Jolanta Holzer & Samuel Milewski - Test - recenzja

by - 16:27:00

Zirytowani zgiełkiem zewnętrznym, zagubieni w codziennych konsekwencjach popełnionych błędów; próbują poradzić sobie z przetrwaniem każde na własny sposób. Szymon maluje widziane tylko przez siebie obrazy dźwiękami. Dzieli się nimi, choć niechętnie - może pomny tego, że - jeśli tylko odpowiednio się w nie wsłuchać - człowiekiem zawładną wizje. Jakub przestał już tego pragnąć, lecz raczej nie całym sobą - bo chociaż ze wszystkich sił stara się nie pamiętać ostatniej wielkiej miłości, wciąż coś mu o niej przypomina. A poza tym wcale nie jest Jakubem, o czym akurat mówi nawet do zamazanego odbicia - byleby tylko ktoś był jeszcze tego świadom. Dagmara poznała kiedyś prywatnego księcia z bajki, na wieść o jakim mdlała każda niewiasta - starszy, poukładany, przystojny, elokwentny; ze świecą szukać wad i prędzej dałoby się jej wypalić niż je znalazło. Tylko że jego już nie ma, ropuchą raczej się okazał i pewnie dlatego piękna kobieta wciąż nie może się pozbierać, przecierając smętnie blat, który wcale nie jest brudny. Na koniec Ryfka - dziś właśnie Ryfka, odkąd dzięki Babci odkryła, jakie ma pochodzenie i dlaczego tak ubóstwia wszelkie psalmy, zamiast wnikliwie czytać Ewangelię. Od dziecka, niezależnie od miejsca, pogody czy nastroju, toczy w głowie zażarte dysputy z Bogiem, którego niejako uznaje za jedynego spowiednika i przewodnika zarazem - i to mimo tego, że równie chętnie grzeszy myślą, mową, uczynkiem, słowem i zaniedbaniem. Młodych i na odmienny sposób zwichrowanych młodych ludzi łączy - a może raczej łączył, jako że czas jest pojęciem względnym? - pewien dogorywający bar. Najczęściej świecący pustkami, choć Dagmara poleruje kieliszki, Kuba gdzieś na uboczu wpatrzony w przestrzeń, Szymon zastanawia się w jaki utwór złożyć teraźniejszość a Ryfka woła Misia z zaplecza, by raczył obsłużyć jedynego klienta. Jest bowiem jeszcze Michał - towarzysz niedoli wchodzących w dorosłość - ślepy, kiedy trzeba i zawsze plaster na rany, gdy się poprosi o ukojenie. Dlaczego bar to wspólna ostoja tej zgrai i tak niszczeje? 

“Pozostają emocje. Żal. Niepewność. Strach. Czasem nadzieja. Rzadko szczęście. Szczęśliwi tyle nie piszą. Nie tym tonem. Z tym wzrokiem. Tym zawieszeniem - na ułamki sekund - świata w jeden punkt.” 

Wiesz już, że niektórzy ludzie żyją w szklanej kuli, ale - jak sama powtarzasz - nauczyłaś się składać puzzle z kawałeczków rozbitego szkła. Czasem wraca jeszcze to gorsze i wtedy twierdzisz, że na część tematów zaradzi już tylko stado lwów, najlepiej ludojadów. Starasz się odpychać te chwile najdalej jak można, bo przecież to Twój dom, własne życie, praca oraz sen. Prywatna w swym pięknie katastrofa. Dasz radę, innych pomysłów nie masz. Woli również nie. Dzisiaj szepczesz, nie do czyszczonego zbyt wiele razy, choć wcale nie brudnego barowego blatu, a do osobistego odbicia, niczym mantrę: “To, co najdelikatniejsze, ściera się w staraniu. Jeśli wciąż napotyka mur lub taflę szkła. Wykruszają się ornamenty. Argumenty. Zostaje to, co najtwardsze. Pięści. Krzyk jak kamień. I czasem to, co krzyczy, jeszcze jest staraniem.” Ile razy możesz zaklinać los, by pozwolił Ci na nowo schować się w ciasnym, lecz przecież własnym, kokonie wegetacji? Masz zresztą wrażenie, że Ryfka wyciąga Cię z niego siłą za resztkę niewypadłych włosów, choć to z nią Żywia, koleżanka, stoczyła ostatnio niepokojącą rozmowę. Słyszałaś ją na granicy nieżycia, a może tylko Ci się przyśniła? Szeptała zwiewna Ryfka dziwne słowa, a potem sprawdziła Twój puls, wiecznie w gotowości. Zawsze obok, pociecha - w istocie skrycie niebezpiecznie nieszczęśliwa. Tylko dlaczego? Niepozornie, przedmiot codziennego użytku po przedmiocie, stała się elementem wyposażenia Twojego mieszkania. Straceńcza, samopogrążająca misja “uratować Dagmarę”, więc cóż miało to znaczyć? 

“-Lecisz jak ćma do świecy (...). / -Wiem (...). / -I oparzysz się. / -Wiem. / -To może byś się, do cholery, jednak ogarnęła? (...) / -Powiedz to którejś ćmie.” 

Jest taka jak Ty. I spłonie tak samo. 

