J. H. Markert - Gość z koszmaru - recenzja

by - 16:41:00

Dzisiejszej nocy odwiedzi Cię wyjątkowy strach – „Gość z koszmaru”; przerażającego snu, z którego zbudzisz się z krzykiem, z czołem zroszonym potem i skotłowaną pościelą. Może będzie to ten rodzaj mary, niepozwalający Ci przed nim uciec. Rozgrywający się pod przesuwającymi się zbyt szybko powiekami horror, wyśniony przez Ciebie lub… stworzony przez amerykańskiego Autora, piszącego pod pseudonimem J. H. Markert. Przedstawiam Ci najlepszą tegoroczną mroczną książkę, po lekturze której już nigdy nie spojrzysz tak samo na ćmę; powieść z idealnie budowanym napięciem, właściwą ilością plot twistów i zjawami, wynurzającymi się z ciemności w odpowiednich momentach. Jeżeli oczekujesz mało realistycznych jump scare’ów, rodem z rzekomo budzącej grozę produkcji klasy Z – to nie ten adres. Jeśli natomiast lubisz się bać i przygładzać z pewną dozą niepewności gęsią skórkę, która pojawiła się na Twoim ciele… będziesz urzeczony wizytą „Gościa z koszmaru”; historią, którą chętnie widziałabym zekranizowaną i obejrzała przy zgaszonym świetle. A Ty… cóż, po tych wyjątkowych nawiedzinach, z pewnością zapalisz je, zanim zaśniesz. A może nie zmrużysz oczu wcale, z obawy o to, co może Cię odwiedzić.

Przypomnij sobie teraz najbardziej przerażające z nocnych koszmarów. Wyobraź je sobie bardzo dokładnie, uwzględniając wszystkie mroczne detale. Poczuj zapachy, usłysz dźwięki, dotknij zła. Spójrz na to, czego tak się boisz. Skosztuj trucizny. Jakie uczucia Ci towarzyszą? Przez jakie odczuwane emocje tak szybko bije Ci serce? Pomyśl, że mająca nietypowe zdolności osoba, uwięziła każdą z Twoich najgorszych mar, zamykając ją między kartami magicznej książki i uwalniając Cię od nich na zawsze. Śpisz spokojnie. Śnisz bajkowo. A potem przychodzi uosobienie Diabła; ten, który po kolei otwiera każdą z pełnych najstraszniejszych iluzji ksiąg… Co ujrzysz dziś wśród sennych urojeń, którego „Gościa z koszmaru” spotkasz?

„- Więc… jaki jest Twój największy pisarski cel?

- Straszyć ludzi (…). Chcę, żeby mieli przeze mnie koszmary.”

Niczego nie rozumieją. Myślą, że Cię znają, bo przeczytali Twoje książki. Sądzą, że wiedzą, jakie obrazy pojawiają w Twojej głowie, poznawszy postaci rodem z koszmarów, które stworzyłeś na kartach swoich powieści. Jak bardzo się mylą… Ciemny pokój, zimno, prawie noc. Wariujesz – zbliża się termin oddania wydawcy kolejnego dzieła, a Ciebie dopadła blokada pisarska, niespowodowana wcale żadnym z prozaicznych powodów, podejrzewanych przez wszystkich, wliczając Twoją brzemienną żonę, siostrę czy córkę. Nie są świadomi, nie są świadomi niczego. Postanawiasz udać się do Blackwood – tam, gdzie wszystko się zaczęło; do miejsca, które Cię stworzyło. Po spędzonym w domiszczu na odludziu weekendzie nic nie będzie już takie samo. Czy to tragiczna cena sławy, którą zdecydowałeś się ponieść, wróciwszy stamtąd z… ukończoną w trzy dni powieścią? Jak to w ogóle możliwe; stworzyć w chwilę tak wiele słów, które wkrótce przerodzą się w bestseller i… inspirację dla całej serii makabrycznych zabójstw? Czy mogłeś przewidzieć, że tak właśnie się stanie? Co naprawdę się tam wydarzyło?

