Robert Małecki - Urwisko - recenzja
Czego nigdy nie będziesz w stanie zrozumieć, pomimo wszelkich starań?
„Przerażona kobieta niemal odskoczyła od szczelnie zamkniętego auta, wystawionego na słoneczny żar. Miało już być po wszystkim. Tymczasem mała wciąż żyła.”
Wszyscy zakładają, że jest to wyłącznie Twoja wina. Sądzą, że było tak: tego
dnia był najgorętszy dzień w roku. Żar lał się z nieba i dawał wszystkim we
znaki. Miałaś odwieźć córeczkę do żłobka, zanim pojedziesz do pracy. Mąż wyszedł przed Tobą, pocałował na do widzenia i życzył miłego dnia. Chwilę
posiedziałaś jeszcze przed wiatrakiem i już miałaś wychodzić do samochodu, w
którym tkwił fotelik z Twoją córką, kiedy usłyszałaś dzwoniący telefon. Widząc
na ekranie imię szefowej odebrałaś i otrzymałaś niezłą reprymendę za
nieprzygotowany raport, choć jego niedostarczenie było winą innego pracownika. Wybiegłaś
z domu i pognałaś do pracy na złamanie karku, zapominając o tym, że na tylnym
siedzeniu Twojego auta tkwi fotelik z dzieckiem. Zostawiłaś je tam samo na pewną
śmierć w wyniku hipertermii. Był to jednak nieszczęśliwy wypadek. Kiedy
uświadamiasz sobie, o co Cię oskarżają, zapierasz się, że przecież sytuacja
wyglądała zupełnie inaczej. To Twój mąż miał odwieźć dziecko do żłobka. Jesteś
tego pewna. Inni jednak wiedzą lepiej. Nie mogąc sobie pogodzić ze stratą,
oskarżeniami i poczuciem winy, kilka miesięcy później uciekasz i wszelki ślad
po Tobie przepada. Śledczy uznają to za zaginięcie w celu popełnienia
samobójstwa. Jest jedno ale: to wszystko nieprawda.
„W takich sprawach tylko trup mówi prawdę.”
W sprawie śmierci małej Zuzanny i zaginięcia jej matki Moniki przez długi czas prowadzone jest śledztwo, które jednak prowadzi donikąd. Dziecko zmarło na skutek przegrzania organizmu, zaś jej targana żalem matka porzuciła zrozpaczonego męża i swoje rozczłonkowane życie, aby popełnić samobójstwo. Ot, tragiczna historia, która wydarzyła się wskutek nieszczęśliwego splotu wydarzeń. Czy jednak na pewno? Kilka lat po zamknięciu śledztwa komisarz Maria Herman dostaje polecenie, aby ponownie przyjrzeć się tej sprawie. Targana walką z uzależnieniem od hazardu kobieta postanawia dołożyć wszelkich starań, aby dowiedzieć się, co tak naprawdę wówczas się stało. Szybko natrafia na niewyjaśnione wątki, takie jak podejrzane zaangażowanie w poszukiwania Moniki sąsiada rodziny, nieścisłości w zeznaniach świadków czy zdjęcia zrobione przez pewną panią detektyw. Zastanowienie budzi u Marii również zachowanie męża zaginionej kobiety, który szybko ponownie ułożył sobie życie z dużą młodszą partnerką, która urodziła mu dziecko i… prowadzi obecnie strony mające na celu pomóc odnaleźć Monikę. Może jednak sprawa jest taka, na jaką wygląda, a komisarz jedynie próbuje odwrócić głowę od własnych problemów, dorabiając niestworzone teorie tam, gdzie nie jest to konieczne? Dlaczego jednak nagle jej szefostwo kazało jej się ponownie przyjrzeć tej sprawie?
„Trafił do miejsca, o którym nie mówił nikomu i które raz na zawsze chciał wygnać z pamięci. Ale nie mógł. To miejsce wciąż pamiętało o nim.”
