Kim Bo-Young - Gwiezdna odysesja - recenzja
Pewne rzeczy są niezmienne. Choć ludzkość podróżuje po całym kosmosie i rozpędza gwiezdne żaglowce do prędkości światła, uczucia wypełniające serca pozostają takie same jak przed tysiącami lat. Cywilizacja stała się nie do poznania, ale miłość - tak, jak istniała w zamierzchłych czasach Petrarki, tak trwa do dzisiaj. Wprawdzie nie jest już opiewana w wierszach, sonetach czy poematach - w dobie wszędobylskiej techniki staje się bardziej prozaiczna i płaska w wyrazie - lecz pomimo tego nadal stanowi nieodłączną i pożądaną część życia człowieka. Obecnie wznioślejszą formę przybiera co najwyżej w listach miłosnych. Te nie są niestety pisane piórem na czerpanym papierze, a na elektronicznym urządzeniu. Ma to jednak i swoje dobre strony, gdyż przebiegają czarną otchłań milionami posłań, stosunkowo szybko docierając do adresata...
„Tak więc te nasze listy będą przekształcone w plik graficzny, wysłane tam, gdzie mają dolecieć i po osiągnięciu celu przekonwertowane na taki format, jaki akurat na miejscu uznaje się za stosowny.”
W teraźniejszej rzeczywistości to ważne, gdyż kochankowie często rozdzieleni są niewyobrażalną wprost przestrzenią, choć w dobie hiperszybkich transportowców pojęcie odległości nabrało względnego charakteru... Odkąd podróże kosmiczne z ogromnymi prędkościami stały się możliwe, wszędzie można dotrzeć w stosunkowo krótkim terminie. Jedynym problemem jest różnica w przebiegu czasu, który na ziemi płynie w zupełnie inny sposób, niż pomiędzy gwiazdami. W ciągu miesiąca takiej odysei, na Ziemi mijają ponad cztery lata! I to właśnie stanowi cały ambaras. Twoja narzeczona towarzyszy swojej rodzinie w przeprowadzce na Alfa Centauri, więc rozdziela Was więcej niż cztery razy dziewięć i pół biliona kilometrów. A więc cztery lata świetlne, cztery miesiące i dwanaście dni...
Pokonanie takiej odległości zajmuje zaledwie dwa miesiące - miesiąc na rozpędzenie się do prędkości światła i drugie tyle na wyhamowanie. Ponieważ dziewczyna musi tam spędzić dodatkowo jeszcze sześćdziesiąt dni, aby załatwić niezbędne formalności, dla Ciebie w tym czasie upłynie całe dziewięć lat. Nie dość, że oznacza to bardzo długą rozłąkę, to jeszcze staniesz się od niej dużo starszy. Na szczęście znalazłeś z tej okropnej sytuacji wyjście, choć musiałeś długo oszczędzać, aby kupić bilet na specjalny statek, który krąży wokół słońca z odpowiednią szybkością, aby jego pasażerowie mogli wysiąść na Ziemię w tym samym czasie, co osoby przybywające z innych części kosmosu. To skróci Twój okres rzeczywistego oczekiwania o połowę - do nieco ponad czterech i pół roku, które jakoś wytrzymałeś dzięki świadomości, że gdy się znowu spotkacie, niezwłocznie weźmiecie ślub. Wszystko przygotowałeś - zaklepałeś na konkretny termin miejsce w świątyni oraz wynająłeś salę weselną. Nie możecie go przegapić, gdyż załatwienie drugiego będzie niezmiernie trudne. Myślisz w skrytości ducha, że dziwne to wszystko - wylatujesz na dwa miesiące, a w tym samym okresie wszystkim, których znasz, przybędą ponad cztery lata. No cóż, takie są uroki życia w erze podróży międzyplanetarnych. Podekscytowany bliską schadzką, pośpiesznie załatwiasz wszystkie bieżące sprawy i wchodzisz na pokład maszyny. Szybko nawiązujesz znajomości z innymi przyszłymi panami młodymi, z którymi dzielisz sporą kajutę.
„Co noc szwendamy się razem, śmiejemy, chwalimy naszymi ukochanymi. To same głupki. Z pokoju zrobili normalnie tort weselny. Porozwieszali różowe kwiatki i wstążki (…).”
