Wiktor Mrok - Bohater - recenzja
Czy uważasz siebie za osobę, która jest zdolna do zemsty? A może tylko złorzeczysz osobom, które Ci zawiniły w głowie, ale nie realizujesz swoich niecnych planów?
„W bitwach każdy sposób do osiągnięcia zwycięstwa jest nie do pogardzenia.”
Awantury po alkoholu, kradzieże, rozboje i mandaty – tak właściwie wygląda codzienność każdego policjanta. Czasem zdarzy się jeszcze trochę formalności i zrobienie porządku w bezładnie porzuconych na biurku aktach sprawy, której nie udało się rozwiązać. Odbierając telefon, pułkownik Alona Niszkina nie jest jeszcze świadoma tego, że ją i zespół współpracujących z nią utalentowanych śledczych, będzie czekać bardzo ciężki przypadek. W stolicy Rosji pojawiają się trupy – i to nie byle jakie. Trudniące za życia się udzielaniem pożyczek na drakoński procent zwłoki zostały absolutnie zmasakrowane. Na dzień dobry potraktowane z pięści ciosem godnym zapaśnika sumo, a następnie uduszone. Po śmierci usta ofiar zostały zaszyte, zaś ich stawy oraz twarze doszczętnie strzaskane solidnym młotem budowlanym. Skąd w sprawcy tak wiele agresji i jaki może być jego motyw? Pułkownik nie ma czasu o tym pomyśleć, bo już wkrótce pojawiają się kolejne zwłoki. I jeszcze jedne… i następne. Wydaje się, że nieuchwytny na miejskich kamerach zabójca ma jasny modus operandi. Wszystkie ofiary śledzi, powala ciosem z pięści, po czym mężczyzn dusi i masakruje młotem, a kobiety wyrzuca z okna. Niekiedy jednak dodatkowo pozbawia je oczu, dłoni czy umieszcza im coś w przełyku. Co gorsza, pozornie ofiary wydają się nie mieć ze sobą nic wspólnego, poza tym, że parają się nie do końca uczciwym biznesem.
Biorąc pod uwagę liczne morderstwa dokonane w Moskwie rękoma bezlitosnego mściciela, z założenia należałoby napisać, że na jej mieszkańców padł blady strach. Jest jednak zupełnie przeciwnie. Miejscowa ludność kibicuje zabójcy, który za cel obrał sobie przede wszystkim osoby zajmujące się udzielaniem darmowych porad prawnych, za które tak naprawdę trzeba sowicie zapłacić, lichwiarzy, jubilerów złodziei i działające niezgodnie z prawem firmy pożyczkowe. Seryjny morderca nie tylko nie budzi więc w ludziach oburzenia, ani przerażenia, a wręcz zyskuje w Moskwie miano bohatera – swoistego rodzaju Robin Hooda. Cywile nie są skorzy do pomocy, a anonimowy zabójca z niesamowitą precyzją zaciera za sobą tropy. Śledczym bardzo szybko udaje się ustalić, że jest to najprawdopodobniej były wojskowy, który doskonale wie, jak zagrać rolę nieuchwytnego, przebiegłego i niezwykle inteligentnego zabójcy. Alona Niszkina nie spoczywa jednak na laurach i wraz ze swoim zespołem próbuje połączyć prowadzące do niego tropy, których… niestety jest jak na lekarstwo. Czy możliwym jest rozwiązać sprawę, pozornie będącą nie do rozwikłania?
„Rzeczywiście jak scenariusz z telenoweli. Tylko trupów jakby za dużo.”
Zespół pani pułkownik musi nie tylko nauczyć się ścigać z czasem, ale i samym zabójcą, który uderza z niebywałym opanowaniem i precyzją w bardzo małych odstępach czasowych. Czy śledczym uda się znaleźć klucz do tej puszki Pandory, zanim będzie za późno? Ile ofiar ma na jeszcze celu oklaskiwany przez gapiów „młotkowy”? Seryjny morderca, który w żadnym razie nie jest psychopatą, a pieczołowicie przygotował się do zrealizowania sobie tylko znajomego planu? Mawiają, że zemsta najlepiej smakuje na zimno. Okazuje się, że czym dłużej jest chłodzona, tym pyszniejsze danie tworzy. Ważne jednak, aby nie poskutkowała czkawką…
„Bohater” to moje pierwsze spotkanie z Wiktorem Mrokiem, znanym także jako
Jurij Jakow. Jako ciekawostkę dodam, że autor ma dwie specjalizacje wojskowe
oraz kilka cywilnych (w tym psychologię i socjologię) i urodził się w roku
1957. Osadzona w Rosji fabuła, choć intrygująca od pierwszych stron, była dla
mnie na początku trudna do przyswojenia. Dlaczego? Otóż, wszystko to z powodu
dość manierycznego języka. Zacznijmy od tego, iż zespół śledczych jest w co
najmniej przyjacielskich stosunkach, przez co porozumiewa się między sobą dość
kolokwialnie i równie często prześmiewczo, co niezbyt korespondowało mi z prowadzoną
obecnie sprawą seryjnego zabójcy o sadystycznych skłonnościach. Oprócz tego, w
żadnej jeszcze powieści nie spotkałam się z tak dużą liczbą wielokropków.
Jestem ich zdecydowaną przeciwniczką, jeśli występują w nadmiarze. Stosunkowo
szybko udało mi się jednak przyzwyczaić do nietypowego sposobu pisania autora,
w którym po czasie odkryłam nawet pewien urok. Niewielka ilość tropów na
początku lektury, rzucanie bardzo mikroskopijnych wskazówek oraz sama intryga
spowodowały, że „Bohaterowi” udało się mnie w końcu porwać. Za bardzo
oryginalną uważam również ilość morderstw dokonaną przez zabójcę, bowiem jest
ich aż kilkanaście. Nasz książkowy zabójca zdecydowanie mógłby stanąć w szarnki
z Johnem Wickiem, jako że książka liczy sobie niecałe 420 stron, a trup ściele
się gęsto właściwie już od samego początku. Jako minus wskazać muszę postać
kadetki Walerii, której trzpiotkowata osobowość niesamowicie działała mi na
nerwy. Przez jej irytujące zachowanie, podczas czytania wyobrażałam sobie ją
jako pulchne i rumiane dziewczę w dwóch warkoczykach, które poskakuje z powodu
każdej pochwały i kołysze obleczoną w tęczową skarpetkę nogą. Nie, takich
bohaterów nam nie trzeba. Nie zmienia to jednak faktu, że najnowsza powieść
Mroka to kawał bardzo oryginalnego kryminału. Mogę wręcz z całą mocą
stwierdzić, że z taką książką jeszcze się nie spotkałam i było to dla mnie
bardzo ciekawe czytelnicze doświadczenie. 7/10
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)