Martyna Nowak - Wszystko, co skrywa Twoje serce - recenzja
Uwielbiam wychodzić ze strefy czytelniczego komfortu, zbudowanej z mniej lub bardziej mrocznych powieści i sięgać po książki, które nie byłyby moim oczywistym wyborem. Na kończące się lato postawiłam przed sobą kilka wyzwań. Jedno z nich to poznanie historii o najbardziej pastelowej okładce, jaką znajdę. W tym konkursie zdecydowanie zwyciężyło „Wszystko, co skrywa Twoje serce” Martyny Nowak; opowieść, którą można by określić jednym słowem: urocza. Mnóstwo w niej scen chwytających za serce (jeśli się je ma), wzruszających, uśmiechających i… rozbrajających – z uwagi na fakt, że jednym z głównych bohaterów jest zadziorna i nader inteligentna jak na swój wiek czterolatka. Wbrew pozorom, nie przez cały czas jest jednak tak słodko, że aż mdli, a w oddali mogłyby majaczyć jednorożce, przemykające po tęczowej łące pełnej wonnych kwiatów. W propozycji Nowak są bowiem także momenty poważne oraz pełne smutku. Historia rodzącej się między postaciami trudnej miłości okraszona zostaje, oprócz wielu momentów humorystycznych, tematyką radzenia sobie z żałobą, wykluczenia w szkole czy samotnego wychowywania dziecka po stracie drugiej połówki. Ponownie jest więc „uroczo”… ale w otoczeniu odpowiedniej dawki gorzkości. „Wszystko…” jest świetnym wyborem na samotny wieczór u schyłku lata – ten w towarzystwie koca, kubka słodkiej herbaty i lukrecjowych cukierków, w trakcie którego życiowość poznawanej powieści tak samo często skłoni do refleksji, co spowoduje szczypanie oczu albo wymusi uśmiech na twarzy.
„Czasami nie wszystko idzie po naszej myśli. Czasami cały świat wali się nam na głowę i trudno jest się pozbierać.”
Wtedy także były wakacje. Twoi najlepsi przyjaciele, ten chłopak, który zawsze potrafił Cię rozbawić i Ty. Przerwa od studiów, beztroska, letni wyjazd, by odpocząć od rzeczywistości wtedy, kiedy jeszcze jest to możliwe; zanim rozpocznie się szarość rzeczywistości. Naprawdę chciałaś być tą wyluzowaną i zignorować towarzyszące Ci od samego ranka złe przeczucia, związane z Waszą wyprawą. Co takiego mogłoby się stać? Może gdybyś wtedy dała im wiarę, dziś byłoby zupełnie inaczej… a z Waszej paczki żyłby ktoś więcej niż tylko Ty. Nękana nocnymi koszmarami. Niepotrafiąca poradzić sobie ze stratą, pomimo upływu trzech lat. Wciąż wspominająca i roztrząsająca na wszystkie strony „co by było, gdyby…”. Jesteś tu, ale wegetujesz. Stronisz od kolorów, ludzi i uśmiechu – bo jak miałabyś dalej być tą barwną sobą co kiedyś, gdy ich wszystkich już tu nie ma? Czerń, marazm i marność. Więdniesz i nie zamierzasz zmieniać tego stanu, nad którym nawet kilku terapeutów rozłożyło ręce. Do tanga trzeba dwojga, a Ty nie chcesz już niczego. Na szczęście Twoi rodzice postanawiają, że tak dalej być nie może, a Ty zostajesz – pomimo swej pełnoletniości – oddelegowana do babci, której nie widziałaś od lat. Rzekomo masz jej pomóc z remontem, choć masz wszelkie podstawy do tego, by podejrzewać, że mama i tata wysłali Cię raczej na inną misję: zrestartować umysł, pozbyć się poczucia winy i wrócić do bycia sobą kawałek po kawałeczku w zupełnie innym otoczeniu. Bloomfield, choć jest jedynie małą mieściną, skrywa jednak przed Tobą o wiele więcej przygotowanych niespodzianek. Jedną z nich jest nieco gnuśny Jace, wychowujący samotnie rezolutną czterolatkę. Już wkrótce, wskutek spisku przeznaczenia czy innego rzekomego przypadku, oboje wkroczą w Twoje życie z bardzo głośnym i zdecydowanie zbuntowanym przytupem…
„Pokręciłem głową, a ona wydęła usta, przygotowując się do zaprezentowania
mi miny kota ze Shreka.
- Ta mina już na mnie nie działa.
- Działa.”
