Elizabeth Kay - Siedem kłamstw - recenzja

by - 16:54:00

Symptomy przyjaźni i miłości mogą właściwie być do siebie bliźniaczo podobne. Choć zupełnie się tego nie spodziewasz, pewnego dnia spotykasz tę jedną wyjątkową osobę i już wiesz, że to z nią chcesz spędzać jak najwięcej czasu, dzielić ważne wydarzenia w życiu i budować wspólny świat. Pragniesz jak najlepiej ją poznać i uczynić kimś, do kogo zadzwonisz, kiedy będziesz potrzebować pomocy albo z kim bez wyrzutu zjesz pizzę o trzeciej w nocy po prostu dlatego, że dzień ułożył się nie po Twojej myśli. A jeśli już o myślach mowa – to właśnie ten ktoś wyjątkowy pojawia się w nich praktycznie nieustannie. Można stwierdzić, że tylko cienka i niekoniecznie czerwona linia dzieli te wszystkie uczucia od obsesji na punkcie drugiego człowieka – a tę zaś od stania się wyrafinowanym psychopatą.

„Kiedy niespodziewanie dzieje się coś przerażającego, w innym świetle postrzega się zdarzenia, które do tego doprowadziły.”


W szkole podstawowej czułaś się niesamowicie samotna. Nieśmiała, udawałaś jak najmniejszą i najbardziej cichą, aby tylko nie zwrócić niczyjej uwagi. Mała Jane o ciemnych włosach, która wiecznie wpatrywała się w czubki własnych butów. Pewnego dnia, kiedy miałaś jedenaście lat, przypadkowo wpadłaś na Marnie, która była Twoim kompletnym przeciwieństwem. Pewna siebie, wygadana, przebojowa – w kontraście do Ciebie jaśniała na horyzoncie niczym słońce. I z sobie tylko znanych powodów postanowiła zostać Twoją najlepszą przyjaciółką. Od tamtej pory byłyście nierozłączne – wspólnie spędziłyście czasy szkolne, tworząc niezapomniane wspomnienia, na studiach telefonowałyście do siebie codziennie, a chwilę potem zamieszkałyście razem.

Ty i Marnie – noc i dzień, które jakimś cudem zostały przyjaciółmi na śmierć i życie. Nie potrzebowałaś już nikogo innego. Miałaś ją – swoją ostoję, idealne uzupełnienie i równoważnik. Aż do chwili, w której spotkałaś Johnatana.

„Ile kosztuje zastąpienie kogoś, kogo dłoń idealnie pasowała do Twojej, kogo ciepło podnosiło Cię na duchu, a śmiech ekscytował, kogoś, kto ochoczo splótł swoje życie z Twoim?”

Choć nie rozglądałaś się za żadnym mężczyzną, ten niesforny chłopak podbił Twoje serce już podczas pierwszego spotkania. Tak inny od Ciebie – pełen energii, pozytywnego podejścia do życia i nieco zwariowany miłośnik sportów, szybko spowodował, że zechciałaś stworzyć z nim prawdziwy związek. Zaręczyliście się, wyszłaś za niego za mąż i powoli kreowałaś wizje przyszłej rodziny z gromadką dzieci w tle oraz domem z białym płotkiem. Twoja przyjaźń z Marnie zaczęła schodzić na dalszy plan, choć w dalszym ciągu miałyście stały kontakt. Niestety nie było Ci dane nacieszyć się długo małżeńską sielankę. Tragiczny wypadek sprawił, że zostałaś młodą wdową i na powrót popchnął w objęcia przyjaciółki. Okazuje się jednak, że zajęta swoim szczęściem na zbyt długą chwilę spuściłaś ją z oczu. Zdążyła już sobie kogoś znaleźć i planuje własny ślub… Przecież jednak nie możesz pozwolić na to, aby po tylu latach przyjaźni zepchnąć Cię na boczny tor, prawda?

„Kłamstwo pozostaje kłamstwem. Gdybym w tamten piątkowy wieczór odpowiedziała szczerze, wszystko mogłoby się ułożyć – ułożyłoby się – inaczej.”

Twoja przyjyaciółka widzi w swoim nowym chłopaku same zalety. Ty zupełnie przeciwnie – uważasz, że zaślepiona miłością Marnie po prostu nie dostrzega jego wad. Jest zarozumiały, zawłaszcza każdą przestrzeń i stawia siebie na piedestale. A już z pewnością nie zasługuje na Twoją przyjaciółkę. Nie masz zamiaru patrzeć bezczynnie na to, jak Ci ją odbiera i stopniowo hodujesz w sobie coraz większą nienawiść do tego pyszałkowatego człowieka. Kiedy jednak Marnie pyta Cię czy Twoim zdaniem do siebie pasują, z obawy o to, że mogłabyś ją zranić – kłamiesz. Okłamujesz ją po raz pierwszy, rozpoczynając spiralę oszczerstw, której nie będzie można już zatrzymać. Pierwsze kłamstwo prowadzi do drugiego, kolejne do trzeciego… a jeszcze następne do tragedii. Choć czy tragedią można nazwać niezaplanowane, ale jednak w pełni świadome działanie, mające makabryczne konsekwencje, którym tak łatwo byłoby zapobiec? Nie rozważasz tego jednak. Jesteś pewna tylko jednego: musisz odzyskać swoją najlepszą przyjaciółkę, bowiem bez niej nic już w życiu Ci nie pozostało. A w miłości jak i na wojnie – wszystkie chwyty dozwolone…

„Czy mi żal, że on nie żyje? Nie. Wcale nie jest mi przykro.”

Sięgając po „Siedem kłamstw” podskórnie byłam stuprocentowo pewna, zerkając jedynie na projekt okładki i opis, że będzie to thriller, który idealnie trafi w mój gust – i nie pomyliłam się ani na jotę. To rasowy przedstawiciel swojego gatunku, trzymający w napięciu od pierwszej aż do ostatniej strony. Od samego początku urzekł mnie również nietypowy sposób prowadzenia narracji. Prawie do ostatniego rozdziału byłam bowiem pewna, iż Jane zwraca się bezpośrednio do czytelnika, powodując klimat budzący jego zaciekawienie, przykuwający uwagę i dodający dramatyzmu. Choć finalnie okazało się zgoła inaczej (zdecydowanie nie udało mi się tego przewidzieć, co uważam za plus), to za bardzo ciekawy zabieg. Traktująca o dwóch nierozłącznych przyjaciółkach, próbujących odnaleźć się w dorosłym życiu powieść Elizabeth Kay stanowi doskonałe studium psychopatii – choć zrodzonej ze szczerego i prawdziwego uczucia, w końcu narastającej do tak ogromnego i niezdrowego stopnia, że prowadzącej do licznych tragedii. Kreowania świata na swój ogląd i widzenia tylko jednej, oczywiście słusznej perspektywy. Jeśli szukasz thrillera, którego nie odłożysz przed poznaniem zakończenia, to owszem – „Siedem kłamstw” to absolutnie perfekcyjny wybór. 9/10

„Powtarzając kłamstwa, za każdym razem je ubarwiamy i w końcu zaczynamy w nie wierzyć. Naginamy wspomnienia. Nasze wymysły, zdarzenia, które sobie wyobrażamy, nabierają cech rzeczywistości. Widzimy jakąś sytuację, snujemy przypuszczenia i sami już nie wiemy, gdzie kończy się prawda, a zaczyna konfabulacja.”

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)