Ellery Lloyd - Klub - recenzja

by - 20:25:00

„Klub, dla którego ludzie byli gotowi zabijać; gala otwarcia, za którą gotów był umrzeć każdy celebryta. Nikt się nie spodziewał, jak wielką skończy się to tragedią…”

Blichtr uzależnia. Mając sześć zer na swoim koncie, myślisz jedynie o tym, jak uczynić z nich siedem. A potem osiem. I dziewięć. Odbierając statuetkę w świetle jupiterów, zastanawiasz się jaki sukces osiągnąć jako kolejny. U boku której wpływowej osoby stanąć, aby stać się jeszcze bardziej rozpoznawalnym. Zyskać więcej. I więcej. I jeszcze więcej. Stojący na piedestale, zapatrzony w siebie, egocentryczny gwiazdor, dostrzegający jedynie czubek własnego nosa. Codziennie wzorcowo zadbany – wszakże zarabiający swoim ciałem i twarzą – jako aktor, reżyser czy prawnik, pobierający najwyższe gaże w mieście. Wielki Ty, za nic mający maluczkich. Ich życia i uczucia, będące dla Ciebie zupełnie bez znaczenia; chyba, że zdarzy się, że możesz coś dzięki nim osiągnąć. Jeśli jednak są bezużyteczni, najchętniej byś ich podeptał. I robisz to kiedy tylko możesz. Wszakże to Ty jesteś składnikiem śmietanki elity – bez którego najbardziej wyszukany napój nie byłby taki sam. Każda marna namiastka smakowałaby niewykwintnie, a więc źle. Bogaty – chcący być jeszcze bogatszy. Ważny – chcący stać się najważniejszy. Pomimo tego jednak wciąż tak bardzo pociągający… i jako taki, stanowiący element sine qua non na odbywającym się właśnie najważniejszym od dziesięcioleci wydarzeniu – otwarciu elitarnego oddziału klubu Home, skupiającego w swych kręgach jedynie tych najznamienitszych. Czy gdybyś wiedział jednak co się tam wydarzy, na pewno byłbyś gotów zabić za zaproszenie? Pewnie tak… wszakże każda okazja do pokazania własnej wyższości jest dobra. Egoistyczna fujara…


„I być może właśnie wtedy – ale tylko być może – dociera do Ciebie, że jest to ni mniej, ni więcej dokładnie taki sam koniec, na jaki zasłużyłeś.”

Ned Groom – bynajmniej nie byle jaka gwiazda hotelarstwa. Założyciel sieci kompleksów hotelowych Home, do których wstęp mają jedynie Ci przez Ciebie wskazani. Ponad pięć tysięcy najbogatszych celebrytów, najpopularniejszych piosenkarzy, najbardziej wziętych aktorów oraz najznamienitszych malarzy. Każda z liczących się osób na świecie otrzymała zaproszenie na otwarcie najnowszego oddziału znajdującego się na zamkniętej wyspie, którego stworzenie pochłonęło bajońskie sumy. Stworzyłeś azyl dla tych najbardziej rozpoznawalnych. Miejsce, gdzie mogą zrzucić maski i choć przez chwilę nie obawiać się tego, że paparazzi złapie ich bez makijażu, w dresie czy na kacu. Odludzie, na którym mogą zabawić się bez żadnych zahamowań, wyłączyć telefony i przez chwilę pożyć jak „normalni” ludzie – zdani jedynie na towarzystwo gotowej spełnić każde ich życzenie służby. Prywatnie bufon i despota; przez tak wielu jednak podziwiany jako zrzeszacz tych najważniejszych. Wyjątkowych. Wybranych. Nie byłbyś jednak sobą, gdybyś stał się tak bogaty jedynie dzięki pobieraniu corocznych składek członkowskich – to byłoby zbyt mało dla kogoś tak wielkiego. A należące do Home osoby nigdy tak bardzo nie walczyłyby o to, aby się do niego dostać, gdyby wiedziały, co tak naprawdę dla nich szykujesz…

„Chyba nie wzięliśmy pod uwagę faktu, że kiedy da się ludziom maski, mogą pokazać, kim naprawdę są.”

