Hannah McKinnon - Nie wracaj do domu, Michelle - recenzja

by - 20:56:00

„Atmosfera była naprawdę niesamowita. Wędrowałem po lesie, na niebie świecił sierp księżyca, do głowy miałem przypiętą latarkę. Zamierzałem odkopać zwłoki żony i szukać wskazówek na temat tożsamości jej mordercy. Każdy czułby się dziwnie w takich okolicznościach.”

Współmałżonka można zamordować na wiele różnych sposobów. W afekcie, uderzając go z całej siły rozgrzaną patelnią, kiedy po raz kolejny usłyszysz, że zupa była za słona. Z rozmysłem, dusząc go w nocy poduszką, bo słuchanie kanonady chrapania o iście czołgowej liczbie decybeli po raz trzysetny z rzędu w końcu sprowadziło Cię do kresu wytrzymałości. Nieco bardziej przebiegle, podtruwając codziennie jego ulubione przekąski, przez które kupiona przez Ciebie za bajońską sumę kanapa z białej przeistoczyła się w żółtą. Albo trochę bardziej wyrafinowanie – doprowadzając do zawału, niby to przypadkiem wrzucając do pralki swoją dziko różową sukienkę z jego ulubionymi białymi koszulami. Jest jeszcze inna opcja, znajdująca się bardzo wysoko na szali psychopatii i pomysłowości: można pieczołowicie wybrać współmałżonka, już wówczas planując, że się go pozbędziesz. Złowić podstępnie najgrubszą rybę w stawie, po której niewinnie wyglądającej śmierci, na zawsze odmienisz swoje życie, zgarniając sumkę, o jakiej nawet nigdy nie marzyłeś…

 


„Mówi się, że najniebezpieczniejszy jest człowiek, który nie ma nic do stracenia. To nieprawda. Najniebezpieczniejszy jest człowiek, który postawił wszystko na jedną kartę i jest bliski realizacji swoich marzeń. Nie cofnie się przed niczym, by się ziściły. Człowiek taki jak ja.”

Niedługo obchodzilibyście trzecią rocznicę ślubu, ale niestety po Michelle, Twojej szanownej małżonce, prawie miesiąc temu ślad wszelki zaginął. Mieszkasz sam w ogromnym, wartym wiele milionów domu, za towarzystwo mając jedynie psa przybłędę, który cudem uniknął uśpienia. Michelle nigdy nie lubiła zwierząt. Codziennie chodzisz do nielubianej pracy, w której jednak jesteś diabelnie skuteczny: wszakże z Twoją inteligencją nie ma w tym nic dziwnego. Wieczory spędzasz u boku łóżka śmiertelnie chorej teściowej – jedynej osoby, którą kiedykolwiek polubiłeś. Podkrążone oczy, zadawanie prowadzącej śledztwo w sprawie zniknięcia Twojej żony Anjali zatroskanych pytań, apele do porywaczy w telewizji, rozklejanie plakatów i opiekowanie się rodziną Michelle to jednak tylko… pieczołowicie wykreowane przez Ciebie oszustwo. Nieistniejąca postać targanego rozpaczą po zaginięciu żony męża. Rola Twojego życia, wypadająca tak przekonująco, że nawet dociekliwa Pani inspektor w nią wierzy. W rzeczywistości wiesz bowiem doskonale, co stało się z Michelle. Wszakże to Ty za pośrednictwem DarkNetu wynająłeś piekielnie skutecznego zabójcę, który się jej pozbył. Teraz pozostaje Ci już tylko dalej odgrywać stworzoną szopkę, poczekać, aż kobieta zostanie uznana za zmarłą i pławić się w bajońsko wielkiej fortunie…

„Szczerze mówiąc, jeśli ktoś spędza długie miesiące uwięziony w domu z osobą, której nie kocha, lecz udaje, że kocha, zaczyna wyobrażać sobie najdziwniejsze rzeczy, a nawet słyszeć marsze żałobne grane na jej pogrzebie.”

