Melissa Albert - Nasze mroczne serca - recenzja

by - 18:16:00

Wierzysz w istnienie magii?

„Istnieje magia przedmiotów, magia sympatyczna, zaklęcia, które się pichci, wyprasza, wymawia na głos. Świetlista magia i magia tak okrutna, że aby nią władać, trzeba zacisnąć dłoń na nożu pozbawionym rękojeści. I istnieje magia zrodzona z czystej woli, bezdźwięczna. Nie, nie czysta: woli zmąconej i zagęszczonej bólem i przerażeniem, a także miłością we wszystkich jej formach.”

Jesteś zwyczajną nastolatką. Masz siedemnaście lat, uczęszczasz do szkoły, a Twoim jedynym zmartwieniem jest to, czy kupiłaś odpowiedni odcień błyszczyka, sukienka pasuje do Twojej figury, a sprawdzian z matematyki dobrze Ci poszedł. Do czasu. Tego wieczora wracasz z niezbyt udanej imprezy ze swoim chłopakiem, którego właśnie postanowiłaś rzucić. Trochę wypił i jest na Ciebie obrażony, choć nie kochał Ciebie, a jedynie własne wyobrażenie o Tobie – jednak nie jest kimś, kogo ot tak się rzuca. Jedzie niezbyt ostrożnie. Po chwili skręca tak gwałtownie, że aż uderzasz czołem o deskę rozdzielczą i rozcinasz sobie wargę. Nie, nie próbował Cię nastraszyć – a jedynie wymijał nagą dziewczynę, która pojawiła się w środku lasu nie wiadomo skąd i uciekła w zarośla. W przypływie chwili postanawiacie ją śledzić. Nieznajoma biegnie prosto do zimnej wody, a już po chwili zamachuje się na Was kijem. Postanawiacie czym prędzej wracać do samochodu. W przypływie łaski rzucasz nagiej własną koszule, za którą ta… dziękuje Ci po imieniu, choć nigdy wcześniej nie widziałaś jej na oczy. Prawda? Chociaż akurat na prawdę zdecydowanie nie jesteś przygotowana…

 


„Miała wszystko oprócz jednego: bycia gotową. Zdolności zobaczenia zbliżającej się Marion, zanim będzie za późno.”

Może i Ivy puściłaby ten nietypowy nocny incydent w niepamięć, gdyby nie inne dziwne wydarzenia, które nagle zaczynają się stawać jej udziałem. Jej sąsiad Billy wydaje się czuć do niej o coś żal, choć dziewczyna rozmawiała z nim tylko raz w życiu. Na podjeździe jej domu ktoś umieszcza martwego królika… i to nie byle jak martwego, bowiem zarówno korpus, jak i jego ciało leżą osobno. Jej brat nabiera wody w usta, tata od wszystkiego się dystansuje, a mama – Dana - jak zawsze jest oziębła i milcząca. Czyżby wszyscy skrywali przed nią jakąś okrutną tajemnicę?

„Koniec z takim zachowaniem. Nawet pod strumieniem wody miałam oczy szeroko otwarte, nagle tak mając dosyć tajemnic, że nie byłam w stanie znieść ciemności.”

Czarę goryczy przelewa fakt, że Dana odmawia jakichkolwiek odpowiedzi na zadawane przez córkę pytania i nagle znika. Dziewczyna w pierwszej kolejności udaje się do sklepu z ziołowymi specyfikami, który jej mama prowadzi wspólnie z najbliższą przyjaciółkę Fee. Pomimo godzin otwarcia, sklep jest jednak zamknięty na cztery spusty. Używając zapasowego klucza, dziewczyna odkrywa w sklepie dużą plamę krwi i… kolejnego pozbawionego głowy królika. Jeśli jednak jedno martwe zwierzę można by uznać za przypadek, następne zdecydowanie to wyklucza. Ivy jest zdeterminowana, aby dowiedzieć się, co tak naprawdę się dzieje i gdzie podziewa się jej matka. A przede wszystkim: co tak strasznego ukrywa?

„Głęboko, w samym środku mnie było ciche, spokojne miejsce. Kałuża czarnej, zmarzniętej wody. Tworzyły ją pytania, których lepiej nie zadawać, tajemnice, których wolałam nie ruszać. Odkąd sięgam pamięcią, pozwalałam, aby ta warstwa lodu stawała się coraz grubsza. Teraz coś się pod nią poruszało, sprawiając, że powierzchnia pękała.”