Kupiłeś tutaj dla narzeczonej pierścionek muzyczny, na który można wgrać ulubione piosenki. Umieściłeś na nim parę melodii, mając nadzieję, że wkrótce posłuchacie ich razem. Sam statek przypomina małe miasteczko, pełne gwaru, kawiarni i pchlich targów. A także ludzi, którzy chcą uciec przed życiem na Ziemi, w jakim nie są w stanie się odnaleźć.
„Ludzie tutaj nie wybrali się w podróż do innego miejsca, ale raczej w inne czasy. Są tu tacy, którzy wsiedli na statek, licząc na zmianę w systemie emerytalnym albo na rynku nieruchomości, są też artyści, którzy wierzą, że rozminęli się z pokoleniem, w którym się urodzili. (…) Są tu wreszcie takie głupki jak ja, którzy próbują wyrównać swój wiek z ukochanymi lecącymi z innych galaktyk.”
Jesteś szczęśliwy, że niedługo spotkasz ukochaną, na którą czekasz już tak długo. Odliczasz każdą godzinę i codziennie wysyłasz listy. Właśnie skończyłeś kolejny, zamykając go słowami: „Wieczorem przytulam się do poduszki jak małe dziecko i nucę coś sobie. Co rano budzę się z uśmiechem, kiedy wyobrażam sobie, że leżysz tuż przy mnie. (…) Jak przeczekać dwa miesiące, kiedy nawet jeden dzień wydaje się wiecznością? Chcę Cię zobaczyć jak najszybciej. Kocham Cię.” Po osiągnięciu odpowiedniej prędkości, jak grom z jasnego nieba uderza Cię wieść, że wskutek wejścia na nieodpowiednią ścieżkę czasową, wylądujesz na Ziemi aż trzy lata później, niż to było w planach.
„Zapytałem, jak to będzie, jeśli pan młody spóźni się o trzy lata na własny ślub.”
Nikt Ci nie odpowiada, a Ty pogrążasz się w czarnej rozpaczy, czemu dajesz wyraz w kolejnej wiadomości do dziewczyny.
„Zeszłej nocy budziłem się z dziesięć razy. Martwiłem się, że mój list zginie gdzieś po drodze. Albo że go dostaniesz, ale się wkurzysz i zwrócisz. (…) Albo odpiszesz, ale ja Twojej odpowiedzi nigdy nie dostanę. (…) Skarbie, mam prośbę. Poczekaj na mnie. Te trzy lata. Tylko tyle. Całą resztę życia będę Ci się odwdzięczał.”
Krótko potem przychodzi tekst od niedoszłej żony. Taki, który mrozi Twoje serce. Dowiadujesz się, że wskutek problemów technicznych jej okręt przybędzie na Ziemię dopiero za jedenaście lat. Jeśli zsumuje się Wasze opóźnienia, wyjdzie więc całe osiemnaście! Pomimo tego, nie zamierzasz się poddawać.
„(...) kiedy już wylądujesz, zabiorę Cię na jakieś dobre jedzenie. Odbiorę Cię z portu. Obiecuję. Nie zapomnę o Tobie. Naprawdę. Kocham Cię.”
Gdy Twój statek znowu ląduje na ziemskim kosmodromie, nie możesz się z niego wydostać. Tak jak inni pasażerowie, zostajesz poddany badaniom zdrowotnym i szczepieniom. Cała procedura trwa aż tydzień. Poinformowano, że na Ziemi przez okres siedmiu lat Twojej nieobecności wiele się zmieniło. Seul okupowany jest przez terrorystów, a w kraju doszło do zamachu stanu. USA w zeszłym roku zbankrutowało, wskutek czego cały świat pogrążył się w głębokim kryzysie i chaosie. Jednocześnie rozkazano, aby natychmiast ponownie wystartować i powrócić dopiero po dziesięciu latach, aż się sytuacja trochę uspokoi.
„(...) to był ostatni gwizdek, kiedy kraj był jeszcze jako tako stabilny i istniała szansa, żeby się z niego w ogóle wyrwać. Gdybyśmy się ociągali, w każdej chwili mógł nadejść rozkaz o zamknięciu portów i bylibyśmy w potrzasku.”
