Joanna Jax - Kolor zemsty - recenzja

by - 23:41:00


Pięćdziesiąta książka w dorobku literackim to określenie, jakie bezsprzecznie brzmi dumnie. Otóż ten właśnie tytuł albo raczej wzniosłą liczbę Joanna Jax podarowała swojej najnowszej propozycji czytelniczej pod tytułem “Kolor zemsty”. Czy namalowawszy słowami tak wiele barwnych narracji, spośród których większość to powieści historyczne, jest się już trzymającym wypracowanego scenariusza specjalistą w dziedzinie, doskonale zdającym sobie sprawę z tego, jak zafascynować odbiorcę i zyskać jego niepodzielną uwagę? A może raczej po stworzeniu nasuwającej na myśl wyraz podziw ilości fabuł odczuwa się już coś na kształt rutyny lub znużenia, jakie mimochodem czasem wypływa spośród zaczernionych tuszem stronic? Szczerze rzecz ująwszy, byłam niezmiernie ciekawa, czy będę miała okazję pochwalić Pisarkę ponownie - co uczyniłam w minionym roku, kiedy w moje opazurzone dłonie trafiły dwie porywające części cyklu “Czas zapomnienia”. Jaki okazał się finał tego jubileuszowego literackiego spotkania? Zanim rozwikłam zagadkę, lojalnie ostrzegam. Przed Tobą historia, której nie da się odłożyć przed poznaniem zakończenia. Taka, w jakiej bohaterowie toczą pozornie zwyczajne życie, choć tak naprawdę grają jego teatr. Przede wszystkim jednak (prawie) każdy z nich dokonuje wątpliwych moralnie wyborów a wiernie wyznawana przez postaci ideologia niekiedy jeży włos na głowie. “Kolor zemsty” przelewa się na czytającego całą paletą barw - lecz niewątpliwie dominuje szarość. I to ten jej rodzaj przechodzący płynnie i niezauważenie w czerń diabelskiej nocy... Ujawnionej za zasłoną wojny, kiedy na niepokojonych nalotami bombowymi i salwami z karabinów mieszkańców Warszawy opadają li niespokojne koszmary, miast ukojenia odnalezionego wśród ruin przeszłości. Tam, gdzie sam Szatan mówi: “dobranoc” - w samym piekle niepewnej codzienności.

“Z reguły to kobiety były romantyczkami, mężczyźni zaś byli twardzi i praktyczni. Tymczasem on zachowywał się jak średniowieczny trubadur, gdy jego małżonka więcej pasji wkładała w opowieści o ślepych kiszkach aniżeli o tym, co ich łączy.” 

Gdybyś miał przedstawić się jednym zdaniem, z pewnością postawiłbyś na proste i jakże (nie)stosowne: nazywam się Kajetan Stawiszyński i jestem zdeklarowanym komunistą. Ślepo wierzysz we wszystko, co sukcesywnie wkłada Ci się do murarskiej głowy i podążasz za niedoścignionymi ideałami. Precz z burżuazją, władza w ręce ludu pracującego! Ot i cała filozofia, która brzmi nęcąco dla klas średnich - piękną zaś pozostaje dla nich tylko w teorii. Nie czas na podobne rozważania, zresztą te winien uczynić wszechwiedzący narrator albo zmyślny odbiorca Twojej opowieści... Jest rok 1935 a Ty za obowiązkową krytykę rządu i stanie się jego oficjalnym wrogiem tkwisz uwięziony w Miejscu Odosobnienia w Berezie Kartuskiej, czyli obozie przymusowej pracy, do którego zesłała Cię, skądinąd słusznie, II RP. Szczęście początkującego wojującego sprawia, że to właśnie tam kształtujesz całą dalszą ścieżkę własnego życia, jaka powiedzie od złudnego szczęścia do największych tragedii i pragnienia dokonania za nie zemsty. Przez wiele miesięcy pomagasz osadzonemu wraz z Tobą, starszemu mężczyźnie, który okazuje się być osobą nader majętną. Z założenia powinieneś nim gardzić, ale powtarzasz sobie przecież, że przykładny komunista każdemu człowiekowi pomóc powinien. Pogląd ten powtórzysz zresztą jeszcze wiele lat później, a ów zastanawiający akt łaski akurat zaprocentuje w przyszłości. Już rok później odwiedzasz Tarkowskiego w okolicach Jabłonnej, gdzie tchu nie odbiera Ci bynajmniej kapiący eleganckim przepychem dworek ani wart fortunę obraz, jaki mimo Twoich protestów przyjaciel daje Ci w podzięce. Przy drugim końcu wystawnego stołu, tuż za rzędami sztućców, których nawet nie potrafisz użyć, siedzi najpiękniejsza niewiasta, jaką widziałeś. Przygarnięta przez wujostwo sierota, zupełnie tak jak Ty - to definitywnie przeznaczenie! Niemiejesz. Z opresji ratuje Cię Twój druh. Proponuje tej nieziemskiej istocie; kruchej i filigranowej, porcelanowej laleczce, by oprowadziła Cię po posiadłości. I tak oto poznajesz Weronikę, już niedługo Twoją żonę. Kobietę, jaka dopuściłaby się wszystkiego, byle uwolnić się od okrutnej ciotki... 

