Amy Harmon - Prawo Mojżesza
Witam Was serdecznie po raz drugi dzisiaj.
Jeśli nie zdążyliście jeszcze zapoznać się z poprzednim postem, zapraszam: klik.
Chciałabym podzielić się z Wami recenzją książki Amy Harmon - Prawo Mojżesza, którą przeczytałam...dosłownie w kilka godzin. Zaczynają mi się przypominać czasy piękne, kiedy to potrafiłam i cztery książki dziennie przeczytać. Wstyd aż się przyznać, ale Prawo Mojżesza jest dopiero dziewiątą książką, którą przeczytałam w tym roku (choć, wziąwszy pod uwagę kolejną, którą skończyłam wczoraj- jest ich już dziesięć). Książki takie jak ta przypominają mi dlaczego tak lubiłam przenosić się w świat bohaterów z kartek.
Okładka urzekła mnie od pierwszego spojrzenia- odcienie czerwieni, wanilii, bieli i niebieskości idealnie ze sobą współgrają. Różnorodność czcionek sugeruje zawiłe wątki w książce- przynajmniej moim okiem. Sięgnęłabym po nią w księgarni, chociażby po to, by przeczytać opis zmieszczony z tyłu książki.
Czytając opis z tyłu obawiałam się troszkę typowej książki dla nastolatek, do których już się nie zaliczam. Zainteresowała mnie jednak osoba Mojżesza- lubię w książkach zagadkowe, odmienne charaktery. Zachęciła mnie także informacja, iż książka nie kończy się happy-endem.
Książka podzielona jest na rozdziały- główni bohaterowie, Mojżesz i Georgia, opowiadają wydarzenia z dwóch różnych perspektyw. Lubię taką narrację- dzięki niej możemy poznać dwa, zupełnie odmienne punkty widzenia i wzajemne postrzeganie się bohaterów. Historia pisana językiem łatwym, przystępnym, ale jednocześnie niezwykle przyjemnym, subtelnym i lekkim. Niezmiernie spodobał mi się zwrot ,,kołysać się w pierwotnym rytmie ziemi" i kilka cytatów, które spokojnie mogłyby uchodzić za złote myśli, jak np. ,,Kiedy śnimy, nie wiemy o tym, że śnimy. W snach mamy normalne ciała i możemy dotykać, całować, biegać i odczuwać. Nasze myśli w jakiś sposób kreują rzeczywistość." Jedyne, co mi się nie podobało to występujący kilkukrotnie, błędnie napisany wyraz ,,patrzałam/em". Troszkę razi.
Bez bicia przyznam- pierwsze rozdziały odrobinę mnie nudziły i utwierdzały w przekonaniu, iż troszkę za stara jestem na czytanie tejże lektury. Mojżesz, po latach tułania się po różnych domach do których nijak nie przystawał, trafia pod opiekuńcze skrzydła swojej babci, mieszkającej w niewielkim domku na farmie. Po sąsiedzku mieszka natomiast Georgia z rodzicami- pełna energii, zadowolona z życia, marząca o karierze kowbojki. Młodzi zaczynają się sobą interesować, choć dynamikę całej znajomości tworzy Georgia, nie przyjmując do wiadomości wyobcowania i niechętnych reakcji Mojżesza. Mojżesza, który zgrywał troszkę nieprzystępnego i pełnego tajemnic typowego bohatera, w którym szalona dziewczyna może się zakochać. A przede wszystkim, którego zapragnie oswoić, zupełnie jak dzikiego konia. Znudziłam się. Jednak z upływem przewróconych stron zupełnie odmieniłam swój pogląd na sprawę- bohaterowie i ich relacja powoli ewoluowały w coś dużo bardziej wyjątkowego, niż para zakochanych kochanków, biegających radośnie po łąkach. Sekret Mojżesza, który w końcu ujrzał światło dzienne fascynował mnie ze strony na stronę coraz bardziej. Uśpione i nieodkryte emocje, które się w nim obudziły nadały historii nowego smaczku. Sekret, który był ogromnym darem, chociaż sam właściciel uważał go za przekleństwo. Historia Georgii i Mojżesza dzieje się na przestrzeni kilku lat, dzięki czemu możemy obserwować proces przechodzenia w dorosłość, zmianę nastawienia, pozyskiwanie życiowych doświadczeń oraz mądrości. Cała historia pochłonęła mnie bez reszty w momencie pojawienia się bohatera imieniem Eli- nie będę jednak spojlerować i zdradzać Wam, kim on jest. W każdej scenie, w której brał udział, miałam przed oczyma jego słodką postać. Każda na swój sposób mnie rozczulała. Historia jest subtelna, niepozbawiona magii i trudnej miłości. Cierpliwości. Zakończenie okazało się dość zaskakujące i bardzo dynamiczne. Nie rozumiem jednak tutaj napisu z okładki- dlaczego ta historia nie kończy się happy-endem? Pomimo rozlicznych wzlotów i upadków, uniesień i podtopień, koniec końców uważam, że zakończenie jest szczęśliwe. Nawet bardzo. Choć może widziałabym w nim jeszcze jednego bohatera... ;-).
Wydatnictwo: Editio red
Wydatnictwo: Editio red
Znacie Prawo Mojżesza lub inne powieści Amy Harmon? Podzielcie się koniecznie odczuciami.
xoxo
6 comments
Zaintrygowałaś mnie opisem tej książki :) Ja jednak mam tyle jeszcze książek do przeczytania ;)
OdpowiedzUsuńJeśli jesteś zainteresowana to u mnie na blogu konkurs, gdzie można wygrać dwie powieści. Kończy się dziś :)
Chętnie przeczytam :-)
OdpowiedzUsuńJa polecę książkę mojej siostrzenicy. Jest molem książkowym.
OdpowiedzUsuńFajna recenzja i . . . nie wstyd wcale, że dopiero 10 książek, to i tak dużo więcej od większości, chociaż ja wiem, że to nie jest pocieszające dla kogoś zorientowanego na indywidualizm i zdecydowaną ponadprzeciętność ;) pozdrawiam gorąco!
OdpowiedzUsuńObecnie nie mam za bardzo czasu na czytanie,choć bardzo - to lubię...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję,że będę mogła wrócić do czytania i wtedy sięgnę po tę książkę.
Może to dobry pomysł na prezent dla siostrzenicy: w końcu święta wolnym krokiem się zbliżają. Ciekawa recenzja.
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)