Jasmine, którą darzyłeś uczuciem nie z tej ziemi, odeszła pozostawiając po sobie nie tylko wspomnienie o Waszym przeszłym życiu, ale i namacalny dowód Waszej miłości: obecnie czteroletnią Penelope. Jesteście tylko Ty i ona, w związku z czym wszystkie Twoje marzenia, nadzieje i pragnienia schodzą na dalszy plan. To dziecko jest najważniejsze – jego szczęście, choć ma tylko jednego rodzica, maksymalne zaopiekowanie i wychowane na jak najlepszego człowieka – takiego, z którego byłaby dumna nieżyjąca matka. Zadanie nie jest proste, jako że w małym Bloomfield wszyscy się znają, więc każdy kilkulatek wie, że małą Penny zajmuje się jedynie tata. Czy niepełna rodzina może być powodem do dokuczania i wykluczenia? Okazuje się, że tak… Nie wiesz, jak sobie z tym poradzić – poza kolejnym podejściem do realizacji pomysłu pod tytułem: „znaleźć dziewczynce odpowiedzialną mamę” i może, na szarym końcu i przy okazji, partnerkę, która zechce podzielić z Wami splątane życie. Żadna ze stałych mieszkanek nie wydaje się być dobrym wyborem; wszak niewiele młodych kobiet chciałoby związać się z mężczyzną posiadającym dość rozbrykany, zdecydowanie za bardzo dociekliwy i ciekawski bagaż w postaci czteroletniej córeczki. Nagle jednak do miasta wraca po latach ktoś tak samo rozbity i doświadczony jak Wasza dwójka; kobieta rozumiejąca, ile waży strata i jak niewiele potrzeba, aby stracić sens egzystencji oraz wszystko, na czym uczuciowemu człowiekowi może zależeć. Czy troje rozbitków zmieści się na jednej łódce? Czy będą potrafili dojść do konsensusu i popłynąć w tę samą stronę, a posklejane naprędce dno nie zacznie zbyt szybko przeciekać, ponownie narażając ich na zatonięcie?
„Cisza przed burzą. Sytuacje zbyt idealne, żeby były prawdziwe.”
Jedna minuta, aby kogoś zabić. Sześćdziesiąt sekund, by wszystko stracić. Nawet mniej, żeby podjąć decyzję, która bezpowrotnie odmieni losy tego jednego, najważniejszego, osobistego wszechświata. Ścieżka w prawo, zamiast w lewo. Wcześniejszy, a nie późniejszy autobus czy lot samolotem. Zderzenie dwóch półkul, które miały się minąć – a może właśnie spotkać, wskutek zwichrowania losu. Być może pewne tragedie musiały dojść do skutku, właśnie po to, by Zaria, Jace i Penelope znaleźli się na tej samej orbicie i ponowni wprawiły ją w ruch już w zupełnie innym kształcie. Martyna Nowak stworzyła historię, która pokazuje, że przeznaczenie chadza różnymi ścieżkami… skręcającymi czasami tam, gdzie idący nimi wcale by się nie spodziewał. To pięknie podana opowieść o szczęściu w nieszczęściu i godzeniu się z nieuniknionym. Historia, w której urok miesza się ze wzruszeniem w odpowiednich proporcjach, a słodycz zawsze przełamana jest kwaskowością – nie ma czerni bez bieli, ani bieli bez czerni; są wszystkie te barwy pomiędzy, istniejące właśnie dzięki kontrastom i krzyżówkom. „Wszystko, co skrywa Twoje serce” jest udanym połączeniem dramatu i romansu, które zaliczyłabym do YA/NA. Obiektywnie rzecz ujmując, nie można mu nic zarzucić – może poza zapisem fonetycznym wypowiedzi Penelope, który mnie osobiście doprowadzał do szewskiej pasji, szczególnie, jeżeli weźmie się pod uwagę fakt, że dziewczynka jest niesamowitą gadułą. Myślę, że w tym wieku dzieci nie przeinaczają już tak wyrazów – a nawet jeśli mają wadę wymowy, w książce dla młodszych i starszych dorosłych można by zapisać je normalnie. Przeczytanie po raz milionowy, że „chmulki były uloce”, „kwiatki pachniały psesłotko” czy „tatuś zlobił pyśne naleśnićki” powodowały, że miałam ochotę nie tylko wyrwać resztkę włosów z głowy, ale i najlepiej zacząć zwracać Garfieldzie kocie chrupki z… bardzo „tencowymi obłoćkami”. Całkowicie zbędny infantylizm, który nie zmienia jednak faktu, że moje mroczne jestestwo, ustąpiwszy nieco miejsca byciu względnie sympatyczną, potrafi się zachwycić tą życiową, choć nieco zbyt cukierkowo układającą się historią o ruszaniu naprzód ze swoim życiem i równoważeniu przeszłych strat przyszłością. Dostrzegam u Autorki duży potencjał dla przyszłych historii. 7/10
„A przyszłość… Przyszłość zapowiadała się cudownie.”
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)