Robin Cook - Nocny dyżur - recenzja
„Przecież on sprawiał jedynie, że ludzie przestawali cierpieć. Zabijanie ich było tylko sposobem osiągnięcia celu, działaniem wynikającym ze współczucia.”
Szpital. Miejsce, w którym chcesz się czuć bezpieczny i zaopiekowany. Otoczony
kompetentnym personelem, mającym za zadanie zadbać o Twoje życie i zdrowie. Co
jednak, jeśli wśród kadry medycznej kryje się morderca? Taki, który zabija,
ponieważ uważa, że w ten sposób ulży ludziom w cierpieniu. Taki, który po
prostu lubi mordować. Taki, który chce zostać bohaterem – wywołując u pacjentów
stan bliski zgonowi, których magicznie uratuje w ostatniej chwili, odwracając
działanie śmiertelnej substancji, zaserwowanej przez niego wcześniej. Morderca
idealny, konsekwentnie realizujący swoje chore cele pod osłoną działania w
dobrej wierze.
„Być może nawet powinien ograniczyć te wypadki, kiedy truł pacjentów tylko po to, by ich potem spektakularnie ratować.”
Praca patologa sądowego polega przede wszystkim na wysłuchiwaniu historii umarłych. Ich ciał, które zdradzają co tak naprawdę się z nimi stało. Naturalna śmierć czy zabójstwo – oto jest pytanie i zarazem zagadka życia. Jack Stapleton pełni tę funkcję z pietyzmem, osiągając liczne zawodowe sukcesy. Nie jest jednak przygotowany na to, co go czeka, kiedy do prosektorium trafia bliska przyjaciółka jego żony, a zarazem koleżanka po fachu – ceniona przez wielu lekarka Sue Passero. Zgon zastanawiający – kobieta w sile wieku, której na pierwszy rzut oka nic się nie stało. Po raz pierwszy w swojej karierze, Jack nie wie co powinien wpisać do karty zgonu. Żadna przyczyna śmierci nie wydaje się właściwa. Jako osoba nieustępliwa, mężczyzna rozpoczyna własne śledztwo, mające ustalić co tak naprawdę się stało. Rozpoczynając je igra jednak z ogniem… by już wkrótce grać w nierówną grę na śmierć i życie z psychopatycznym zabójcą, mającym na koncie dziesiątki zabójstw. Tym, którego istnienie w swoim szpitalu podejrzewała zamordowana pani doktor, za co przyszło jej zapłacić najwyższą cenę. Życie.
„Zabawa w detektywa to dla amatorów bardzo niebezpieczne hobby.”
Jack zaczyna proces ustalania faktów od rozmów z osobami, które były najbliżej z zamordowaną lekarką. Szybko natrafia na kobietę, której ta zwierzała się ze swoich podejrzeń co do istnienia na terenie szpitala psychopatycznego zabójcy. Patolog nie ma jednak szans poznać tła całej historii, bowiem następnego dnia… Christine ląduje na jego stole sekcyjnym. Choć upozorowana została śmierć z przedawkowania, Stapletonowi zdecydowanie coś tutaj nie gra. Dlaczego ceniona w środowisku lekarskim osoba miałaby nagle odebrać sobie życie w tak bezmyślny sposób? Wszystko wskazuje na to, że mogła wiedzieć zbyt dużo i ktoś, kto ma zbyt wiele do stracenia, postanowił ją uciszyć. Kropla drąży skałę, zatem Jack kontynuuje swoje dochodzenie, które brnie w coraz bardziej niebezpieczne i czarne rewiry pokrętnej ludzkiej psychiki. Nie rezygnując z próby ustalenia trudnych faktów, naraża się jednak na to, że stanie się kolejnym celem bezlitosnego zabójcy. Czy uda mu się wyjść z tej potyczki zwycięsko?
„Przemawiałam w imieniu zmarłych, tak jak Ty to dalej robisz. Medycyna sądowa to powołanie.”
W końcu udało mi się zaliczyć pierwsze spotkanie z Robinem Cookiem – docenianym autorem, będącym specjalistą w dziedzinie thrillerów medycznych. Początkowo obawiałam się tego gatunku, spodziewając się, że trudno będzie mi się odnaleźć w szpitalnym środowisku i doktorskim żargonie, o którym nie mam większego pojęcia. Na szczęście jednak, Cook pisze w sposób przystępny dla medycznego laika – wprowadzając go w świat niuansów w sposób delikatny i w pełni zrozumiały. Wykreowana w „Nocnym dyżurze” fabuła pochłonęła mnie bardzo szybko, gwarantując dreszcze przerażenia oraz jak najszybszą chęć poznania zakończenia. Do gustu przypadła mi również kreacja postaci patologa o ciętych ripostach i doskonale wpasowującym się w mój typ ironicznym poczuciu humoru (w przeciwieństwie do pozbawionej go żony głównego bohatera). Jako jedyny minus wskazać mogłabym tylko zbyt częste dygresje dotyczące epidemii – szczepienia czy maseczki, choć może jedynie mnie to mierzi, bo przecież książka stworzona w czasie jej obowiązywania byłaby bez nich mało autentyczna. „Nocny dyżur” to świetna propozycja dla miłośników mocnych i mrocznych wrażeń, z którą spędziłam bardzo udany wieczór, może jedynie trochę bojąc się potem zasnąć… a już na pewno wylądować w szpitalu, gdzie byłabym wszakże zdana na łaskę innych osób. Z pewnością po przeczytaniu tej powieści będę im uważniej patrzeć na ręce, brr! 8/10
„Poza tym jest jeszcze ta zaleta, że człowiek się nie boi, że coś spieprzy,
skoro pacjent i tak nie żyje.” 😉
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)