Joe Abercrombie - Pół świata - recenzja
„Wszystko jest bronią w rękach tego, kto umie walczyć.”
Sól w oku, zadra w ranie, drzazga pod paznokciem… Nazywają Cię różnie. Choć
masz na imię Hilda, najbardziej lubisz, kiedy mówią na Ciebie Zadra – bo tak
właśnie zwracał się do Ciebie Twój nieżyjący ojciec – wielki wojownik, który
został pokonany przez Łamacza Mieczy. Twoim największym marzeniem jest
pomszczenie jego śmierci, choć aby tego dokonać, musisz najpierw nauczyć się
walczyć. Lepiej od wszystkich. Wytrwalej od mężczyzn, zwinniej od wszystkich i
przebieglej od każdego. W tym celu znosisz liczne upokorzenia podczas
codziennych ćwiczeń na placu boju. Nie wierzą w Ciebie koledzy, ani sam uczący
walk mistrz, który w trakcie każdego kolejnego treningu próbuje udowodnić tylko
jedno – miejsce kobiety z pewnością nie jest wśród dzielnych wojów. Tak zresztą
mówi Ci nawet własna matka. Postanawiasz jednak iść za głosem serca i prawd
zasłyszanych od taty. Pewnego dnia zwyciężysz, bo przecież ten się śmieje, kto
się śmieje ostatni.
„Głupcy chwalą się tym, czego zamierzają dokonać. Bohaterowie biorą się do
dzieła.”
Przychodzi czas Twojej próby i wszystko idzie kompletnie nie po Twojej myśli. Wskutek nieszczęśliwego zbiegu wydarzeń zostajesz morderczynią i trafiasz do lochu. Ktoś, po kim kompletnie byś się tego nie spodziewała, staje jednak po Twojej stronie – ignorując Twoje ciągłe docinki, hardą minę i nieprzystępne pozy. Wstawia się za Tobą u najważniejszego doradcy króla – ojca Yarviego, który postanawia darować Ci życie. Ma bowiem dla Ciebie o wiele trudniejsze i bardziej skomplikowane zadanie…
Wybór jest prosty – będziesz mu służyć lub zostaniesz ukamieniowana. Wyruszasz więc w niebezpieczną, mającą trwać wiele miesięcy polityczną misję, w trakcie której nie tylko najbardziej zaufani ludzie w królestwie będą musieli wieloma podstępami starać się zdobyć sojuszników w nadchodzącej wojnie, ale i walczyć z napotkanymi wrogami oraz żywiołami losu. A te – jak wiadomo – bywają przecież najgroźniejsze.
„To, czego chcemy, i to, czego potrzebujemy, nie zawsze jest tym samym.”
Podczas podróży przez niebezpieczne i odległe krainy uczysz się nie tylko wiosłowania, ale również przebiegłego fechtunku. Pod okiem bezlitosnej Skifry z dnia na dzień stajesz się zwinną zabójczynią, żywą bronią i najbardziej niebezpiecznym człowiekiem na całym okręcie. Nikt już się nie śmieje, kiedy obserwuje jak walczysz. Budzisz powszechny podziw i szacunek. Niezwykły hart ducha i ciała już wkrótce pozwalają Ci na dokonanie czynów, o których śpiewać będą bardowie z uśmiechem na ustach. Czy jednak tak młoda kobieta, choćby niezależnie jak silna i zdeterminowana, będzie potrafiła zemścić się na zabójcy ojca – nieustraszonym wojowniku, który budzi powszechny postrach już samym swoim wyglądem? Czas pokaże. Najpierw będziesz musiała ocalić mnóstwo osób, pomóc w zawarciu bardzo niespodziewanego sojuszu i… zadbać o to, aby po drodze nie stracić własnego serca. Wśród towarzyszy wioseł, znoju i niedoli jest bowiem ktoś, kto już od dawna spogląda na Ciebie inaczej niż wszyscy.
„Człowiek nieraz pragnie tego, co wydaje mu się nieosiągalne. Kiedy to dostaje, w głowie nagle kiełkują mu wątpliwości. Ale gdy zaczyna się bać, że to straci, ma wrażenie, że potrzebuje tego jak nigdy dotąd.”
O Brandzie też śpiewają bohaterskie pieśni – wszakże uniósł na swoich barkach siłę całego okrętu. Oprócz tego zawsze stara się czynić dobro, dokładnie tak, jak kazała mu jego nieżyjąca matka. Choć dla wielu mógłby być wzorem, widząc ohydę wojny, wcale nie chce już stać się zabijającym wrogów bohaterem. Chce nieść pomoc swoim przyjaciołom… i może gdzieś po drodze zdobyć jakimś cudem serce pewnej walecznej kobiety. Czy jednak jest choć skrawek miejsca na uczucia podczas gdy bezpieczeństwo całego kraju stoi pod znakiem zapytania?
„Nie wierzę w pecha. Są tylko dobre lub złe plany. Przebiegłość lub bezmyślność.”
O ile „Pół króla” porwało mnie swoją niezwykle dynamiczną i obrazową akcją mniej więcej od połowy, o tyle „Pół świata”, stanowiące drugą część trylogii „Morze drzazg” kupiło mnie właściwie już od pierwszego rozdziału. Nie ma tu właściwie ani chwili na nudę, jako że jedno wydarzenie wręcz goni kolejne, a każde z nich jest bardziej emocjonujące od poprzedniego. Na samym początku lektury bardzo obawiałam się, że główna bohaterka będzie dla mnie zbyt irytująca. Na szczęście bynajmniej tak się nie stało. Pomimo tego, że początkowo była nieco zbyt ironiczna, najeżona względem każdego, a przy tym przesadnie zadziorna, z każdą przeczytaną stroną lubiłam i ceniłam bardziej zarówno jej niesamowitą wolę do walki, jak i podnoszenia swoich umiejętności. Joe dał świetny przykład tego, jak wykreować silną żeńską postać, która przy tym nie staje się odpychającą feminazistką – po prostu robi swoje, realizując powzięte przed wielu laty plany i nie staje się przy tym karykaturalna. Jest dumna i pewna siebie, ale nie popełnia podstawowego błędu, jakim jest lekceważenie przeciwnika. Choć Zadry można na początku nie lubić, zdecydowanie na samym końcu się ją podziwia. Towarzyszący jej Brand budzi natomiast sympatię czytelnika już od pierwszych stron, stanowiąc doskonałą równoważnię dla naszej dość wybuchowej bohaterki. Pochwalić muszę również samą fabułę, postać przebiegłego Ojca Yarviego czy płatnej zabójczyni Skifry oraz malowniczy talent Autora do opisywania scen walki – czytając o nich, czułam się, jak gdybym dokładnie je widziała. Mam nadzieję, że domknięcie trylogii utrzyma tak samo wysoki poziom. 8/10
„Nie ma większego rozczarowania, niż zdobyć to, o czym się marzyło.”
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)