Max Czornyj - Geneza zła - recenzja

by - 21:40:00

„Zło… Należało tylko uchwycić jego istotę. Otrzeć się o nią i pozwolić się mu prowadzić jak za rękę. Zło. To zawsze był człowiek.”

Czasem jestem zła – tylko dlatego, że mogę. Zła jedynie w myślach. Zła słowem. Zła uczynkiem. Zła zaniedbaniem. Zło jest obecne w życiu każdego człowieka i nie ma w tym niczego dziwnego. Problem zaczyna się dopiero wtedy, kiedy dominuje nad dobrem lub tłamsi je całkowicie. Zabarwia biel czernią, wcale nie czyniąc w ten sposób szarości, a nasączając ją krwią, ohydą i wynaturzonym szaleństwem.

 


„Tym razem Zło się uśmiechnęło. Mogli je nazywać, jak tylko pragnęli. A ono zrobi z nimi, co tylko zapragnie. Z każdym z nich. I z Was.”

Po śmierci Twojej zawodowej partnerki pragniesz tylko złapać chwilę oddechu. Właśnie w tym celu próbujesz zaszyć się w niewielkim, nadmorskim kurorcie. Z nieba leje się żar, a po podróży w wiekowym Citroenie pragniesz już tylko zanurzyć swoje wyrzeźbione przez lata pracy ciało w przynoszącej ukojenie morskiej wodzie. Właśnie ku niej zmierzasz, dzielnie przedzierając się przez podzieloną przez obowiązkowy ekwipunek plażowiczów w postaci parawanów i koców plażę i już, już Twoje stopy mają się w niej zanurzyć, kiedy nagle czujesz wibracje telefonu, który nieprzemyślanie zostawiłeś w kąpielowych szortach. Drzemiący w Tobie komisarz nigdy nie znajduje się w pełnym stanie spoczynku, w związku z czym odbierasz połączenie. Po jego zakończeniu na usta ciśnie Ci się jednak właściwie tylko jedno zdanie: i ch… choinka urlop strzeliła. Choć może raczej zwłoki, a raczej ich fragment, przekształcony w makabryczną, acz intrygującą instalację artystyczną.

„Niebawem wiara zamieni się w wiedzę. Dowiesz się, że zło, upiorne, piekielne zło istnieje naprawdę.”

Chociaż jako policyjny komisarz na przestrzeni lat rozwiązałeś już niezliczoną ilość brutalnych zagadek kryminalnych, pozornie jawiących się jako te nie do rozwikłania, tym razem zastany na miejscu zbrodni obraz szokuje nawet Ciebie. Leżąca na podłodze kobieta została pozbawiona skóry twarzy. Jej gardło jest rozcięte tak szeroko, że fantazyjnemu zabójcy udało się nawet przeciągnąć przez nie język. Całości ilustracji dopełnia jednak dopiero stelaż, który jako jedyny z obecnych na miejscu policjantów zauważasz rozwieszony pod sufitem. Powiewająca na nim niczym mordercza flaga skóra precyzyjnie zdjęta z głowy zamordowanej jest jak sztandar. Szokujący, natarty wonnościami znak mordercy, który postanowił w pieczołowity sposób zrealizować sobie tylko znany plan. Kto, jeśli nie Ty, mający niebywały talent do skutecznego tropienia takich indywiduum, miałby dopaść mordercę? No właśnie. Choć, co całkowicie naturalne, kusi Cię, aby jednak zrealizować w pełni zasłużony urlop. Makabryczny morderca summa summarum, okazuje się jednak bardziej pociągający (czemu wcale się nie dziwię).

„Samobójstwa są głupie. Morderstwa mogą być ekscytujące. Przynajmniej z perspektywy sprawcy, który jest podobny do hazardzisty…”

Kiedy w nadbałtyckiej miejscowości, w której jedynym Twoim zmartwieniem miało być to, czy wciśniesz swoje umięśnione pośladki na plażę, ginie kolejna kobieta, zaczynasz dostrzegać bardzo niepokojący wzór. Choć po pierwszej instalacji artystycznej spodziewałeś się, że w grę wchodzi szachowy pojedynek na najwyższym poziomie z seryjnym mordercą, szybko dochodzisz do wniosku, że co lepsza lub gorsza trafił Ci się taki z misją. Najtrudniejszy przeciwnik, którego szalona motywacja sięga zbrodni… która wydarzyła się dziesięć lat temu i była związana z pewną makabryczną grą. Z dobra w zło. Ze śmierci w życie. Otwierając jej lśniące, czarne pudełko, trójka będących na obozie nastolatków, nie mogła przewidzieć tego, co z niego wyskoczy. I czego nie da się w nim na powrót zamknąć. Wszakże wszystko rozbija się o zaufanie, którym musieli się obdarzyć grający w nią zawodnicy. I o zło, które w ogóle ją stworzyło – powracając po dziesięciu latach, by dokończyć nadmorskie krwawe żniwo. Czy jako doświadczony komisarz będziesz w stanie pokonać kogoś niedoścignionego? Wybyły z samych czeluści piekieł byt, o zaczerpniętej od samego Szatana motywacji? Zło w końcu tkwi przecież także i w Tobie…

