Agnieszka Peszek - Cios za cios - recenzja
„To, co się później działo, chłonąłem każdą komórką swojego ciała, chociaż chwilami odpływałem. Spełniłem wszystkie swoje fantazje, a gdy skończyłem… ona była martwa.”
Wesołe miasteczko już z samej nazwy kojarzy się z miejscem, w którym można spędzić niezapomniane chwile na doskonałej zabawie w doborowym towarzystwie. Kuszące nutą niebezpieczeństwa i całą feerią barw atrakcje, krzywe zwierciadła, w które spoglądając można śmiać się do rozpuku i miejsca dla zakochanych par, całych rodzin, a nawet samotników, chcących skorzystać z rozlicznych rozrywek zabierają miejsce na brzydotę, tragedie i… zło. Czy jednak aby na pewno? Jak udowadnia fabuła „Cios za cios”, strojny plac z karuzelami to również doskonałe miejsce na bestialskie morderstwo i porzucenie ciała, które wycierpiało katusze.
„Niestety niektórym osobom to szczególne miejsce, które zazwyczaj wypełnia się śmiechem bawiących się tam ludzi, przez długi czas będzie kojarzyć się ze scenerią rodem z horroru.”
W końcu nadchodzi dzień wolny od pracy, w związku z czym masz okazję zafundować całej rodzinie rozrywkę, którą będzie wspominać przez długi czas. Faktycznie – choć zdecydowanie nie tak, jak zakładałeś. Zabierasz ukochaną żonę i dwójkę dzieci do wesołego miasteczka, w którym, oprócz bezliku atrakcji, znajdują się także… zmasakrowane zwłoki, na które przypadkowo natrafia Twoja pociecha, gwarantując sobie niezapomniane przeżycie. Zupełnie naga, młoda i zdecydowanie zbezczeszczona kobieta leży ledwo co przysłonięta krzakami, upozorowana na zabłoconym podłożu niczym figura cierpiętnicy. Gdybyś wiedział, co przydarzy się Wam tego dnia, z pewnością wybrałbyś pójście do kina na kolejny film familijny, a nawet pozostanie w domowym zaciszu. Niestety, czas ma pewną okrutną właściwość – jego cofnięcie jest całkowicie niemożliwe.
Znalezione przez Ciebie zwłoki szybko stają się zmartwieniem nie tylko osób, które zdążyły dobrze się im przyjrzeć, ale i przede wszystkim komisarza policji, który już od dawna obiecuje sobie, że jeszcze tylko chwilka i uda się na zasłużoną emeryturę. Potem jednak pojawia się nowa sprawa, i kolejna, i jeszcze następna – taka jak ta, której odpuścić nie sposób i odpoczynek znowuż odwleka się w czasie. Lunaparkowy morderca nie pozostawił po sobie żadnych śladów, montując tą wątpliwą estetycznie instalację artystyczną. Co gorsza… wkrótce pojawia się kolejny, tak samo znękany i upozorowany trup. Jeden mógłby być dziełem szaleńca. Dwa stanowią już niestety niepokojący pattern, nakładający się w dodatku na zbrodnie z przeszłości, wiodąc komisarza wprost przed oblicze seryjnego mordercy i to takiego, którego ujęcie wydaje się nie lada wyczynem nawet dla tak doświadczonego wygi.
„Co morderca robił przez ostatnie osiem lat? Czy w międzyczasie odebrał życie komuś jeszcze? A może trafił do więzienia? (…) Dlaczego?”
Choć zdecydowanie więcej jest pytań niż odpowiedzi, szalonego zwyrodnialca poszukuje nie tylko komisarz wespół ze swoim nader zmotywowanym do uchwycenia sprawcy zespołem, ale również młoda, choć jednocześnie nieustępliwa i błyskotliwa pani detektyw. Trenująca kickboxing Gaga nigdy nie była typową kobietą. Wieczna chłopczyca, absolutnie odmawiająca przejęcia w schedzie po matce szkoły tańca, otworzyła własną firmę, mając na celu tropić oszustwa podatkowe w nader wyrafinowany aktorsko sposób. Misję prowadzenia własnej działalności nieco krzyżuje jej jednak fakt przypadkowego natrafienia na sprawę morderstwa sprzed lat, które to… doskonale wpasowuje się w modus operandi najnowszych zbrodni, które wstrząsnęły miastem. Z jednej strony założyć można, że znając charakter Gagi, morderca zastanowiłby się dwa razy przed popełnieniem zbrodni, byleby nie wpaść w jej łapska. Z drugiej jednak – czy dwudziestopięciolatka, jak wybuchowa i charakterna by nie była i jakich umiejętności by nie posiadała, może się mierzyć z wielokrotnym mordercą o fantazjach z koszmarów z najczarniejszych nocy, które skrupulatnie realizuje? Równy, nie-równy pojedynek na ringu tak czy inaczej wyłoni tylko jednego zwycięzcę…
„Dobrym to jestem kłamcą, nie człowiekiem.”
Agnieszkę Peszek poznałam za sprawą jednego z dziesięciu najlepszych
thrillerów, które przeczytałam w minionym roku – to jest „40. raków”. Nasze
drugie spotkanie było równie dobre, w związku z czym mogę z całą mocą
stwierdzić, że „Cios za cios” trzyma poziom. Doskonale wyważona mieszanka
wątków kryminalnych ze wszystkimi elementami obowiązkowymi w thrillerze,
zafundowały mi rozrywkę na bardzo wysokim poziomie – wciągając od pierwszej do
ostatniej strony i zaskakując ponownie dużym stopniem nieprzewidywalności,
wielopiętrową intrygą i spójnością wszystkich wydarzeń. Muszę również pochwalić
umiejętność Autorki do wykreowania silnej damskiej postaci, która jednak w
żaden sposób nie jest odpychająco przerysowana. To kobieta, z którą chętnie
skoczyłabym na kawę, zaśmiewając się przy tym do rozpuku. Jest niepokorna,
charakterna, zadziorna, impulsywna i niesłychanie uparta, czym zaskarbiła sobie
moją sympatię już od samego poznania. Jak dziwnie by to nie brzmiało (choć
zapewne, udało Ci się już do moich inności przywyknąć), doskonałą rozrywkę zagwarantowały
mi także zamieszczone w książce, psychodelicznie-wciągające rozdziały spisane z
perspektywy zwyrodniałego mordercy, umożliwiające zagłębienie się w mroczny
labirynt jego umysłu. Było trudno, smutno, wstrząsająco, przejmująco, ciekawie,
wciągająco… jednak przede wszystkim dobrze. Czy po lekturze będę się wahała
przed pójściem do wesołego miasteczka? Absolutnie. I’m kinda fearless. Czy
jednak głębiej zastanowię się, spoglądając innej osobie w oczy? Owszem. Z
zaciekawieniem – bo nigdy nie wiadomo gdzie jakie zwichrowanie zostało
skrzętnie ukryte. 8/10
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)