„Zaczął śnić o niej co noc. Pożądał jej. Nie mógł się doczekać kolejnego sennego spotkania. Pragnął swojego koszmaru, jednocześnie nim gardząc. Bojąc się jego konsekwencji. To właśnie ten strach był jego koszmarem.”

Kiedy wykreowana przez Ciebie, przerażająca fikcja zmienia się w otaczającą Cię rzeczywistość, rozpoczyna się najprawdziwszy i najstraszniejszy z koszmarów. Psychopatyczny zabójca realizuje po kolei zapisane na kartach powieści morderstwa, z okrutną pieczołowitością oddając ich najmniejsze detale. Nikt w Crocked Tree, mieścinie nie bez powodu noszącej nazwę „krzywego drzewa”, nie jest bezpieczny. Na każdego z mieszkańców pada blady strach. Największy jednak spoczywa na Tobie – tym, który swoją pisaniną uwolnił postaci z horroru, niejako dopełniając swoje przeznaczenie. Misję, wiele lat temu powierzoną przez dziadka, leczącego ludzi ze strachów z sennych urojeń. Katastroficzność, przeznaczoną przez Mojry… A może to jedynie przymus kreowania historii, które muszą ujrzeć światło dzienne, podczas gdy lepiej dla wszystkich zainteresowanych było, gdyby – przykryte przez kojarzone z marami ćmy – pozostały ukryte w tym nocnym.

„Koszmary się spełniają. I mój tam jest.”

Chodź, opowiem Ci bajeczkę – bajka będzie długa. Przyjdź, przedstawię Ci koszmar – koszmar nigdy się nie skończy. To nim zawsze chciałem być, tym gościem z koszmaru.

„Gość z koszmaru zafundował nam festiwal grozy, jaki zdarza się raz na dekadę!”

W związku z tym, że jako kilkulatka namiętnie oglądałam horrory z wypożyczonych kaset WHS (wrażenie wywarł na mnie jedynie „Omen”), niełatwo jest mnie przestraszyć. Udało się to jedynie wyprodukowanemu w 2005 roku „Amityville” (piwniczna scena nawiedziła mnie we śnie; zapewne nieroztropnym było oglądanie tego filmu w kompletnej ciemności i słuchawkach; polecam). Wszelkie inne ekranizacje odebrałam jako pastisz strachu lub tragikomedie. Od wielu lat wciąż szukam czegoś, co wywoła u mnie ciarki grozy lub chociaż szybsze bicie serca – i w końcu znalazłam. „Gość z koszmaru”, który początkowo jawił mi się jako intrygujący thriller, okazał się horrorem z doskonale budowanym napięciem. Na pierwszych stronach akcja toczy się raczej powoli, ale z każdą przewróconą kartką czytelnik coraz zimniej odczuwa wyłaniającą się z nich atmosferę grozy. Jedna ćma, ten tragicznie piękny nocny motyl, przeobraża się w całą chmarę, która osiada na ramionach i powoduje pierwsze drżenie z niepokoju. W miarę upływania kolejnych rozdziałów, pokrywają one coraz większe fragmenty ciała; próbują się dostać do ust, uszu i zamglić wzrok trzepotem setek miniaturowych skrzydeł. Brrr, jak smacznie, jakże pięknie! (Normalna już byłam; było nudno! 😉) W kulminacyjnym momencie wydarzenia powodują emocjonalną eksplozję, więżąc czytającego wśród ostrych, szklanych odłamków każdej z najgorszych sennych mar. Wykreowana przez J.H. Markerta fabuła jest oryginalną kreacją sumy wszystkich strachów, o której nie sposób zapomnieć po lekturze. To doskonały wybór dla miłośników mocnych wrażeń, mrocznych nocnych marzeń i historii z dreszczykiem, w których granica pomiędzy tym, co realne i wyobrażone niezauważalnie się zaciera. Rozważ odwiedzenie „Gościa z koszmaru”… zanim to on zdecyduje się odnaleźć we śnie Ciebie. 10/10

„Najlepsze postacie to zawsze te, które w trakcie historii zmieniają się najbardziej. (…) Kursor kusił. Był jak jakiś portal, przez który wkrótce miały wypełznąć nikczemne słowa (…). Jedno po drugim, aż wszystko zacznie się dziać naprawdę.”

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)