Richard Osman - Kula, która chybiła - recenzja

by - 21:11:00

„Spotykamy się w czwartki. Najczęściej o jedenastej w Pokoju Łamigłówek. Próbujemy rozwiązywać sprawy morderstw. Za to dzisiaj zdaje się, że mówimy o ich popełnianiu, więc zakres działalności jest tu dość elastyczny.”

Mając siedemdziesiąt-kilka lat można się zajmować milionem rzeczy. Do najpopularniejszych z pewnością zalicza się sporządzenie testamentu i wprowadzenie do niego stosownych zmian, jeśli wnuk jednak nie ożeni się przed trzydziestką, syn postanowi rzucić karierę i zostać muzykiem, a ksiądz z pobliskiej parafii ucieknie w siną dal z dwukrotnie młodszą kochanką. Poświadczonego notarialnie dokumentu trzeba również pilnować, aby nie dostał się w niepowołane ręce. Mając niespełna osiemdziesiąt lat, dobrym pomysłem jest również zaplanowanie własnego pochówku w najmniejszych detalach, wydzierganie na drutach wszystkiego, czego nie udało się stworzyć wcześniej i spędzanie całych dni przed telewizorem, któremu można wykrzyczeć właściwie wszystko – wszakże i tak nie odpowie, mało sympatycznie sugerując staruszkowi, że dobranocka już dawno się skończyła. Po siedemdziesiątce można jednak również… w błyskotliwy sposób rozwiązywać najbardziej skomplikowane zagadki kryminalne sprzed lat – jednak wtedy (i tylko wtedy), kiedy należysz do Czwartkowego Klubu Zbrodni, trzęsącego nie tylko osiedlem dla emerytów Coopers Chase, ale i przynajmniej całym miastem.

„Nic tak człowieka nie skłania do przemyśleń o życiu, jak leżenie w grobie z dziurą po kuli w głowie.”

Wrażliwy na piękno, błyskotliwy Ibrahim, którego specjalnością jest rozszyfrowywanie łamigłówek, mogących pokonać człowieka z nawet najwyższym IQ. Dobrotliwy Ron, który działając zupełnie niepostrzeżenie, jest w stanie wpaść na najdoskonalsze tropy, przeżywający właśnie swoją późną miłość. Ciekawska Joyce, dla której problemu nie stanowią nawet i najnowsze technologie, swoimi irytującymi, acz celnymi pytaniami potrafiąca wycisnąć interesujące ją odpowiedzi nawet i z samego diabła. Na deser Elizabeth o wnikliwym umyśle, która w przeszłości pełniła chyba każdą możliwą rolę – choć o tej szpiegowskiej w dalszym ciągu mówi raczej niechętnie – na co dzień dbająca o cierpiącego na demencję męża, w wolnych chwilach… rozwiązująca sprawy o zabójstwo i przyjmująca zlecenie na popełnienie kolejnych (ale hej, jedynie pod przymusem!). Ta bez mała ekscentryczna czwórka spotyka się w każdy czwartek, aby omawiać nierozwiązane zbrodnie sprzed wielu lat i próbować ustalić, co tak naprawdę się stało. Dzięki niezaprzeczalnemu urokowi osobistego, furze pieniędzy i licznym znajomościom (w policji, radio, TV, a nawet i… więzieniu) są w stanie zrobić nie tylko to… ale i zawojować swoim kawałkiem świata, a przy okazji nieźle namieszać w życiu wielu osób.

„W życiu trzeba dostrzegać nowe możliwości. Trzeba rozumieć, jak rzadko się pojawiają, a gdy już się pojawią, trzeba stanąć na wysokości zadania.”

