Stephanie Garber - Klątwa prawdziwej miłości - recenzja

by - 14:57:00

„Dawno, dawno temu, dziewczyna, która wierzyła w baśnie, skradła serce księcia, który przysięgał, że nigdy się nie zakocha.”

Nawet jeśli to nie jest świat baśni; jeżeli baśnie nie mają na nim racji bytu, dlaczego nie spróbować by oszukać przeznaczenia i wykreować swoją własną? Taką, o którą będziesz walczyć do utraty tchu, w której zatracisz się bez reszty i która sprawi, że wreszcie poczujesz, że żyjesz? I za którą warto zginąć, próbując ją ziścić.

„Przeniósłby ją nie tylko przez zimne wody, lecz także przez ogień. Wyrwałby ją ze szponów wojny, z walących się miast i rozpadających się światów.”

 

Przybywając na owianą magią Daleką Północ, miałaś prosty plan: nosić bogato zdobione stroje, wyjść za księcia i mieć swoje: i żyli długo i szczęśliwie. Los zaplanował dla Ciebie jednak o wiele bardziej krętą ścieżkę. Przeżyłaś mnóstwo niebezpiecznych przygód, niejednokrotnie wymykając się zimnym zakrzywionym szponom śmierci i szybko przekonałaś się, że piękne bajki wyglądają tak pociągająco jedynie na kartach książki. W rzeczywistości to nie ich pragnęłaś, choć tak wiele musiało się wydarzyć, abyś sobie to uświadomiła. Pomimo naporu burzy i niepokoju pokochałaś tego niepokornego młodzieńca, który dla Ciebie dosłownie i w przenośni, byłby w stanie wyrwać sobie serce. Przebiłaś się przez jego pieczołowicie budowany na przestrzeni wieków mur i sprawiłaś, że jego skute lodem sercem ponownie zabiło. Ty, różowowłosa dziewczyna z legendy. Ty i Twoje szczere uczucie- nikt inny nie byłby w stanie tego dokonać. Ty jednak przełamałaś klątwę. I już miałaś mieć z Jacksem swoje wymarzone „i żyli długo i szczęśliwie”, kiedy… ktoś odebrał Ci wspomnienia. Nie pamiętasz żaru swoich uczuć. Nie pamiętasz nic. Zapomniałaś jak żyć. Jesteś taka jak… kto?

„Problem z nadzieją jednak tkwił w tym, co czyniło ją tak cudowną. Kiedy się pojawiła, trudno było ją porzucić.”

Ocknąwszy się na chłodnej betonowej posadzce, nie widzisz przed sobą pełnej niedawno odkrytej troski twarzy Jacksa. Ba, nie masz nawet świadomości, że ktoś taki istnieje. Ledwie możesz jednak oddychać, bowiem do piersi tuli Cię kurczowo zupełnie inny mężczyzna, który przedstawia się jako książę Apollo – Twój mąż. I wierzysz mu, bo dlaczego miałabyś mu nie wierzyć, kiedy opowiada Ci piękną, choć niemającą nic wspólnego z rzeczywistością, historię Waszej rzekomo wielkiej miłości. Dajesz mu wiarę, kiedy mówi, że podły morderca – Jacks – odebrał Ci wspomnienia z powodu spisku. Robisz wszystko, aby dobrze pełnić rolę księżnej, choć… cichy głos w głowie wciąż podszeptuje Ci, że coś jest bardzo nie w porządku. Ostrzega Cię przed niebezpieczeństwem i to bynajmniej nie w postaci kilku wrogo nastawionych do Ciebie osób, które nie ustają w wysiłkach, by odebrać Ci życie. To coś innego. Coś znacznie bardziej istotnego. Tylko co to takiego?

„Jakby odnalazła cząstkę siebie. I to była jedna z jej ulubionych cząstek – ta jej część, która kochała mieć nadzieję. Zapomniała już, jak nadzieja potrafi ożywiać kolory, nadawać ciepło uczuciom, przenosić myśli z tego, co niemożliwe, na to, co możliwe.”

Nocą… piekąca blizna w kształcie półksiężyca na Twojej dłoni. Ciche skrzypienie posadzki. Nieśmiały blask odbity w oczach, które powinnaś tak dobrze znać. Są Ci jednak zupełnie obce, choć szybko dostrzegasz w nich coś istotnego. Nie wieczną pyszałkowatość i kontrolę w towarzystwie zazdrości, przyćmiewające chmurne spojrzenie nadopiekuńczego Apolla, który najchętniej zamknąłby Cię w wysokiej pałacowej wieży i odciął warkocz, abyś nie mogła go nikomu zrzucić. W źrenicach tego znajomego-nie znajomego srebrne nicie, naznaczające błękit ukazują Ci pasję. Emocje. Żar. Ale też uczucie, którego jeszcze nie zdołałaś sobie przypomnieć. Czy uda Ci się odzyskać wspomnienia, zanim dla tej pięknej ballady o Łuczniku i Lisicy będzie stanowczo zbyt późno nie tylko na szczęśliwe zakończenie, ale i na jakikolwiek wspólny koniec? Nocą… nocą budzi się nadzieja. Nocą budzi się miłość. A ta, jeśli krystaliczna i tak prawdziwa, że aż naznaczona magią, wbrew wszystkiemu może być w stanie przełamać i najstraszniejszą z klątw.

„Miłość to coś więcej niż uczucie. I nie musi to być bezpieczny wybór, bo miłość ma większą moc niż strach. To najwyższa forma nadziei. Silniejsza od klątw.”

Gdyby ktoś zapytał mnie, na jaką tegoroczną premierę czekałam z największą niecierpliwością, bez ani milisekundy zawahania odparłabym, że była to „Klątwa prawdziwej miłości” – porywające od pierwszej do ostatniej strony domknięcie zdecydowanie najlepszej trylogii, jaką przeczytałam w życiu. Napisana w zakrawający o baśniowy, poetycki sposób, doskonale przystający najwyższym poziomem do dwóch poprzednich części „Baśni o złamanym sercu”, zatrważa zagrożeniami, mami obietnicami, wywołuje masowe westchnienia, wzruszenie i podziw. Ukazuje siłę prawdziwych uczuć, takich, dla których warto byłoby podpalić cały świat jedynie po to, by przez chwilę przed wspólnym końcem popatrzeć jak płonie. Jest jeden minus tej niesamowitej książki – minus rozmiarów wręcz monstrualny; przywarą „Klątwy prawdziwej miłości” zdecydowanie jest fakt, że zbyt szybko się kończy, pozostawiając czytelnika z szybciej bijącym sercem, zaszklonymi oczami i przejmującym smutkiem, że to już koniec tej bajkowej przygody. Stephanie Garber zrobiła coś w moim mniemaniu niedoścignionego – stworzyła pełną wartości współczesną baśń, która nie tylko czaruje, ale i pokazuje coś bardzo ważnego: że warto. Zawsze warto. 10/10!

„To było szczęśliwe zakończenie. Jednakże problem ze szczęśliwym zakończeniem polega na tym, że jest to bardziej wyobrażenie niż rzeczywistość. Marzenie, które trwa jeszcze długo po śmierci narratora. Jednak prawdziwe opowieści nigdy się nie kończą.”

You May Also Like

2 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)