Michał Śmielak - Bielma - recenzja
„To była krótka i piękna noc, po której nie miały prawa nikomu śnić się koszmary. Te zaczęły się dopiero nad ranem.”
Po rozwiązaniu poprzedniej nietypowej kryminalnej zagadki pozostała Ci
pamiątka na całe życie – ciągnąca się przez twarz blizna, której obecność
przypomina Ci nie tylko o wydarzeniach rodem z horroru, ale i największym dotychczas
zawodzie miłosnym. Jako twardy mężczyzna nie oglądasz się jednak za siebie zbyt
długo i postanawiasz rozwikłać kolejną tajemniczą zagadkę, a mianowicie… sprawę
zadziwiających religijnych cudów, dziejących się rzekomo w położonej na skraju
Polski wiosce. Nie byłoby w tym niczego zadziwiającego – wszakże zawsze gdzieś
tam znajdzie się jeden nawiedzony wariat, który utrzymuje, że objawił mu się
Bóg, gdyby nie to, że na rozwiązaniu tej tajemnicy zjedli zęby już aż dwaj
duchowni, osiągając raczej szczerbate rezultaty. Pierwszy z nich zakochał się w
bieszczadzkiej piękności i zrzucił sutannę. Drugi… postanowił z niewiadomej
przyczyny znaleźć się w pobliżu niebezpiecznego zbiornika wodnego i dokonać
żywota. O ile jeszcze dezercję ze stanu sutannowego można by zrozumieć, o tyle
nietypową śmierć kleryka trzeba wyjaśnić. I tu wchodzisz Ty, cały na czarno –
Kosma Ejcherst, funkcjonariusz do spraw wyjątkowych. A może i w tym przypadku
paranormalnych.
„- Zatem od czego się zaczęło?
- Pozornie błaho, bo od samobójstwa.”
Warszawski specjalista raczej nie odnajdzie się szybko, jeśli wcale, wśród społeczności malutkiej, górskiej wioski. Tobie jednak Bóg czy inny czort ofiarował nietypowy talent: bardzo szybko potrafisz zjednać sobie ludzi. I tak oto już wkrótce wszyscy mieszkańcy Bielma traktują Cię jak swojego i angażują się w rozwiązanie tajemniczej śmierci księdza. No, prawie wszyscy – bo przecież jest jeszcze ktoś, kto najprawdopodobniej pomógł mu wyzionąć ducha… Lokujesz się w bieszczadzkim pensjonacie, podążając po raczej lichych tropach – bo nawet, jeśli pozornie wszyscy Ci sprzyjają, ktoś musi kogoś kryć i mieć w tym swój cel. Nieliczne posiadane przez Ciebie wskazówki prowadzą do dawnego kościelnego organisty, do którego obecnie podróżują całe pielgrzymki wiernych. Człowiek ten utrzymuje, że w momencie, kiedy próbował popełnić samobójstwo pod rozłożystą lipą, przemówił do niego sam Jezus, który zresztą odpowiada również za złamanie gałęzi, na której zrozpaczony nieszczęśnik chciał zawisnąć. Ludzie z małej wierzącej wioski – jak to ludzie – wierzą w jego słowa i każdego dnia zanoszą modły wespół już nie z kościelnym organistą, a prawdziwym prorokiem… Wierzenia maryjne i objawienia to zdecydowanie nie Twoja główna działka, ale to właśnie z nimi Twoje śledztwo coraz bardziej się zazębia. Czy to jednak możliwe, aby za śmierć księdza odpowiadał ktoś, komu aż tak zależało na tym, by ukryć, że rzekome widzenia proroka nie są niczym więcej jak jednym wielkim oszustwem?
„Jeśli ktoś jeździ po świecie, szukając Boga, to nigdy go nie znajdzie.”
W Bieszczadzkich lasach robi się coraz bardziej niebezpiecznie – i to nie tylko za sprawą religijnych fanatyków, którzy czczą proroka spod świętej lipy. Najpierw ktoś napada na Ciebie podczas nocnej wędrówki. Chwilę po tym oddelegowana do wyjaśnienia sprawy dziennikarka zostaje zaatakowana. Wkrótce i sam wygłaszający kazania kościelny przestaje się czuć bezpiecznie… Co tak naprawdę dzieje się w tej maleńkiej, zapomnianej przez wszystkich wiosce? I jak obecne, nietypowe wydarzenia łączą się ze sprawą przesiedleń sprzed wielu, wielu lat? Pewnym jest, że jeśli Ty – koneser spraw pozornie niewyjaśnialnych – tego nie zrobisz, nie będzie potrafił tego absolutnie nikt. A wyjątkowa prawda jest taka jak zawsze: trudniejsza i prostsza zarazem niż mogłaby się wydawać.
„Nie zdawał sobie jednak sprawy, że w Bielmach zło wcale nie czeka, aż zapadnie mrok, żeby wziąć się do roboty.”
Znany mi za sprawą fenomenalnej „Gleby” Michał Śmielak powrócił, tym razem proponując mi bardzo zaskakującą powieść – taką, której pierwsze rozdziały sugerowały, że fabuła skonstruowana została dookoła tak nietypowej tematyki, że… może mi się nie spodobać. Tło religijnych wierzeń i fanaberii nie należy wszakże do moich ulubionych. Tymczasem Autor po raz kolejny udowodnił swój wielki talent – bowiem „Bielma” odłożyłam dopiero chwilę po tym, jak poznałam zakończenie. Moja początkowa niewiara względem wierzeń w objawienie byłego organisty bardzo szybko ustąpiła miejscu zaciekawieniu kryminalnym śledztwem, które było z nimi nierozerwalnie połączone. Kuszącej duszności całej historii dodawała osnowa małej, górskiej wioski – takiej, w której chyba każdy chciałby chwilę odpocząć od gwarnego życia. Mur milczenia nielicznych mieszkańców, pozornie niewyjaśnialne zbrodnie i malownicze widoki w tle dla mrocznych zbrodni; mieszanka, która zdecydowanie fascynuje oraz pociąga. „Bielma” to przykład doskonale wykreowanego kryminału, którego meritum jest całkowicie niespodziewane – i sięga dekad wstecz, czego czytelnik na początku powieści zdecydowanie nie ma prawa przewidzieć. Dobry przykład rozrywki na długi jesienny wieczór – spędzony najlepiej w opuszczonym, górskim schronisku pod kocem, z przygasającą co chwila starą, naftową lampą nad głową. 8.5/10
„Miłość nawet bez sakramentu jest prawdą, a sakrament bez miłości pozostanie kłamstwem.”
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)