Megan Shepherd - Miasteczko Halloween Tima Burtona - recenzja
„Każdy ze światów był tak cudownie nowy i cudownie łatwy do sterroryzowania. Było to niemal równie przyjemne, jak zabieranie dzieciom cukierków w Halloween. Ale Gwiazdkowe Miasteczko… Cóż, Gwiazdkowe Miasteczko było naprawdę wyjątkowe.”
Gdzieś daleko, bardzo daleko, była sobie cudowna kraina, otoczona zaczarowanym lasem Nieużytków, zwana Miasteczkiem Hallowen. Każdy z jej mieszkańców nie musiałby się starać ani na jotę, aby zgarnąć angaż w produkcji, mogącej przestraszyć każdego normalnego człowieka. Chodzące żywe trupy, szkielety, wampiry, wilkołaki, koszmarne lalki oraz najróżniejszej maści truposze, zamieszkujący krainę Halloween bledli jednak jeszcze bardziej w obliczu największej gwiazdy miejscowości – Jacka Szkieletona. Noszący nieodłączny garnitur w charakterystyczne paski i przypominającą nietoperza muchę, to on był niekwestionowanym idolem całego miasta. Bez tego uśmiechniętego lub przerażającego, w zależności od aktualnego humoru, szkieletu – zdecydowanie nie byłoby ono takie samo. A już z pewnością… nie mogłoby się nazywać Miasteczkiem Halloween.
„Chcielibyście wiedzieć, skąd się wzięły Święta? Tego i najstarszy upiór nie pamięta.”
Mniej lub bardziej straszni mieszkańcy krainy Halloween przez okrągły rok przygotowują się do obchodów tego budzącego grozę święta. Koszmarne podarki, psikusy i budzące grozę przedstawienia na tę specjalną noc są przez nich przygotowywane przez dokładnie 365 dni – a wszystko to oczywiście pod kierownictwem mistrza ceremonii, czyli Jacka. W tym roku jednak… szkieletowi wszystko maluje się w śmiertelnie czarnych barwach. I to dla odmiany bynajmniej nie pociągająco śmiertelnych, a nużąco śmiertelnych. Wszakże z roku na rok wszystko jest dokładnie takie samo. Podziwiający go mieszkańcy, którzy bez wyjątku są w nim do imentu zakochani, z miłością na trupich ustach skandują jego imię. Budzi postrach. Realizuje wszystkie założone plany. Halloween co roku jest coraz bardziej widowiskowe. Ileż można jednak w kółko robić dokładnie to samo, wprowadzając nieznaczne tylko modyfikacje? Ileż razy można chełpić się uczuciem tłumu, jednocześnie odczuwając dziwną pustkę? Czego jednak mogłoby w życiu brakować uznanemu szkieletowi? Może… może prawdziwego uczucia, które odbija się tak często w kierunku jego kości w oczach Sally – przerażającej lalki, stworzonej przez doktora Frankelsteina? Tego ostatniego Jack jednak nie dostrzega, zbyt pochłonięty swoją sławą i poszukiwaniem nieuchwytnego „więcej” i niedoścignionego „lepiej”.
„Strach był w porządku. Ale co z miłością? Bliskością?”
Mroczne, nawet jak na niego samego, rozważania przerywa mu natrafienie na zaczarowane drzewo – a właściwie siedem drzew, opatrzonych magicznymi symbolami. Wyrywając się z niewyjaśnionego stuporu, Jack otwiera drzwi do zupełnie innej krainy i trafia do… Świątecznego Miasteczka. Niebo nie ma w nim przytłaczająco szarej barwy, a z nieba pada śnieg. Po ulicach nie snuje się mgła – wszelkie cienie rozwiewają kolorowe światełka. Mieszkańcy, zamiast uciekać przed potworami ze wrzaskiem, śmieją się i radują, przygotowując świąteczne podarki. A król miasta w puszystym czerwonym stroju nikogo nie straszy – tylko dobrotliwie planuje dla wszystkich obchody czegoś… paskudnie wesołego, nazywanego Gwiazdką. Jak wpada na diabelnie inteligentny szkieleci pomysł – postanawia, że w tym roku zamiast Halloween urządzi dla swoich fanów nie postrach grozy, a ich własną, bez mała wyjątkową wersję Gwiazdki. Pomysł ten nie tylko nie wypełni jednak towarzyszącej mu ostatnio pustki, a w dodatku… okaże się iście piekielną tragedią. Ale być może, choć tylko być może, znajdzie się ktoś, kto pokaże straszliwym obywatelom Miasteczka Halloween, że budząca mdłości radość, może zagościć nawet i w ich przerażającej krainie. Wszakże, w trakcie kompletnie obcych im Świąt Bożego Narodzenia, czasem dzieje się magia, przepuszczając wrota iskierce radości nawet i w najbardziej mrocznym sercu.
„Mieszkańcy tego domku wnieśli za to do środka zielone drzewko. Co za cudaczny pomysł! Wesoło ozdabiali je kolorowymi światełkami i miniaturowymi dekoracjami. Ale po co? Przecież migające światełka nikogo nie odstraszą. Zamierzali może udusić się nawzajem kablami?” 😉 😉 😉
Najlepszy retelling, jaki można było stworzyć? Bez wątpienia odpowiedź na to pytanie może być tylko jedna: połączenie burtonowskiego Miasteczka Halloween z historią, która urzekłaby każdego Grincha i Scrooge’a, opatrzony w dodatku przyciągająco mroczną okładką i barwionymi brzegami z Jackiem Szkieletonem. Megan Shepherd stworzyła propozycję, która urzekła mnie właściwie od pierwszej strony – wciągając mnie w wir historii nasączonej mrocznym poczuciem humoru, diabelnie czarną ironią i zmiksowaniem na smacznie gładką masę historii anty-świątecznej z halloweenową, opatrzoną jednak… bardzo wartościowym przesłaniem. „Miasteczko Halloween Tima Burtona” to propozycja, którą zdecydowanie warto mieć w swojej bibliotecznej kolekcji. Moim skromnym zdaniem, porwie ona czytelnika, mającego lat 12 – jak i tego, który przed chwilą obchodził czterdzieste urodziny, lecz cieszy się w dalszym ciągu wspaniałą wyobraźnią. Rozrywka iście piekielna i po prostu… bardzo dobra. Istotne rozważania bohatera, osnute czarną woalką ciętych komentarzy i przykryte płaszczem utkanym z trafiającego w mój gust poczucia humoru z przymrużeniem oka, komicznie straszliwe opisy wykreowanego świata i sama historia, przypominająca kolorowo-czarnego żelka, w którym słodkie nadzienie nierozerwalnie związane jest z nieco gorzkim posmakiem lukrecji i kwaśnym cukrem, sprawiają, że ta bez mała wyjątkowa historia zdecydowanie znajdzie się wśród najlepszych książek, które przeczytałam w tym roku. 9/10
„Przez ten cały czas nie szukał jednak zmiany. Nie szukał innego święta ani
miasteczka, w którym ganki ozdobione były nie dyniami, ale wiankami z
ostrokrzewu. To, czego rozpaczliwie poszukiwał w świecie, cały czas było tuż
obok.”
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)