Kolejnym krokiem, mającym na celu ustalić, dlaczego jej matka od zawsze zachowuje się tak nietypowo, a teraz właściwie nie daje znaku życia, jest przeszukanie jej garderoby. Tam Ivy znajduje nietypowo wyglądające złote pudełko, wyglądające niczym magiczny artefakt. Dziewczyna nijak jednak nie potrafi go otworzyć. Następny krok podsuwa jej stare zdjęcie Dany i jej przyjaciółki Fee, któremu zdecydowanie brakuje jakiegoś fragmentu. Dopiero jednak ponowne spotkanie nagiej nieznajomej z lasu i wiele nierzeczywistych wskazówek później Ivy zaczyna rozumieć, że zarówno jej, jak i jej najbliższym może grozić śmiertelne niebezpieczeństwo. Mroczne. Złe. I na wskroś magiczne.

„Wcześniej sądziłam, że wiem, czym jest strach, ale okazało się, że to było nic w porównaniu z tym, co czułam w tamtej chwili. Słuchałam jej pulsu, tkwiąc w nie mającym końca zawieszeniu, czekając w udręczeniu. Czekając.”

Równocześnie do gorączkowych poszukiwań prawdy oraz własnej matki prowadzonych przez Ivy, rozgrywa się inna historia. Choć można by to nazwać niedopowiedzeniem, jako że druga z zaserwowanych narracji przedstawia losy nastoletniej Dany. Kobiety, która wychowywała się jedynie ze schorowanym ojcem, za jedyne pocieszenie mając wierną przyjaciółkę Fee. Niemającej wielkich perspektyw na przyszłość i niegoniącej ani za blichtrem bogactwa, ani za dziecięcymi miłostkami. Bez dużych oczekiwań. Wszystko to jednak do czasu spotkania Marion. Pewnej siebie, mającej wizję przyszłości, władającą ogromną wiedzą i… magią. Od czasu kiedy kobieta wkrada się do ich dwuosobowego światka, tworząc razem swego rodzaju tandem, nic nie jest już takie samo. Życie nabiera wyraźnych barw. Małe zaklęcia odprawiane razem niczym w na szybko zaimprowizowanym sabacie przekształcają się w te większe. Wszystko staje się piękniejsze. Niestety jednak pewnego dnia dobra, biała magia przekształca się w tę złą, krwiożerczą – czarną. Taką, za której uprawianie przyjdzie słono zapłacić… Czyż jednak nie powinno być tak jak w bajce, w którym dobry charakter zawsze wygrywa z tym złym?

Nie zdając sobie sprawy z tego, że jej matka była czarownicą, Ivy może jedynie brodzić we mgle, próbując ją odnaleźć i złożyć fragmenty skomplikowanej układanki. Do czasu, aż odkryje, kim tak naprawdę jest…

„Z góry widziałam, jakie jesteśmy małe, byłyśmy plamkami. Byłyśmy pyłem kosmicznym zdmuchniętym z ramienia jakiegoś boga, i to odkrycie przepełniło mnie elektryzującą radością. Powietrze było rzadkie, gwiazdy śpiewały swoją eliptyczną gwiezdną pieśń i nie miały nic przeciwko temu, że ją słyszę.”

Sięgając po powieść Melissy Albert, nie spodziewałam się, że biorę do ręki pozycję, która zdecydowanie znajdzie się wśród najlepszych moim zdaniem książek tego roku. Wywodząca się z całkowicie normalnej historia tak szybko zmienia się w okrytą magią baśń, że czytelnik niepostrzeżenie czuje się, jak Alicja w Krainie Czarów. Jak jednak w tamtej bajce, tak i w złej opowieści – równie prędko jak dajemy się oczarować urokowi zaklęć, tak szybko drżymy o los głównych bohaterek, którym zagraża przysłowiowa zła czarownica. Z tak niesamowitą kreacją fabuły nie spotkałam się już od bardzo dawna. Pełno w niej czarów, które chciałoby się pochwycić, jednak równie dużo zła, nienadchodzącego uczucia sytości oraz pychy. Tajemnic, zbrodni i pragnienia zemsty. Wybierania tego, co lepsze dla naszych najbliższych. Scenariuszy, które wcale nie musiały się wydarzyć. Przede wszystkim jednak: magicznej prawdziwości, ale i prawdy o magii. Majstersztyk. 10/10

„Magia jest prawdziwa. Bzdetem jest wiara, że ktoś chciałby rzeczywiście poznać swoją przyszłość.”

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)