Wespół z Marią dochodzenie prowadzi policjant Olgierd Borewicz, który oprócz rozwiązywania zagadek uwielbia także niezdrowe jedzenie bez umiaru, napoje energetyczne i… zabawy swingersów, w których organizacji pomaga ze sporym zresztą zyskiem. Ten duet całkiem niedawno odniósł ogromny sukces w rozwiązaniu innej tragicznej sprawy. Czy i tak będzie tym razem? Niepowiedziane. Wszystko bowiem wskazuje na to, że kobieta uznana za samobójczynię i jej zmarłe dziecko mogły być powiązane z inną damą. Młodą blondynką, obecnie będącą zaginioną, która podstępem dostała się na jedną z płatnych imprez dla dorosłych organizowanych przez Olgierda. Mężczyzna czuje na karku oddech kogoś, kto wcale dobrze mu nie życzy. Być może jednak komisarz Herman i tym razem pomoże mu wyjść z zaistniałej sytuacji obronną ręką.
„Zarówno dla świata, jak i dla miłości, drobne kłamstwa stanowią solidny
fundament.”
Borewiczowi i Herman, dwójce zagubionych we własnym życiu stróżów prawa, którzy pracy poświęcili niemalże wszystko, nurzając się w tym co najohydniejsze i na zawsze naznaczając swoje serca, przyjdzie zmierzyć się z rozwiązaniem zbrodni, której popełnienie przyszłoby do głowy tylko najbardziej zwichrowanemu, skażonemu bestialstwem umysłowi. Choć może jednak żadnego przestępstwa nie było, a to tylko ich wykolejone jaźnie chcą zająć się wyjaśnieniem jakiejkolwiek sprawy, byleby nie skupiać się na własnych problemach? Jedno jest pewne: oboje zrobią wszystko, aby odkryć, jaki był los małej Zuzi i jej rzekomo zaginionej matki. Mawiają, że prawda nas wyzwoli. Niekiedy jednak wcale tak naprawdę nie chcemy jej poznać.
„W miłości zawsze jest jakiś pierwiastek piekła.”
Książka „Urwisko” to moje pierwsze czytelnicze spotkanie z chwalonym przez rzesze
czytelników Robertem Małeckim. Muszę przyznać, że podchodziłam do niej jak
przysłowiowy pies do jeża, bowiem kiedy w powieści głównym motywem jest
prowadzone śledztwo, zazwyczaj nudzę się niczym dzieci podczas deszczu. W tym
przypadku jednak zanurzyłam się w fabułę już od pierwszej przeczytanej strony i
nie chciałam z niej wychodzić aż do tej ostatniej. Z całą obiektywnością muszę
przyznać, że pisarz ma niezwykły dar malowania rzeczywistości słowem. Opisy
miejsc, przedmiotów czy bohaterów bardzo często bywają nużące. W przypadku
twórczości Małeckiego są jednak tak sprytnie i naturalnie wplecione w fabułę,
że nie tylko nie męczą, ale i pozwalają na wyobrażenie sobie dziejącej się w
książce sceny tak dokładnie, jakbyśmy sami w niej tkwili. Pochwalić muszę
również sam pomysł na fabułę (choć nieco skojarzyła mi się z czytaną w tym roku
„Najbliższą rodziną” Kii Abdullah), intrygę oraz doprowadzenie wszystkich
wątków do końca. Małym minusem był dla mnie co jedynie fakt, iż do żadnego z
bohaterów nie mogłam poczuć sympatii. Na szczególną niechęć zasłużył przede
wszystkim opychający się fastfoodami Borewicz, który w każdej kobiecie widział
jedynie materiał do przelecenia. Nie wspominając już o tym, że stróż prawa w
mojej opinii nie powinien parać się organizowaniem płatnego seksu. Za zbędne
uważam także niektóre na siłę stworzone feminatywy (przepraszam, ale „detektywka”
do imentu mnie rozbawiła, czyż nie poważniej brzmi: pani detektyw?) oraz uparte
powtarzanie marki papierosów palonych przez Herman. Ciągłe czytanie o
Chesterfieldach z czasem stało się irytującym manieryzmem. Te dwa niewielkie
minusy nie zmieniają jednak faktu, że to kawał dobrego, rasowego kryminału –
skądinąd dziejącego się głównie w doskonale znanym mi Toruniu oraz Bydgoszczy,
w której mieszkam. Mam nadzieję, iż powstaną kolejne książki w tej serii, bo
zdecydowanie chcę po nie sięgnąć. Bardzo zasłużone 9/10.
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)