Stefan Rassalski - Warszawskie dziewczyny, kanały i gołębiarze - recenzja
Wyobraź
sobie sześćdziesiąt trzy dni piekła: głodu, ostrzałów, bombardowań,
wszędobylskiej śmierci i straszliwych ran. Sześćdziesiąt trzy dni agonii miasta,
w którym biło serce walczącej Polski, a które miało na rozkaz Hitlera zostać
starte z powierzchni ziemi. I tak się stało, przy praktycznie całkowitej
bierności nie tylko Armii Czerwonej, ale także, co szczególnie bolesne,
zachodnich aliantów. Z zimną krwią pozwolono, aby Niemcy zniszczyli stolicę
kraju, dopuszczając się niewyobrażalnych okrucieństw, nie tylko wobec żołnierzy
Armii Krajowej, ale przede wszystkim bezbronnej ludności cywilnej. Rzeź Woli,
która, jak się szacuje, przyniosła co najmniej pięćdziesiąt tysięcy ofiar,
mordowanie rannych i sanitariuszek, strzelanie do dzieci - wszystko to stało
się udziałem ludzi, którzy znaleźli się w tym infernum i pozostało praktycznie
bez kary. Patrzyłeś na to wszystko z bezsilną wściekłością, przemierzając ulice
Warszawy ze swoim nieodłącznym towarzyszem – aparatem fotograficznym. Jesteś
żołnierzem Wojskowej Służby Ochrony Powstania, ale przede wszystkim fotografem
i… ojcem, który opiekuje się po śmierci żony samotnie trzyletnim synkiem.
Wszystko byłoby łatwiejsze, gdybyś nie był inwalidą, który od siedemnastego
roku życia musi wspierać się na lasce. To bardzo utrudnia szybkie poruszanie, ustawianie
się do zdjęć, a przede wszystkim uchylanie przed wszędzie świszczącymi kulami i
odłamkami. Najgorsi są „gołębiarze” - snajperzy, których Niemcy ukryli w
różnych punktach miasta. W każdej chwili możesz zginąć od ich kuli; strzelają
bez ostrzeżenia, z ukrycia, „zza węgła”. Poza obowiązkami służbowymi,
polegającymi na pracy wywiadowczej, Twoim największym zmartwieniem jest
zapewnienie swojemu dziecku opieki, pożywienia i przede wszystkim
bezpieczeństwa.
„(...) przez cały bowiem okres Powstania przebywaliśmy w rejonie pierwszej linii walk. W każdej chwili mogliśmy zginąć (…) I ludzie ginęli. Setkami. Tysiącami.”
Jakoś udaje Ci się to wszystko ogarniać, a przecież masz jeszcze jedną powinność i zarazem pasję – musisz uwiecznić na kliszy fotograficznej tych, którzy porwali się do walki by odzyskać wolność i dokonać na wrogu zemsty za tak liczne bestialstwa, których dopuścił się w czasie pięcioletniej czarnej nocy okupacji. Przed oczyma przesuwa Ci się kalejdoskop twarzy bohaterów, którzy w jakiś mimowolny sposób, zdolni byli do czynów, przy których wielkości Leonidas wydawałby się co najwyżej tanim bohaterem podrzędnej tragedii. Twój pomocnik „Sten”, kilkuletni szkrab, który sam jeden na ochotnika zanurzył się w otchłań ciemności kanałów, aby odnaleźć jednego z zaginionych członków oddziału, ciągnąc nieprzytomnego, dojrzałego mężczyznę do włazu wyjściowego swoimi wątłymi jeszcze przecież rękoma. Czyn godny herosa, a przecież dokonało go dziecko, jedno z wielu, które musiały błyskawicznie dojrzeć i stać się dorosłymi. Ze ściśniętym sercem uwieczniłeś na zdjęciu innego malca – na oko najwyżej dziesięcioletni, tonąc w zbyt dużym mundurze, pręży się z dumą na tle warszawskich ruin. Wszak jest żołnierzem... Czy przeżył, tego nie wiesz, ale jego uśmiechnięta twarz będzie Cię prześladować podczas bezsennych nocy, jakie przyjdą, gdy to wszystko się skończy... Dzieci Powstania, te piękne kwiaty, którym nie było dane bujnie wyrosnąć, to jedna z najtragiczniejszych, ale i najbardziej wzniosłych kart Powstania.
„To właśnie te piętnastolatki udające dorosłych były małymi lwami i panterami Powstania. (…) Zwykłe chłopaki: Stasie, Rysie, Krzysie, Heńki (…). Te szalone dzieciaki nie chciały być bohaterami, nawet nie wiedziały co to znaczy. Szły do walki nie na rozkaz, wprost przeciwnie – prosiły, aby im na to pozwolić.”
