Stacy Willingham - Błyski w mroku - recenzja
„Wtedy zaczęłam sobie zdawać sprawę, że potwory żyją być może wśród nas. Jednego z tych potworów nauczyłam się bać bardziej niż jakiegokolwiek innego.”
Miałaś tylko dwanaście lat, kiedy z niewielkiego miasteczka, w którym
mieszkasz, podczas beztroskiego i upalnego lata zaczęły znikać nastoletnie
dziewczęta. Pierwsza była Lena – żywiołowa piętnastolatka, którą znałaś
osobiście i podziwiałaś. Marzyłaś, aby za kilka lat być dokładnie taka sama jak
ona. Los nigdy nie zweryfikował jednak, czy mogłaby zostać Twoją przyjaciółką –
pewnego dnia zaginęła, tak samo jak cztery inne dziewczyny. Choć Twój wciąż
rozwijający się umysł nie mógł wówczas do końca tego pojąć, o uprowadzenie i
zamordowanie nastolatek został oskarżony Twój ojciec, który odsiaduje karę
kilkukrotnego dożywocia. Niedługo mija dwudziesta rocznica od popełnienia tych
straszliwych zbrodni, a cała historia zaczyna się od nowa i wydaje się
niepokojąco powtarzać…
„Zbliża się dwudziesta rocznica. Porwania zdarzają się często, ale seryjni mordercy już nie. Nie bez powodu to wszystko dzieje się właśnie tutaj i właśnie teraz.”
Dziś nie jesteś już tą małą, bezradną dziewczynką, która w dodatku przyczyniła się do aresztowania własnego ojca, przypadkowo natrafiając na istotne w sprawie dowody. Jesteś psychologiem, prowadzisz własny gabinet i nauczyłaś się żyć bez piętna taty mordercy, choć czasem wciąż musisz walczyć z powracającymi wspomnieniami i niewygodnymi myślami z przeszłości. Niebawem wychodzisz za mąż za przystojnego i wyrozumiałego Daniela, który zna Twoją historię i jest dla Ciebie ogromną opoką. Do Twojego ślubu pozostało już bardzo niewiele czasu. Wybraliście miejsce, tworzysz listę gości, zdecydowałaś się na to, jaką polewę będzie miał tort, aż tu nagle Twoje życie wywraca do góry nogami porwanie nastolatki. I kolejnej… która w dodatku była Twoją pacjentką. O ile jedno zniknięcie dziewczyny można by uznać za ucieczkę czy przypadek, o tyle dwie zaczynają już tworzyć niepokojący wzór. Taki, który zabiera Cię na powrót w najmroczniejsze meandry własnego umysłu, przypominając Ci o tym, czego dopuścił się Twój ojciec. Ten jednak przecież nie może za tym stać – w końcu od dwudziestu lat jest odseparowany od społeczeństwa za kratkami. Dlaczego więc masz wrażenie, że zostawiając pewne poszlaki, wskazówki, które pojmiesz jedynie Ty, porywacz zwraca się wprost do Ciebie? A może to tylko Ty je dostrzegasz w swojej przytępionej Xanaxem i winem głowie? Jako dwunastolatce nie udało Ci się zapobiec pięciu morderstwom. Tym razem jednak postanawiasz zrobić wszystko, aby odkryć co jest prawdą, a co jedynie wymysłem – i kto tak usilnie stara się przenieść przeszłość do teraźniejszości, a może przypomnieć Ci o pewnych rzeczach… Mściciel? Naśladowca? Zupełnie niezwiązany z Twoim ojcem szaleniec? Skąd jednak wówczas wszystkie te podobieństwa…
„Przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka i nawet w morderstwie ujawniamy bardzo dużo o sobie. Każdy akt zabójstwa jest wyjątkowy, jak odcisk palca.”
Goniąc za odkryciem prawdy będziesz skazana jedynie na siebie. Prowadzący śledztwo nie dają Ci wiary. Twój narzeczony ciągle jest w rozjazdach, pełniąc czasochłonną funkcję przedstawiciela farmaceutycznego. Twój brat martwi się o to, że znowu popadasz w obłęd, mieszając leki z alkoholem. Jest jednak jedna osoba, która Ci wierzy i która wie, że Twoja teoria jest prawdziwa: morderca. Ten, z którym nieświadomie zaczęłaś się ścigać już tamtego lata dwadzieścia lat temu, kiedy jako mała dziewczynka pomogłaś wsadzić własnego ojca za kratki. Tik tak, wskazówki zegara już dawno przestały odmierzać jedynie czas do Twojego ślubu – teraz śledzą również grę, którą prowadzisz również z porywaczem… A ten zaprowadzi Cię jak po sznurku wprost w błyski w mroku.
„Niebezpieczeństwo sprawia, że wszystko jest bardziej intensywne. Bicie serca, zmysły, dotyk. Ono właśnie odzwierciedla wolę życia, bo kiedy nam towarzyszy, a świat przykrywa ciemna mgła, człowiek tak naprawdę czuje, że żyje.”
W trakcie lektury pierwszych stron „Błysków w mroku” byłam przekonana, że jest to typowy debiut w dziedzinie thrillera – napisany poprawnie, z ciekawą fabułą, ale jednak bez tego czegoś, co sprawia, że koniecznie muszę jak najszybciej przewracać kolejne strony i poznać zakończenie. W dodatku bardzo szybko doszłam do wniosku, że wiem, kto jest mordercą i znam finałowy plot twist i ponieważ przez wiele rozdziałów wszystko zmierzało ku temu, że mam rację. Na domiar złego, główna bohaterka budziła we mnie wręcz antypatię – no bo hej, pani psycholog, która mówi sama do siebie, ma niepokojące przemyślenia, a przy tym wszystkie porywy rozumu czy serca łagodzi koktajlem z leków i alkoholu nadawałaby się raczej na oddział zamknięty, zamiast w funkcji życiowego przewodnika dla kogokolwiek. I tak pewnie minęła mi jedna trzecia albo nawet połowa książki – szczerze mówiąc nie wiem ile, bo w pewnym momencie fabuła wciągnęła mnie na tyle, że… odłożyłam powieść dopiero dowiedziawszy się po genialnym plot twiście, że bynajmniej nie miałam racji. Gdzieś tam polubiłam także Chloe, która z ogromną determinacją dążyła do zakończenia własnego śledztwa i nabrała charakteru, rozprawiając się dziarsko z kolejnymi mglistymi poszlakami. Sam pomysł na fabułę uważam za bardzo dobry – szczególnie, że został bardzo zmyślnie i zaskakująco poprowadzony do samego końca. Świetnym zabiegiem jest wodzenie czytelnika za nos, nasuwając mu dziwnie oczywiste wnioski, jedynie po to, aby finalnie pokazać mu zupełnie inne zakończenie. Jedynie błyski w mroku, małe świetliki podczas ciemnej nosy wskazały mi, że prawda jest zupełnie mroczniejsza, niż myślę. To bardzo udany debiut, dla którego najsprawiedliwszą w moim mniemaniu oceną będzie 7.5/10 – zdecydowanie czekam na kolejny thriller spod pióra Stacy Willingham.
„Zawsze pozostaje ten okruszek wątpliwości, promyk nadziei. Ale fałszywa nadzieja jest gorsza niż jej brak.”
1 comments
Nie miałam okazji jej czytać :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)