanawiasz wywalczyć od państwa stosowne zadośćuczynienie. Na sali sądowej rozpoczyna się prawdziwy teatr w wykonaniu Lancastera – popis umiejętności prawniczych, oratorskich i aktorskich. Czy wojując w Twojej sprawie wykonuje rolę swojego życia czy faktycznie wierzy w Twoją niewinność?
Nie ma to większego znaczenia, jako że stworzona przez niego układanka prezentuje ostatecznie jednoznaczny kształt. Zainkasowawszy sporą sumę, możesz nareszcie wyjechać, podjąć studia, zmienić tożsamość, przeobrazić wygląd i stworzyć nową osobowość. Nie jesteś już tą samą siedemnastolatką, która zamordowała swoją rodzinę z zimną krwią - a może jedynie znalazła ją martwą - i nigdy nie będziesz. Pora odżegnać się od okrutnego przydomka “martwooka”, który nadały Ci media. Alexandra Quinlan znika, a na jej miejsce rodzi się ktoś zupełnie nowy: Alex Armstrong, która zgodnie ze swoim przeznaczeniem lub dziełem zupełnego przypadku już niedługo uwikła się w piętrową intrygę - sprawę, która po raz kolejny wywróci jej życie do góry nogami. Walcząc w imię niesłusznie oskarżonych, przez cały czas prowadzisz bowiem osobistą krucjatę, próbując odnaleźć osoby odpowiedzialne za popełnienie zbrodni na Twojej rodzinie. Czy jednak nie jest to jedynie sprytna i zwinna przykrywka, jako że za owe mordy odpowiedzialna jesteś Ty sama? Zdania na ten temat wciąż są podzielone, w zależności od tego, kogo się zapyta. Niewiele Cię to obchodzi - wszakże dawna Ty odeszła w niebyt. Dziś nikt nie wie już, kim naprawdę jesteś, czym się zajmujesz, jak żyjesz i wyglądasz... a może tylko tak Ci się wydaje. Co stanie się, kiedy ktoś odkryje Twoją nową tożsamość? Czy próbując rozwiązać sprawy kryminalne sprzed lat nie narazisz się na śmiertelne niebezpieczeństwo i... czy to dla Ciebie w ogóle istotne, zważywszy na fakt, że zostałaś na tym świecie zupełnie sama?
Gdyby fabuła “Martwego spojrzenia” zamknęła się na stworzonej przeze mnie powyżej historii, z pewnością oceniłabym je na mocne 8 - jeżeli nawet nie 9 - punktów. Książka podzielona jest na sześć części, spośród których niestety podobały mi się pierwsze dwie, stanowiące idealnie wyważone połączenie thrillera prawniczego z klasycznym thrillerem traktującym o tworzeniu zupełnie nowej tożsamości. Wątki te zajmują 160 stron, czyli dokładnie jedną trzecią książki. Z niewiadomej dla mnie przyczyny, na kolejnych kartkach Autor zdecydował się na skonstruowanie piętrowej, skomplikowanej, wręcz piramidalnej intrygi (która stała się przez to mało realistyczna), składającej się z niezliczonej liczby wydarzeń, dziesiątek postaci (w większości zbędnych dla głównej osi propozycji literackiej) i takich zawirowań, że nawet thrillerowa ja czasami gubiła się w fabule. Thriller prawniczo-klasyczny przeobraził się w powieść szpiegowską, akcji i elementami... reportażu. O ile kocham szaleńczą inwencję twórczą Pisarzy, o tyle uważam, że złotą zasadą jest: co za dużo, to niezdrowo – a w tym przypadku znacznej części wątków można by się po prostu pozbyć lub też stworzyć z nich osobną powieść. Wówczas dynamika historii zyskałaby na jakości, a czytelnik nie nudziłby się wcale, nie gubił “łączności” z wykreowanym przez Charliego światem, a z pełnym zaabsorbowaniem obserwowałby sądową batalię, a potem kreację nowego ja i próbę odnalezienia się w rzeczywistości bez rodziny – za to z milionami zadośćuczynienia na koncie. Może nawet ktoś mógłby podążyć tropem bohaterki i stać się nowym mieczem Damoklesa? Ale to już jedynie moje fantazje, fanaberie i finezje. 😉 Można uznać, że “Martwe spojrzenie” podobało mi się więc częściowo; wyciągając średnią ocenę z pierwszych dwóch części typu majstersztyk i pozostałych, wystawiam końcową notę 6/10. Było to moje pierwsze spotkanie z Autorem – z pewnością jeszcze się literacko “spotkamy”.
“(...) gdy moja platforma zaczęła się rozrastać, a omawianych przeze mnie historii słuchać coraz więcej ludzi, musiałam coś zmienić.”
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)