Kobiety - łączniczki, sanitariuszki, często w pierwszej linii... Mające w sobie więcej godności i siły niż ta, którą została zaklęta po wieczne czasy w posągu Nike z Samotraki. Słynne zdjęcie – łączniczka przeglądająca się w lusterku zdobycznego samochodu, tak jakby chciała swoją dbałość o nienaganny wygląd przeciwstawić wrogowi, który nie znał ludzkich uczuć i udowodnić, że w każdych warunkach można ocalić w sobie iskrę człowieczeństwa. Nie ona jedna... „Lena” - sanitariuszka, która przed pójściem do szturmu gorączkowo szuka pilnika i lakieru, aby poprawić sobie paznokcie. Te, które jeszcze tego samego dnia, chwilę przed śmiercią od kuli, zatopi w oczach niemieckiego żołdaka. „Wisła” - przewodniczka, która przed każdym zejściem do kanałów, oblepionych gęstą, cuchnącą mazią, poprawiała sobie makijaż. Silni, postawni mężczyźni, po jednorazowym, kilkugodzinnym pobycie w tych piekielnych korytarzach, nie wyobrażali sobie powrotu... a ona robiła to codziennie. Do dziś dźwięczą w Twoich uszach jej słowa: „Wiedz, że jeśli dziewczyna ma zginąć, chce wyglądać ładnie.” Później z goryczą zanotowałeś: „I rzeczywiście. Gdy poległa przed wykopem w Alejach Jerozolimskich, wyglądała ślicznie. Jak żywa.” I wreszcie bohaterka z barykady, odmawiająca wykonania rozkazu opuszczenia posterunku i pozostająca na nim samotnie ze słowami: „Tędy nie wejdą...”
Daremnie zastanawiasz się: „O czym myślały, kneblując sobie pięściami usta, ściskając dłońmi gardła, aby nie płakać i nie jęczeć z cierpienia? I po co walczyły, skoro nikt in nie kazał?” Przecież w głębi duszy wiesz, że robiły to, gdyż „trzeba było zachować się godnie”, przeciwstawić swoją niezłomność wydawałoby się niezwyciężonej grozie wojny i okrutnego, nieludzkiego wroga. Tylko tyle i aż tyle...
A ten ostatni nie znał litości, jak gdyby zatracił się w swoim własnym bestialstwie... Obrazek, który zapamiętasz po wsze czasy - ludność cywilna pędzona przed czołgami na barykady, wśród niej kobiety, jedna w ciąży, powiązane drutem kolczastym, aby nie mogły uciec. I straszliwy dylemat powstańców – strzelać czy poddać placówkę? Czy ktoś może wyobrazić sobie dowódcę, który musi podjąć jedną z tych decyzji? Co musiał czuć ten człowiek widząc bezbronnych, przerażonych rodaków zmierzających wprost pod lufy karabinów jego oddziału? Straszny czas, narzucający iście diabelskie wybory. A jednak trzeba było je realizować...
Tego rodzaju obrazów jest dużo więcej. Starałeś się zanotować je wszystkie, choć to przecież niemożliwe. Jednak dzięki Tobie ocalały dla ludzkiej pamięci twarze Powstańców, uwiecznione na kliszach aparatu. Masz wrażenie, że patrzą z nich na obecny świat i nie pytają: „Po co? Czy było warto? Czy moja ofiara miała sens?” Z Twoich notatek wyzierają ich niezłomny duch, niebywała odwaga i straceńczy humor. Żywe klejnoty, które zostały rozdeptane twardym butem niemieckiego żołdaka, spopielone jego okrucieństwem, a jednak stanowiące zaczyn tej nieocenionej wartości, którą zostaliśmy obdarowani po tak wielu latach – wolności. Dla tych ludzi była ona najwyższym pragnieniem, tęsknotą, za którą byli gotowi oddać życie, nie zastanawiając się nad własnym losem...
Książka
Stefana Rassalskiego „Warszawskie dziewczyny, kanały i gołębiarze” jest swojego
rodzaju cyklem reportaży z Powstania Warszawskiego. Autor stworzył przejmujący
kolaż postaw i losów jego uczestników, którzy przez ponad dwa miesiące, w
beznadziejnej sytuacji pod względem militarnym, przeciwstawiali się najbardziej
doświadczonej i wyposażonej armii świata. Słabo uzbrojeni, poddani miażdżącej
przewadze wroga, trwali we wściekłym oporze, nie wyobrażając sobie hańby
kapitulacji. Losy zmusiły dzieci i kobiety do stania się żołnierzami nieznającymi
strachu i niepoddającymi się żadnym przeciwnościom. Walczącymi ramię w ramię z
mężczyznami, którzy częstokroć okazywali się słabsi od nich. Dzięki
Rassalskiemu mamy okazję namacalnie poznać ich wszystkich bliżej, zanurzyć się
w ten świat, którego okrucieństwo, ale i bohaterstwo przechodziło wszelkie
wyobrażenie. Ci ludzie, tak posągowi, a zarazem tak zwyczajni, wyrastają ponad
wszelkie kanony i oceny. Nie próbujmy ich więc zrozumieć czy analizować postaw,
lecz pamiętajmy: „Gloria victis” - chwała zwyciężonym! Nikt nie zasłużył na to
tak jak oni.
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)