Agata Kunderman - Wróżda - recenzja

by - 21:59:00

„Tamto dziecko musiało zginąć, ale lepiej, by ona nigdy nie dowiedziała się dlaczego.”

Trzy lata temu straciłaś swój sens życia. Twoje dziecko, Twoja piękna, mądra i artystycznie uzdolniona czteroletnia córeczka została odnaleziona martwa. Wystarczyła chwila nieuwagi, aby doprowadzić do niewyobrażalnego nieszczęścia. Był wieczór, a Ty właśnie kończyłaś projekt dla jednego z klientów. Tosia bawiła się ze swoim ojcem w ogrodzie. Twój mąż wyszedł po popcorn na kolejny z Waszych filmowych wieczorów, a Ty byłaś pewna, że córka mu towarzyszy. Okazało się jednak, że nie usłyszałaś, kiedy Andrzej powiedział Ci, abyś doglądała małej. Tosi nigdzie nie ma. Nie bawi się w ogródku. Nie schowała się w domu. Nie ma jej nigdzie w okolicy. Poszukiwania kończą się znalezieniem Twojego zielonookiego aniołka na pobliskiej budowie. Martwego. Ze zlepionymi brudem blond włoskami. Całkowicie nieruchomego i zimnego. Tracisz przytomność i marzysz tylko o tym, aby już nigdy więcej się nie obudzić. Niestety, tak się nie dzieje. Musisz żyć dalej, choć przeżyłaś swoje dziecko, co nie powinno mieć miejsca. Przechodzisz wszystkie stadia żałoby oraz depresję i trwasz – choć tak naprawdę jedynie wegetujesz. Twoje małżeństwo również się rozpada. Andrzej nie był w stanie poradzić sobie z tak wielką stratą i odszedł w zapomnienie za sprawą alkoholu. Ty zaś odsunęłaś od siebie wszystkich bliskich. Nie masz już nikogo. Po co komukolwiek taki świat? Skoro istnieje jakakolwiek wyższa siła, jak mogła pozwolić, by Twoja niewinna Tosia… Jak?

 

„Znowu próbuję się kłócić ze swoim rozumem i szukać na siłę jakiegoś dowodu na to, że Tosia jednak żyje.”

Trzy lata po śmierci małej w końcu decydujesz się na wyprowadzkę z ukochanego Wrocławia, z którym wiąże się tak wiele pięknych wspomnień o Waszej rodzinie – teraz naznaczonych jedynie smutkiem i tragedią. Dzień przed wyjazdem cały Twój pieczołowicie posklejany w cokolwiek przypominającego życie świat, chwieje się w posadach. Ktoś telefonuje do Ciebie z anonimowego numeru, twierdząc, że… Twoja córka żyje. Nie umarła, pomimo tego, że widziałaś badania z autopsji, potwierdzenie analizy DNA, a Twój mąż ją zidentyfikował. Chwilę później dostajesz również zdjęcie – pięknej, zielonookiej dziewczynki, która do imentu przypomina Tosię. Jesteś pewna, że właśnie tak wyglądałaby trzy lata później, gdyby dane jej było dalej się rozwijać. Jednak wszystkie te dowody, kremacja, pomnik na cmentarzu… Przecież to niemożliwe, aby zaszła jakakolwiek pomyłka, prawda? Jesteś jednak matką. A prawdziwa matka nigdy, przenigdy nie traci nadziei.

„Wróciłam do domu, w którym były wszystkie jej zabawki, ale nie było jej samej. Brakowało łącznika pomiędzy dwoma życiami. Tym z Tosią i bez niej.”

Choć wszystko wskazuje na to, że ktoś próbuje zadrwić w Ciebie okrutny sposób, gdzieś z tyłu Twojej znękanej głowy zapala się maleńka iskierka nadziei, którą postanawiasz podtrzymywać, dopóki będą ku temu nawet i irracjonalne podstawy. Kontaktujesz się z byłym mężem, który jednak każe Ci odpuścić drążenie tej bolesnej sprawy od nowa. Odnawiasz kontakt ze swoim przyjacielem, którego odepchnęłaś w trakcie żałoby. Uderzając na oślep, natrafiasz jednak na pewien trop… Okazuje się, że Marcin nigdy nie skreślił Cię jako koleżanki, a przez czas Waszej rozłąki zgromadził całą teczkę informacji o sprawach podobnych do Twojej. W założeniu miały Ci pomóc uporać się z tragedią, Ty jednak dostrzegasz wśród nich pewien wzór z postacią znanego komisarza w tle. Chęć dowiedzenia się co stało się naprawdę z Twoją córką w końcu budzi w Tobie wolę walki i determinację. Czy to możliwe, aby anonimowa wiadomość mówiła prawdę? Nawet, jeżeli był to tylko żart kogoś pozbawionego serca, uważasz, że Tosia zasługuje na to, abyś zmierzyła się z rzeczywistością i ustaliła co faktycznie się wydarzyło… Nawet, jeżeli podtrzymując delikatnie tylko tlący się promień nadziei, narażasz kilka osób na śmiertelne niebezpieczeństwo. Matka walczy. Matka nigdy się nie poddaje.

„Twoja wiedza może kosztować czyjeś życie. Odpuść.”

Choć zrecenzowałam i przeczytałam setki thrillerów, rzadko zdarza mi się móc określić debiut mianem książki kompletnej czy wręcz doskonałej. „Wróżda” Agaty Kunderman to jednak właśnie taka historia. Początkowa nostalgiczna, naznaczona cierpieniem matki, która utraciła dziecko w tragicznych okolicznościach, narracja, szybko ewoluuje w porywające i niezwykle emocjonalne śledztwo kobiety, która ze znikomych tropów potrafi złożyć całą układankę. Jestem pod bardzo dużym wrażeniem tego, jak realistycznie Autorka odmalowała profil głównej bohaterki – zupełnie, jakby sama odczuła kiedyś wszystkie emocje towarzyszące druzgoczącej utracie. Sam pomysł na fabułę okazał się bardzo zawiły i niekonwencjonalny – muszę przyznać, że zdecydowanie nie spodziewałam się takiego zakończenia. Każdy zwisający luźno na początku opowieści sznurek, splótł się w końcu w sweter o ciemnym, pieczołowicie utkanym wzorze. „Wróżdę” określiłabym mianem bardzo udanego połączenia kryminału, thrillera oraz dramatu rodzinnego, które wywołuje wiele emocji – wzruszenia, smutku, przygnębienia i wreszcie podekscytowania galopującą akcją. Pozostaje mi złożyć gratulacje za tak udany debiut – z plot twistem, którego korzenie sięgają wiele lat wstecz. Wszakże nie bez powodu mawia się, że stare grzechy mają bardzo długie cienie… 9/10

„Prawie wszystkie ostatnie razy umiemy dostrzec dopiero wtedy, kiedy nie tyle się wydarzą, co po prostu miną niezauważenie. Po jakimś czasie zdajemy sobie sprawę, że kolejny raz nie jest już możliwy, ale nie mamy pojęcia, kiedy wydarzył się raz ostatni.”

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)