Marcysia Koćwin - Dym i kurz - recenzja
Wiele lat temu nie tylko chętnie zanurzałam się w poezji, ale i tworzyłam własną, której część została nawet wydana w antologii. Później straciłam swoją Muzę i na spory kawałek czasu zarzuciłam świat wierszy, do którego mogłam powrócić za sprawą tomiku Marcysi Koćwin, noszącego dumnie tytuł „Dym i kurz” i mającego nostalgicznie klimatyczną okładkę, która bardzo przypadła mi do gustu. Czy ten swoisty transfer do przeszłości przyniósł mi odpowiednią dawkę lirycznej przyjemności?
Zanim omówię warsztat i tematykę Poetki, będącej bohaterką dzisiejszej
recenzji… specjalnie dla Was: mała gratka. Poniżej wiersz, który przeniosłam z
uczuć żywionych do Kogoś wyjątkowego na papier kilkanaście lat wstecz. Choć
jest jednym z najkrótszych w moim arsenale, darzę go wyjątkowym sentymentem.
Kurtyna w górę, otrzepmy z niej mieniące się feerią barw drobinki, nomen omen,
kurzu…
„Nie wrócisz”
Jak powiedzieć mi, że
już nie wrócisz
zbyt zielone słowa
Jak powiedzieć Ci, że
Wszystko
tylko nie nauczyłaś mnie zapominać
Tak, zawsze kochałam się w białych wierszach; mimo skąpej objętości tak bogatych w półsłówka i niedopowiedzenia. To wśród niezliczonej ilości odcieni szarości kryje się najwięcej barw.
A teraz przejdźmy do gwiazdy wieczoru, czyli poezji Marcysi. Choć jej tomik liczy sobie 83 strony – zawiera mnóstwo treści, bo aż 52 wiersze. To całkiem sporo, jeśli weźmie się pod uwagę, że poezja nie jest czymś, co ktokolwiek utalentowany byłby w stanie z siebie wyrzucać maszynowo – prezentując twórcze tempo a’la Mróz. Wśród nich znaleźć można zarówno dzieła białe, jak i przestrzegające zasady rymu i rytmu, a ich tematyka jest bardzo zróżnicowana. Koćwin maluje słowem swoje postrzeganie świata, miłości, religii, historii, małżeństwa czy macierzyństwa. Czy, w mojej skromnej ocenie, robi to w sposób budzący podziw czy grozę?
Pora na fragmenty moich faworytów w zadymionym i zakurzonym przedstawieniu.
O kurzu i dymie, osiadłym na talencie:
„Ścierasz kurz z półek
przeglądając poezję
dawno zapomnianych
Pożółkłe strony są dla Ciebie
insygnium świetności i talentu
Wraz z nauczycielem wspominasz (…)”
Coś o sercu:
„Czemu stukasz, serce?
Przecież on jest daleko za ścianą
Czy wrażeń Ci jeszcze mało?
Przecież on już nie widzi,
Nie musisz udawać, niech idzie (…)
O odrzuceniu i powierzchownych ocenach:
„(…) Lista porażek, problemów i kataklizmów
podpisana została jej imieniem
bo tak jest wygodniej tym, którzy boją
się stanąć w prawdzie i spojrzeć w lustro (…)
z opuszczoną głową słucha Waszych oskarżeń
i w duchu knuje bezsilną zemstę (…)”
O przewinach:
„(…) Przepraszam, że utkałam
most pajęczy wprost do piekła
już się Lucyfer pierwszy dowie (…)”
I absolutna perła w koronie – o zakazanej relacji nauczyciela i uczennicy –
tym razem przytaczam w całości:
„Przyglądasz mi się uważnie,
gdy odpowiadam przy tablicy
Chcesz wyłapać wszystkie błędy
i ocenić stan mojej wiedzy
Jesteś bardzo skrupulatny
w ocenie mojego stanu ciała
Zauważyłeś fryzurę
i trochę zbyt krótką spódniczkę
Czy dostanę za nią stopień?
Niewiele brakuje do piątki
Lubisz, gdy z Tobą rozmawiam
więc będziesz przedłużał odpowiedź
Gdy nam wykładasz o prawie
czasem nieśmiało zerkasz na mnie
by się upewnić, że słucham
oraz czy wciąż jestem tak zdolna
Lecz coraz bardziej się boję
im dłużej trwa ta nasza szopka
Błagam Cię, nie proś mnie tylko
żebym została tu po lekcji!”
Jak zapewne zauważyłeś, najbardziej ujęły mnie fragmenty białych wierszy, choć w „Dymie i kurzu” nie brakuje tych rytmicznych – a może nawet stanowią one większość. Szkoda, bo uważam, że Marcysia Koćwin, tak samo jak ja, o wiele lepiej odnajduje się w poezji pozbawionej tak zwanych częstochowskich rymów. Nie jest to jednak wadą, a pewnym wyróżnikiem – wszak wiersze są czymś osobistym i w pełni preferencyjnym, co trudno jest ocenić obiektywnie. Każdy lubi inne liryczne wersy i to z nich kreuje swój unikalny, w stu procentach niepowtarzalny świat.
Dużą zaletę tomiku stanowi brak monotematyczności, choć przyznam szczerze, że niektóre z tekstów nie przypadły mi do gustu - te o wydźwięku antyreligijnym czy skrajnie feministycznym. Podobnie jednak jak wyżej; ile osób, tyle poglądów. Ciekawostką są z kolei nawiązania do „Gry o Tron” czy historii Polski.
Wziąwszy pod uwagę młody wiek Poetki, uważam, że jej warsztat już w tej chwili znajduje się na dającym dobre prognozy na przyszłość, wysokim poziomie. Brak w nim przesadnie kwiecistych metafor, a samo przesłanie każdego z wierszy czy jego analiza okazuje się stosunkowo prosta, dzięki czemu nawet miłośnik liter, który nie obcuje na co dzień z liryką, będzie w stanie się w twórczości Koćwin odnaleźć.
Jako ktoś, kto rozumie poezję, kiedyś ją tworzył, potrafi się w niej zanurzyć… i w pewnym sensie nią jest, nie będę oceniała tomiku Marcysi notą punktową. Uważam, że nietaktem byłoby użycie ?/10, stosowanego dla prozy, w stosunku do słów płynących z zakamarków najskrytszych myśli. Moim zdaniem każdy znajdzie w „Dymie i kurzu” coś dla siebie, co będzie mógł przytulić do serca na dłużej. Niech pozostanie to wystarczającą zachętą.
Na pożegnanie skrawek innego z moich wierszy:
(…) miarą ważności jest
niepowetowana strata
a jeden motyl to jedno marzenie (…)
Dziś odsłona inna niż wszystkie. Jak to było w pewnym, niezbyt wartym uwagi utworze: symetryczno-liryczna. Mam nadzieję, że będzie mi jeszcze dane do niej wrócić… z całym sztafażem i okalającym go czasem świata; nawet jeśli tylko przeszłej rzeczywistości.
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)