„To bzdura. Zło nigdy nie odchodzi. Ono zawsze jest wśród nas.”

Spędziwszy całą noc z Maxem Czornyjem – a raczej (tylko i aż) z napisaną przez niego w sposób nader absorbujący „Genezą zła”, przypomniałam sobie pewną sytuację z własnego dzieciństwa (w trakcie którego zdecydowanie nie byłam „normalna”, co zresztą zostało mi aż do dzisiaj). Pewnego zimowego wieczoru cała moja rodzina wyszła na spacer. Miałam wówczas pięć lub sześć lat. Z nudów włączyłam telewizję, którą dzisiaj – w nawiasie mówiąc – gardzę, i obejrzałam właśnie zaczynający się film „Jumanji”. Byłam dzieckiem o twórczej wyobraźni, zatem na początku seansu zgasiłam w domu wszystkie światła (kino zawsze w cenie!). Fabuła przeraziła mnie wówczas na tyle, że przez kilka kolejnych nocy spałam przy zapalonym świetle, a do dzisiaj tajemnicze gry budzą we mnie pewną nutkę zdenerwowania, choć mało czemu się to udaje. Wplecenie do „Genezy zła” rozgrywki, którą bez mała można by zatytułować „Uwierz w ducha”, dodało całej historii nieco nadnaturalnego, stawiającego rzęsy oraz włoski (i co tam jeszcze na ciele można postawić) smaku, przypominającego bardzo nietypową kompozycję lodową. Od pierwszej do ostatniej strony nie odłożyłam książki, nie mogąc nie dowiedzieć się, kim jest twórca budzących grozę (większości) kompozycji artystycznych stworzonych z ciał zamordowanych ofiar. Jako osoba posiadająca ponad tysiąc thrillerów w dodatku kompletnie tego nie przewidziałam – a tego rodzaju zaskoczenie po lekturze uważam za najlepszą oznakę tego, iż Autor ma niesamowity talent do komponowania mrocznych historii. Nie to jednak w moim mniemaniu zasługuje na największe oklaski dłonią, którą zdobi dopracowany manicure. Nikt, literalnie nikt, nie potrafi w sposób tak widowiskowy wniknąć do szalonego umysłu jak Max Czornyj. Chapeau Bas! Dzięki temu sceny, które w założeniu mogłyby u osób o słabszych nerwach i żołądkach wywołać co najmniej niesmak… fascynują. Pociągają. Intrygują. Powodują, że łaknie się ich więcej. A może to ja powinnam znaleźć się w wygodnej, pozbawionej klamek sali, choć od panującej w takich wszechobecnej bieli, zdecydowanie preferuję czerń. Kolor nocy, mroku i zwichrowanych marzeń. A może kolor zła, którym posłużył się Max Czornyj, próbując we właściwy jedynie sobie sposób odmalować je w „Genezie zła” – po prostu bardzo dobrej powieści. 9/10

PS Rzadko kiedy czytam posłowie, jednak czynię to zawsze w przypadku książek tego Autora – po raz kolejny doceniając kunszt jego wypowiedzi i zdecydowanie trafiające w mój gust poczucie humoru. Myślę, że gdybym miała szansę na udanie się na wykwintną kolację z jednym tylko pisarzem, długo nie wahałabym się nad wyborem. Miejmy jednak nadzieję, że nie byłaby to taka rodem z powieści Raphaela Montesa. 😉

PS2 Objaw zacierającej się granicy pomiędzy szaleństwem a niezrozumiałymi dla innych dziwactwami: kiedy recenzję mrocznego thrillera doskonale tworzy Ci się do wtóru dźwięków Chopina.

„Wspomnienia cały czas są tutaj. (…) Cały czas. Nie da się ich przywołać, bo nigdzie nie poszły. Zostały i siedzą bezpiecznie okopane na swoich pozycjach.”

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)