Trzydniowa impreza na owianej mgłą wyspie zaczyna obierać zupełnie nieoczekiwany kierunek, kiedy… przepadasz bez śladu, a dwójka uczestników zostaje odnaleziona martwa. Zdecydowanie nie tak miało to wszystko wyglądać. Niektóre decyzje nie pozostają jednak bez konsekwencji. Nie wszystkie dokonane wybory można odwrócić. Niejeden błąd pozostaje niemożliwym do naprawienia, a krzywda - do zadośćuczynienia. Z jednej strony, wiedziałeś dokładnie na co się piszesz, obierając taką, a nie inną ścieżkę. Z drugiej jednak – człowiek zawsze pozostaje człowiekiem; jedynie nieco mniej albo trochę bardziej martwym.

„Próbujesz zrobić coś dobrego, ale przez cały czas obsesyjnie myślisz o ludziach, których nigdy nie spotkałeś i nigdy nie spotkasz, a którzy Cię nienawidzą i sycą się tym, jak bardzo Cię nienawidzą i czekają na Twój upadek.”

Historia Ellery Lloyd stanowi bez wątpienia słodko-gorzką opowieść o blaskach i cieniach sławy, w której nie brakuje jednak również momentów powodujących znaczne zadziwienie – lub nawet zmrożenie. Lektura „Klubu” pozwala czytelnikowi zobaczyć jak tak naprawdę wygląda życie w ciągłym świetle jupiterów. Kreowanie postaci jedynie na potrzeby publiki, ciągłe obawianie się pokazania prawdziwej twarzy, niemożność spokojnego zjedzenia posiłku czy wybrania się na zakupy bez dopraszającego się o autograf fana. Powiesz: oczywiście, straszne, każda bogata gwiazda, wybierając taką właśnie drogę – musiała się z tym liczyć. Rzeczywiście. Nie są to nieprzewidywalne problemy trzeciego świata, a jednak ciekawie jest mieć okazję się nad nimi zastanowić. Postawić się na miejscu wszechobecnego w Internecie aktora lub piosenkarza i pomyśleć: czy to naprawdę jest tak cudowne, jakim się zdaje? Czy wszelkie pieniądze tego świata są w stanie wynagrodzić absolutny brak prywatności? Nie sądzę… Choć może używając sproszkowanego złota zamiast płynu do kąpieli, zmieniłabym zdanie. „Klub” od początku wprowadza czytelnika w świat wielkich, bogatych i w znacznej mierze zepsutych – do którego ten nie poczuje podczas lektury ani krztyny sympatii. Pozwoli jednak również spojrzeć na świat ich oczyma dzięki przedstawieniu najważniejszych bohaterów w przeplatających fabułę wywiadach dla znanego czasopisma – przeprowadzonych tuż po zbrodni, która zdarzyła się w trakcie otwarcia Home. Sama zbrodnia, choć zdecydowanie ciekawa, stanowi tutaj jednak jedynie tło historii, doskonale uwidaczniające jednak jak brzydkie grzechy mogą skrywać ci podziwiani; pozornie piękni, choć odrażający w środku. Zniszczeni przez nadmierny (i nie zawsze zasłużony) podziw fanów, zdeprawowani przez ogrom pieniędzy, niestawiający nigdy siebie na równi ze „zwykłymi śmiertelnikami”. Choć zawsze uwielbiałam czytać historie o tych najpopularniejszych – nigdy nie spoglądałam na nich ze środkowej strony. Patrzyłam przez specjalnie wykreowany, jeden wąski wymiar, niepozwalający przecież na zobaczenie prawdy. Ta przedstawiona z wielu intrygujących perspektyw powieść definitywnie to zmieniła. Jeśli kiedykolwiek przeszło Ci przez myśl, że chciałbyś być rozpieszczony, bogaty i rozpoznawalny, myślę, że zdecydowanie powinieneś przeczytać „Klub” – wciągającą satyrę na ten tak zwany prestiż; dobrą i wciągającą lekturę, która bez litości pokazuje wszystkie jego odcienie czerni. Elita… choć czy w istocie elitarna? 8/10

„Wszyscy mamy wersje siebie, na które jesteśmy w stanie spojrzeć, wersje, które przygotowujemy na potrzeby świata, które mamy nadzieję, że sprawią, że będziemy kochani, pozwolą nam uzyskać przebaczenie. Wersje nas pozwalające nam żyć z czynami, które popełniliśmy.”

You May Also Like

1 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)