Malarstwo jest wyjątkową dziedziną sztuki. Jako jedyna z nich bowiem angażuje wszystkie zmysły, którymi natura obdarzyła człowieczą istotę. Napawa oczy, szukające piękna wśród szarych konturów rzeczywistości. Ćwiczy umysł, próbujący odgadnąć utajony zamysł artysty. Karmi palce, czule badające strukturę werniksu i nałożonych pieczołowicie farb. Myli słuch, do jakiego docierają zaklęte w obrazie dźwięki, szemrzące pieśń malarskiego kunsztu. Napawa węch zapachem użytych olejów i rozcieńczalników. Wreszcie wyrabia smak, niezbędny każdemu, kto nie chce utonąć w bezbrzeżach bylejakości. To wszystko dane jest każdemu, kto obdarzony został choć odrobiną prawdziwego talentu w tym zakresie. Ale są mistrzowie pędzla, którzy przemawiają prosto do serca, wyczarowując nastrój, jaki wywołuje jego mimowolne drżenie w poczuciu obcowania z nieodgadnioną tajemnicą absolutu i ludzkiej natury. Ich dzieła oplatają jaźń zadumą i tęsknotą za utraconym, przeżytym, nieuchwytnym, niewytłumaczalnym. Nic bardziej temu nie sprzyja, jak nieprzenikniona noc, rozświetlana rachitycznym płomieniem świecy lub kaganka. W ich blasku uważny obserwator będzie mógł dostrzec kłębiące się o tej porze doby w ludzkich głowach myśli, namiętności, obawy a nawet zarys duszy. Po zachodzie słońca świat przeistacza się w czarę pełną niedostrzegalnych za dnia sekretów i głęboko ukrytych żądz. Staje się królestwem smutku i sentymentalizmu, które trwa do świtu, kiedy odrzwia wiodące do krainy baśni i imaginacji zatrzaskują się z hukiem. Wspaniale ujął to Waldemar Łysiak: „Była noc. Zawsze wtedy jest noc z jej cieniami i ciszą, co dźwięczy w uszach niczym dzwon, z jej ślepymi zaułkami dróg i przytłumioną urbanistyką zbrodni, z jej skrzypieniem bosych stóp w pustych korytarzach i dalekimi dzwonkami sań na rozległej równinie, rozjaśnionej księżycem i rozdzieranej zawodzeniem wilków, gdzie białe koleiny gubią się na przełęczach gór, a za nimi jest nieznane, wielka brama pożegnania i rozłąki.” Tylko prawdziwi giganci są zdolni do oddania tego wszystkiego na płótnie. Ich najwybitniejszym przedstawicielem, stałym mieszkańcem najwyższego szczytu Parnasu jest Francuz - Georges de La Tour - w zasadzie niekwestionowany książę nokturnów, a więc scen rodzajowych rozgrywających się, gdy zapadnie zmrok. Przez całe wieki był nie tylko niedoceniany, ale też prawie nieznany. Dopiero dwudzieste stulecie wydobyło klejnot jego artyzmu na światło dzienne. I od tego czasu błyszczy on wiecznym blaskiem, którego nie sposób ugasić. Dzięki niemu każdy człowiek może spojrzeć na rzeczywistość „de la tour des humeurs mystiques” (z wieży mistycznych nastrojów), wzniesionej jego pięknymi pracami. Możesz uczynić to i Ty - dzięki albumowi Wydawnictwa Jedność. Czy warto do niego zajrzeć?