Jest taka linia, bardzo cienka, jak pojedynczy promień. Może lampa na progu? Latarnia? Ktoś, kto czeka? Albo szuka kogoś? Gubi się i znika. Wraca. Jest. Coś... czystego. Na tle tej całej mgły. To najlepszy opis smutku, jaki znam. I obecności. Nienachalnej. Może dalekiej. Ale mocnej i takiej, co prowadzi.” 

Pracujesz w barze, w którym stałaś się częścią patchworkowej rodziny. Podziwiasz każdego z jej poturbowanych przez los członków; wyrzutków, jacy z braku innych perspektyw, odnaleźli wspólny brzeg. I przybijają do niego ponownie wczoraj, dzisiaj i jutro. W końcu jesteś elementem całości - pocerowanej w nietypowy wzór, ale jednak ważkiej. Spopielony teatr codzienności. Jest trochę tak, jakbyście byli bohaterami kapitalnego dzieła kinematografii “O Północy w Paryżu”, ale równocześnie inaczej. Życie wszak ma dla Was kompletnie nieprzewidywalne plany i splecie rzeczywistości w nowy pattern. Będziesz jednym z jego włókien i może napiszesz na ten temat kabaret, tekst finezyjnego prozaika lub nawet wiersz. Choć udajesz, coraz silniej i zmyślniej, że nie tworzysz już poezji. Odkąd ten, którego uważałaś za pewne ramię, podczas gdy na zewnątrz ciemny sztorm, zniknął. Złożenia słów; nie - Ty nie piszesz już wierszy. Żadnych wierszy. Siebie na nowo. Misiek zmienia utwór na następną dyskotekową piosenkę, ale przywykłaś. Kwitujesz to leniwym, nawet trochę szczerym uśmiechem, łapiąc równocześnie wzrok pochylonego nad laptopem Szymona. Pracuje, pewnie tak. Albo zastanawia się, jaką melodyjną linię polecić Ci na bezsenną noc. Czy potrafisz się jeszcze zakochać? Chcesz? Ryfka wznosi oczy ku sufitowi, pewnie znowu pytając Boga o grzechy ciężkie i cięższe, ale przytula Cię jak najwierniejszy druh, kiedy zauważa Twój smutek. W cieniu zapaprotkowego stolika Kubuś, projektujący marzenie albo tylko nieziszczony sen. Nowa rodzina. Towarzysze z baru, zbiegli z płonącej sceny, jakiej kształt zmieniły upadające dekoracje. Ruina czy życie, które właśnie się odradza? Feniks. 

Zapomniałem jak smakują/Twoje sny/Prawda/Nie spaliśmy ze sobą/Może gdybym był/Bardziej/Pamiętałbym/Choćby zapach snów/Zamiast (...)” 

To zupełnie tak samo jak w pisaniu. Zaczynasz od samego cienia sceny, czasem zbitki słów. Jeśli to są właściwe słowa, poprowadzą Cię. Kontury wypełniają się kolorem. Postacie ożywają. Potem robią, co chcą. (...) Potem pewna... osoba pokazała mi, że to nie szkodzi. Nic. Teoria strun. Trącasz słowem lub dźwiękiem, a dalej każdy rezonuje sam. Wypełnia. Tym, co nosi w sobie.” 

Po książkach napisanych w duecie spodziewam się różnorakich machinacji, ale z pewnością nie tego, co Jolanta Holzer i Samuel Milewski uczynili w “Teście”. To nie jest bowiem zwyczajna powieść, a dokładnie to, czego poszukuję w literaturze i co sama staram się na jej temat tworzyć - oto najprawdziwsze halucynacje semantyczne. Dramatyczna opowieść o młodych ludziach, momentami podana w formie narracji obyczajowej, z każdą kolejną przewróconą stroną ewoluuje w literaturę piękną. Ten szczególny jej rodzaj, bo niekiedy płynnie przechodzący w krótkie teksty liryczne czy wstawki poetyckie. Trzeba nie lada zręczności, by z wielopłaszczyznowej narracji, podanej nieoczywiście - jako że przejmujący ją bohaterowie oznaczeni są przypisanymi do nich symbolami - oraz w licznych liniach czasowych, stworzyć porywającą i składającą się w jedną całość historię. A temu zdecydowanie zbyt mało znanemu duetowi autorów udało się to w stu procentach. Słowa wykreowanych postaci otulają czytelnika mgłą sennego, cennego uroku. Realistycznego, zasmucającego, trwożącego. Takiego, jaki uśmiecha i daje nadzieję, a przy tym przypomina istotną rzecz - iż niekiedy rodzinę tworzą te osoby, które wybierze się samemu. Równie dobrze mogą się nią stać niewzruszone latarnie; pokiereszowane jednostki z zapomnianego przez Boga i Szatana baru. Kim chcesz się otaczać na co dzień? To li Twoja wartość; wybór własny. “Test” to zaś skrajnie liryczna podróż, której odbycie gwarantuje niezapomniane doznania. Halucynantom semantycznym, kochankom liter przepływających w urzekające zdania i fanatykom wyższych form literackich.  9/10 - już nie mogę się doczekać przeżycia kontynuacji pod tytułem “Takie samo światło”. Czuję, że i ono spłonie, popieląc bezśmiertnie. 

“Nie dlatego, że mamy tajemnice. Dobrze wiesz, że można pytać o wszystko. I nigdy nie pytaliśmy zbyt wiele. Może kiedyś. Jeśli będzie jakieś kiedyś.” 

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)