Tym razem wybór pada na sprawę Bethany – prezenterki telewizyjnej, której samochód dziesięć lat temu ktoś zepchnął z klifu wprost do wody, co stało się w nader wygodnym momencie – akurat wtedy, kiedy była ona na tropie prowadzącym do rozwiązania wielomiliardowej podatkowej afery. Nie jest to jednak jedyne, z czym czwórka z Coopers Chase będzie musiała się uporać. Elizabeth zostaje bowiem namierzona przez pewnego człowieka ze swojej przeszłości, z którym nie miała w planach się już raczej spotkać… Wiktor jednak doskonale o niej pamięta i uznaje, że to najwyższa pora na mały szantaż, zatem składa zażywnej staruszce propozycję określaną w mafijnych strukturach, jako ta nie do odrzucenia… Dla pełnych wigoru, werwy i pasji emerytów rozwikłanie wielopiętrowej afery sprzed lat i próba zachowania się przy życiu to jednak nic trudnego. Wręcz przeciwnie: to ich chleb powszedni, którego świeży posmak nie tylko sprawia, że czują się pełni chęci, ale i swoisty gwarant najlepszej zabawy! To zresztą proste: znaleźć zabójcę, wskutek pewnych wydarzeń, namierzyć kolejnego mordercę i jeszcze po drodze przekonać kilka osób, aby łaskawie pozostawiły ich przy życiu i pozwoliły prędzej czy później zrobić swoje kostusze, prawda? Lepiej zapnij pasy, upadek z elektrycznego wózka mógłby się okazać bardzo bolesny!

„Gdyby mordowanie było takie proste, to nikt by nie przeżył kolacji wigilijnej.”

Doskonałą odskocznię od utrzymanych w raczej poważnym tomie thrillerów, stanowią dla mnie komedie kryminalne – lektury, które mogłabym śmiało określić mianem „comfort books”. Za idealny przykład „cosy crime” posłużyć może „Kula, która chybiła”, będąca trzecią częścią opowieści o diabelnie inteligentnych emerytach, których poczucie humoru i nieskończona wręcz pomysłowość na finezyjno-fantazyjne działania, zagwarantowałyby rozrywkę chyba nawet i człowiekowi zamienionemu w kamień. Proporcje pomiędzy stanowiącym główną oś fabuły śledztwem, a wydarzeniami rodem z komedii utrzymanej na dobrym poziomie, są świetnie wyważone, co dodatkowo uwypukla przeprowadzona w sposób umiejętny narracja, w której nie brakuje przymrużenia oka. Jeśli poszukujesz lektury, w trakcie której lodowate ciarki będą wędrowały w tę i w drugą po Twoich plecach, zdecyduj się na coś innego – czytając o czwórce z Coopers Chase, możesz spodziewać się jedynie notorycznych wybuchów śmiechu… i to niezależnie od wieku. Gdybym miała wskazać jakikolwiek minus tej książki, byłaby to mała nieścisłość, na którą osobiście zwróciłam jednak uwagę. Jestem prawie stuprocentowo pewna tego, że kiedy poznałam część pierwszą tej serii (jeszcze pod nazwą „Morderców tropimy w czwartki”), bohater Wiktor Iljicz był opisany jako rosyjski pułkownik KGB. W „Kuli, która chybiła” Wiktor owszem – istnieje, ale jako… ukraiński pułkownik KGB. Jeśli moja wiedza jest aktualna, KGB działało na terenie Rosji. I może rosyjskość nie jest obecnie popularna i mile widziana, ale tego rodzaju zmiana narodowości bohatera jest zdecydowanie zbyt daleko posuniętą polityczną poprawnością. Mały to jednak detal i niewpływający w żadnej mierze na to, że „Kula która chybiła” to lektura, przy której można się odprężyć i wyśmienicie bawić… choć drżąc nieco przed tym, co też jeszcze nasi twórcy staruszkowie dla nas wymyślą. Z pewnością będzie to plan, który zawstydziłby i samego Lucyfera… co najmniej. Richard Osman zadaje kłam temu, jakoby brytyjski humor był sztywny – po przeczytaniu „Kuli” sam stwierdzisz zresztą pewnie, że taki to jedynie może być zamordowany (oczywiście omyłkowo) przez jednego z budzących sympatię czytelnika bohaterów wróg. 8/10

„Noc jest od tego, żeby zadawać pytania, na które nie ma odpowiedzi.”

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)