Już w chwili poznania bogatej Michelle wiedziałeś, że to ona będzie Twoją dziką, złotą kartą do lepszego świata. W końcu zapewnisz godziwą opiekę cierpiącemu po udarze ojcu. Rzucisz nużącą Cię pracę. Z Twoim intelektem i przedsiębiorczością, objawiającą się od najmłodszych lat, doskonale wiedziałeś, co zrobić. Myliłeś tropy na dziesiątki sposób. Nigdzie nie zostawiałeś żadnych śladów. Przez te prawie trzy lata udawałeś kochającego męża, którego mogłaby pozazdrościć Michelle każda kobieta. Tworzyłeś bezpieczne fortele, alibi i wymówki. Kiedy Twoja żona została porwana, nawet nie było Cię w kraju. Wzorowo staranny, diabelsko inteligentny morderca, niepopełniający żadnego błędu… może zostać pokonany tylko przez innego psychopatę. Takiego, który przewidział Twój plan w najdrobniejszych elementach. Kto jednak mógłby to być? Nie dopuszczasz myśli, że istnieje ktoś sprytniejszy od Ciebie. Kto jednak zostawia Ci zdjęcia żony i tajemnicze wiadomości w mieszkaniu? Przestawia godziny spotkań, anuluje transakcje płatnicze, zostawia kolczyki żony na stoliku? Przecież ta już od dawna wącha kwiatki od spodu, z każdym z nich przybliżając Cię do stania się bogatym… W przygotowywanym przez tyle lat planie nic przecież nie mogło pójść nie tak. Nie Tobie. Ktoś jednak wydaje się bardzo chcieć odkryć, że Twoje zmęczone niewyspaniem oczy są tak naprawdę skutkiem celowego budzenia się skoro świt, by wyglądać na znękanego małżonka. Ktoś wie, co zrobiłeś. I nie zawaha się wykorzystać tego przeciwko Tobie…

„Wszystko sprowadza się do szczegółów. Ukrywania się na widoku, łączenia kłamstw z prawdą, by ludzie ich nie widzieli. Wielu przestępców zostaje schwytanych, ponieważ nie przygotowują dobrych planów, nie są wystarczająco staranni.”

Jeżeli kiedykolwiek przeszło Ci przez myśl, że chcesz zamordować swoją drugą połowę (lub kogokolwiek w ogóle), powinieneś sięgnąć po „Nie wracaj do domu, Michelle”. Ta książka nie tylko podpowie Ci, jak zaplanować całą akcję i co dokładnie zrobić, ale i… Czego nie robić. W swoim pokręconym umyśle nie przesadzę wcale, jeśli napiszę, że ten thriller to świetny poradnik dla każdego mordercy-planisty. 😉 Gwoli wstępu – pół żartem, pół serio. Kiedy zobaczyłam zapowiedź tej powieści, byłam przekonana, że będzie to jedna z najlepszych przeczytanych przeze mnie w tym roku pozycji – i nie pomyliłam się ani na jotę. Nie jest to thriller jakich wiele- a wszystko dzięki genialnemu przedstawieniu całej fabuły z perspektywy bohatera psychopaty o piekielnej inteligencji… w dodatku z czarnym poczuciem humoru. To ostatnie powodowało nie tylko to, że przez książkę właściwie przepłynęłam, ale i… kilkanaście niekontrolowanych wybuchów śmiechu do łez, przez które Mąż zaczął się na mnie dziwnie patrzeć (w sumie… sam chciał wiedzieć, z czego się śmieje, nie trzeba było pytać!). Dawno aż tak dobrze nie bawiłam się podczas lektury thrillera. Pieczołowicie przygotowaną w nim zbrodnię już od pierwszych stron zaczęłam przy tym nader podziwiać. Oceniłabym tę książkę maksymalną ilością punktów, gdyby nie pewna scena na samym końcu, której wydźwięk zdecydowanie mi się nie podobał (wilczyce, strzykawki, siostrzeństwo… nope!). Z (szatańskim) uśmiechem na ustach przeczytałabym też inne zakończenie, choć i to… mnie rozbawiło. Za niesamowitą dawkę psychopatycznego i diabelnie inteligentnego humoru przyznam jednak bardzo mocne 9/10. Jeśli lubisz świetnie się bawić podczas lektury (i/lub planować zbrodnie), zdecydowanie polecam!

„Wszyscy mamy własne demony. Motywy skłaniające nas do określonych zachowań. Każdy skrywa tajemnice. Każdy zrobił co najmniej kilka rzeczy, z których nie jest dumny. (…) Różne odcienie szarości, zależnie od sytuacji, charakteru i predyspozycji.”

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)