Ponownie krążycie w przestrzeni kosmicznej przez dwa miesiące, podczas których upłynęło sześć ziemskich lat. Gdy tylko wydostajecie się ponownie się na płytę lotniska, Waszym oczom ukazuje się morze ruin i pustych, porzuconych budynków. Zaczęto do Was strzelać i zabito kilka osób. Reszta zostaje otoczona przez uzbrojonych ludzi. Rabują Was i biją. Obwieszczają, że są samozwańczymi strażnikami porządku, władze bowiem uległy całkowitemu rozkładowi. Radzą, aby szybko uciekać, gdyż krajowi grożą rychłe wybuchy pozostawionych bez nadzoru elektrowni atomowych. Kapitan i załoga decydują, żeby się do tego zastosować i odlecieć, aby powrócić dopiero po kolejnych dziesięciu latach. Ty jednak gwałtownie protestujesz. Krzyczysz, że musisz zjawić się na Ziemi już za pięć lat. Wtedy ma przylecieć stek z Twoją narzeczoną...
„Musiałem wyglądać naprawdę żałośnie. Wydobyli z wnętrza statku mały pojazd kosmiczny i kazali do niego wsiąść.”
Wyruszasz więc w kolejną podróż, która zamieni się w kosmiczną, samotną odyseję. Trwać będzie całymi latami... Ujrzysz upadek ludzkiej cywilizacji, ale nigdy, nawet przez moment nie przestaniesz czekać i tęsknić za swoją ukochaną. Czy było warto?
„Podmuch wiatru wpadł przez otwarte drzwi i poderwał do lotu wyblakłe kartki. Zaszeleściły jak jesienne liście. Kiedy słońce zbliżało się do horyzontu, litery zaczęły się żarzyć, jakby wypisano je złotym atramentem.”
„Gwiezdna Odyseja” Kim Bo-Young, uznanej Pisarki, pochodzącej z Korei Południowej, to na wskroś oryginalna powieść science-fiction. Nietypowa jest zwłaszcza jej forma - na książkę składają się dwie części złożone z listów przyszłych małżonków (rozdzielonych ogromną gwiezdną przestrzenią i niefortunnymi kaprysami losu), wtręty od Autorki, z reakcjami odbiorców oraz cztery utrzymane w podobnym tonie opowiadania, skupione pod wspólnym tytułem “Podróżnicy w przyszłość”. Przyznam, że zabieg stworzenia części treści z listów mocno mnie zauroczył, gdyż rzadko można spotkać we współczesnej literaturze narrację epistolograficzną - a w dziedzinie fantastyki to już szczególnie nieczęste zjawisko. Sam pomysł na fabułę również trzeba uznać za nietuzinkowy i przemawiający do wyobraźni czytelnika oraz jego emocji. Z każdej epistoły wyzierają tęsknota i eskalująca rozpacz, ale też nadzieja, że wbrew przeciwnościom i upływającemu czasowi ponowne spotkanie będzie możliwe. Całość przetykana jest licznymi reminiscencjami, które rzucają jaskrawe światło na przeżycia bohaterów, jakie były ich udziałem w okresie, gdy jeszcze byli razem. Wyłania się z nich też przejmujący obraz upadku cywilizacji, który na własne oczy obserwuje główny bohater. Z każdą jego wizytą na błękitnej planecie, jej stan okazuje się coraz gorszy a dawny świat, jaki znał, obraca się w gruzy. Jedyną pewną i niewzruszalną rzeczą w tym wszechogarniającym chaosie jest jego miłość do dziewczyny i wiara, że gdzieś tam znajduje się statek, który przywiezie ją z powrotem. Uczucia niezniszczalne jak ziele na kraterze, uporczywie i na przekór wszystkiemu trzymają się życiodajnych korzeni, zapuszczonych głęboko w spękaną, jałową ziemię. Znalazłam też jednak kilka niesnasek. Przeliczenia czasu spędzanego w kosmosie oraz odpowiadającego mu okresu na Ziemi niekiedy są błędne. Niewielki statek, do którego wsiada naczelna postać, pędzi latami tam i z powrotem bez konieczności uzupełniania paliwa (czyżby perpetuum mobile?). Autorka myli także pojęcie lat świetlnych - miarę odległości, jaka oznacza dystans, który światło pokonuje w próżni w ciągu jednego roku juliańskiego z jednostką czasu. 7/10 - za ciekawą formę i jeszcze bardziej nietuzinkowy pomysł. Romantycy zapewne po lekturze zapragną tak niewzruszonej miłości. A ja... cóż. 😉 Kolejnej oryginalnej południowokoreańskiej propozycji literackiej.
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)