K. Bromberg - Slow burn - Kropla drąży skałę
Dzień dobry, moi Drodzy.
Jesienne szarugi za oknem pozytywnie niestety nie nastrajają. Zimno, wietrznie i nader pesymistycznie wręcz... Jednak dla mnie ma to swoje plusy- można owinąć się kocem, zasiąść przed kaloryferem z kubkiem gorącej herbaty i z przyjemnością nadrabiać czytelnicze zaległości. W piątek skończyłam lekturę kolejnej książki K. Bromberg - Slow burn - Kropla drąży skałę. Dziś podzielę się z Wami wrażeniami. Niedawno pisałam Wam o innej powieści tejże autorki - Hard Beat. Jeśli jeszcze nie czytaliście mojej recenzji- klik.
Czy kropla wydrążyła skałę i w moim sercu? Czy druga, przeczytana przeze mnie książka K. Bromberg spodobała mi się bardziej, niż pierwsza? Tego dowiecie się czytając dalej.
Okładka
Zapoznawszy się już z twórczością K. Bromberg sądzę, iż szata graficzna jest charakterystyczna dla pisanych przez nią powieści. Kolorystycznie przykuwa wzrok, czcionki jak najbardziej zsynchronizowane. Sam tytuł Slow Burn - Kropla dąży skałę sugeruje nieco fabułę nadchodzącej lektury (po jej ukończeniu mogę spokojnie potwierdzić, że w stu procentach do niej pasuje). Całokształt podoba mi się wizualnie (bardziej, niż to było w przypadku Hard Beat), jest sensualny.
Opis z tyłu książki
Niestety nie miałam jeszcze przyjemności przeczytania początków serii Driven, jednak nie przeszkodziło mi to w lekturze powieści. Opis jest odrobinę zbyt... typowy, jak na mój gust. Zwiastuje schematyczną miłość, która nie powinna się wydarzyć, a jednak ziarenko zostało gdzieś zasiane i wykiełkowało. Myślę, iż pytania na samym końcu są zbędne- osobiście nie lubię takich wybiegów. Gdybym w wyborze lektury miała sugerować się opisami z tyłu książek- nie wiem czy sięgnęłabym po tę akurat. A jeśli tak to dla zdania - Rozkręca się niepowtarzalna karuzela emocji, instynktów i pragnień, wciągająca, uzależniająca, przyprawiająca o zawrót głowy, dreszcze i bezsenność. Tak.
Moje wrażenia - fabuła, kreacja bohaterów, język
Pierwsza powieść pani K. spodobała mi się w takim stopniu, iż z chęcią sięgnęłam po jej kolejną powieść. I tak oto moje uczucia zmieniały się w ciągu lektury od zaintrygowania do znudzenia do niemożliwie wielkiej irytacji do akceptacji do jeszcze większej irytacji do zadowolenia do ponownej irytacji do zaciekawienia (gdzie czytałam z prędkością światła, chcąc dowiedzieć się jednego) do akceptacji zakończenia, które oceniam pozytywnie. Momentami miałam ochotę odłożyć książkę, przyznam się. Dlaczego? O ile główny bohater, wytrwały w walce o swoje pragnienia Beckett, o wielkim sercu, silnych ramionach i światłym umyśle normalnego człowieka skradł moje serce od samego początku, o tyle Haddie, imprezowa trzpiotka, której jedyną myślą było nie wiązać się a bawić doprowadzała mnie do szału każdym, absolutnie każdym swoim zachowaniem, czy wyrażaną myślą- książka jest bowiem napisana naprzemiennie z perspektywy obu bohaterów.
Okazało się oczywiście, iż nastawienie Haddie do życia ma związek z tragiczną śmiercią jej młodej siostry- darzę to pełnym zrozumieniem i szanuję. Jednak jak można aż tak zirytować czytelnika- nie wiem. Beckett dwoi się i troi, coby jej udowodnić jak mu na niej zależy. A ta- aż chciałoby się zanucić utwór Power Play - Zawsze coś- (...) mówisz tak, potem nie, w końcu weź zdecyduj się!. Wylewa te swoje żale spowodowane niczym innym, jak własnym uporem i popełnionymi przez siebie wciąż tymi samymi błędami i sama się unieszczęśliwia. W dodatku przekonana jest święcie, że robi to dla dobra innych... Zmaga się z traumą, z własnymi tragediami, ale uważam, że wszystko ma swoje granice... Cóż, przekonajcie się sami i przeczytajcie. Powieść zaczęła mi się podobać tak naprawdę dopiero pod koniec, kiedy fabuła nabrała dynamiki a Haddie nabrała trochę ogłady dzięki wytrwałości cudownego i kojącego Becketta, który w końcu i w jej sercu wydrążył otwór jak i kropla skałę. Historia miłości baaardzo zagmatwanej, krętej i właściwie nieprzewidywalnej (bo jak tu coś przewidzieć, skoro główna bohaterka co trzy minuty zmienia zdanie?). Wątki bohaterów pobocznych zbudowane rzeczowo, logicznie, wtrącane w odpowiednich momentach. Mamy tutaj zabawnego przyjaciela Becketta, Coltona, który niedawno całkiem wziął ślub z przyjaciółką Haddie- Rylee i świata poza nią nie widzi. Mamy słodką córeczkę zmarłej niedawno siostry Haddie o imieniu Maddie, która rozczula. Jest i jej średnio jeszcze pozbierany po tragedii ojciec. Są też rodzice Haddie i Becketta (Mama, marząca o wnukach i święcie przekonana że wybranka syna będzie mieć różowe japonki- świetne! Naśmiałam się, kiedy pierwsze co po poznaniu przyszła teściowa zapytała Haddie czy ma różowe japonki, a ta odrzekła, iż kilka par!) oraz jego brat. Fabuła skonstruowana jest spójnie. Jest też kilka scen erotycznych opisanych gorzej, moim zdaniem, niż to było w Hard Beat, ale jednak dość w porządku. Bez ordynarnych zwrotów. I nie powtarzają się te sceny co pięć kartek, a występują bodajże tylko 4 razy w całej powieści. Język jest nieskomplikowany, dzięki czemu powieść czyta się szybko i przyjemnie. Nie zauważyłam jakichkolwiek błędów.
Czy polecam? Długo zastanawiałam się nad odpowiedzią na to pytanie. Postanowiłam jednak udzielić odpowiedzi twierdzącej, ponieważ poza przenoszeniem w inny, magiczny świat, książka powinna budzić emocje. Nawet jeśli skrajne. Ważne, by nie przejść obok niej obojętnie.
Wydawnictwo: Editio Red.
Jeśli czytaliście jakieś powieści K. Bromberg- chętnie poczytam o Waszych odczuciach.
xoxo
4 comments
Niestety nie miałam styczności z tą książką.
OdpowiedzUsuńJa obecnie czytam "Dziewczyna z sąsiedztwa".
okładka nie przypadła mi do gustu, od razu wskazuje na love story. Z Twojej recenzji wynika ze niewiele tracę nieczytawszy jej :)
OdpowiedzUsuńnie czytałam tej książki, ale chętnie się skuszę:)
OdpowiedzUsuńLubię książki wielowątkowe, wieloscenowe, w dodatku książki budzące skrajne i mieszane emocje, także chętnie po nią sięgnę ;)
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)