Przez całe spotkanie myślami błądziła gdzie indziej. Wciąż się zastanawiała, co powie jej ojciec, gdy się okaże, że ją okłamał. A kto wie, może oszukiwał ją przez całe życie. Zrozumiałaby to, zapewne nie odkrywał wszystkich kart ze swojej przeszłości dla jej dobra (...).” 

Rok 1965. Warszawa wygląda teraz zupełnie inaczej, powtarza czasem z roztargnieniem Twój ojciec, kiedy późnym wieczorem wraca z pracy. Dziś to wysoko postawiony urzędnik, zasłużony w szeregach wielu formacji, choć doświadczony przez życie, jak wnioskujesz po tym, co Ci opowiadał. Żyjesz w bańce jego kłamstw, ale o tym przekonasz się znacznie później. Kochasz jedynego krewnego, którego masz - wychowującego Cię od zawsze tatę. Choć nie podzielasz jego czerwonych poglądów, współczujesz mu przeżyć. KPP. Bereza Kartuska; stalag Görlitz, z jakiego uciekł tylko po to, by za chwilę trafić do Auschwitz. Ocalał cudem, konstatujesz smutno. Potem Gwardia Ludowa, Armia Ludowa; przeszedł zresztą - z dumą awansując - chyba wszystkie możliwe organizacje komunistyczne. Ciebie nie interesuje polityka, a coś zupełnie innego. Jesteś właśnie w trakcie pisania pracy magisterskiej, dotyczącej zrabowanych podczas II wojny światowej dzieł sztuki, kiedy w przetrząsanych archiwach znajdujesz coś, co burzy cały Twój dotychczasowy porządek świata. Tkwiąca przed Tobą fotografia przedstawia mającego zawadiacki uśmiech oficera w mundurze SS, który siedzi przy stole w Waszym dawnym mieszkaniu. Na ścianie za jego plecami wisi zaś rodzinna pamiątka - obraz, jaki Twój ojciec dostał w podzięce wiele lat wstecz od przyjaciela. Natychmiast biegniesz do taty, bo zapaliła się u Ciebie iskierka nadziei na to, że uda się Wam odzyskać cenne płótno z przeszłości, względem Twojej wiedzy będące zresztą w rękach rodziny od wielu lat. Okazuje się jednak, że... nie Waszej. Kajetan Stawiszyński studzi Twój zapał, po czym nabiera wody w usta. Ty z kolei, poświęcona misji poszukiwania skradzionych przez Niemców dóbr i zdeterminowana, postanawiasz zrobić wszystko, by dowiedzieć się, co tak naprawdę stało się ze słynną “Burzą” spod mistrzowskiego pędzla. Odsłaniając płótno zawieszone nad sztalugą, ujawnisz jednak szereg spiętrzonych, zatrważających tajemnic familijnych i odkryjesz niechciane prawdy o rodzicach...  

Choć “Kolor zemsty” klasyfikowany jest jako powieść historyczna, w moim odbiorze to narracja obyczajowa z wyraźnie wybrzmiewającą nutą romansu oraz wojennym tłem. Wiele płaszczyzn czasowych (1935-1947 i “współczesna”, czyli 1965 r.) z tak burzliwych dla dziejów Polski chwil rozgrywa się raczej pomiędzy bohaterami, aniżeli z szerszym zarysowaniem ówczesnych realiów. A skoro już o wykreowanych przez Jax sylwetkach, dochodzą one do głosu naprzemiennie, uzupełniając obraz wydarzeń. Kajetan Stawiszyński, jego żona Weronika i córka Julita opowiadają o wszystkim, co na przestrzeni czasów stało się ich udziałem, przemieniając spektakl w pełnowymiarowy dramat rodzinny. Na deser motyw zaginionego dzieła sztuki - coś, co w literaturze uwielbiam. Byłby to gotowy przepis na powieść subiektywnie niemalże idealną (preferuję, gdy tło historyczne odmalowane jest wierniej, bardziej bogato i barwnie, wszak jest w tym gatunku istotne; niejako odrębna postać), gdyby nie fakt, iż ani krzty sympatii nie wzbudziła u mnie żadna persona przewijająca się przez jej karty. Weronika to klasyczny przykład egoisty, który jakąkolwiek decyzję stawia w położeniu “i chciałabym i boję się, ciastko mieć oraz zjeść” a błędy kwituje bezuczuciowym “bywa”. Julita wydaje się nie posługiwać rozumem, mimo dobrego wykształcenia - co ojciec rzecze, tako rzecz święta. I do tego rozgrzany własną czerwonością do purpury Kajetan - przedstawiony jako wspierający innych, dobry człowiek i ojciec, który nie zrobił nic złego czynną działalnością w każdej możliwej komunistycznej bojówce. Ironicznym uśmiechem obdarzyłam tylko fakt, że sam nie zauważył tego, iż skończył dokładnie tak jak ci, którymi całe życie pogardzał. 😉 Polubiłam tylko, nawet bardzo, epizodyczną, choć mającą duży wpływ na dzieje głównych bohaterów, postać doktora Madalińskiego. Ten jeden zachowuje się jak pomny interesu narodu patriota i nie bacząc na ryzyko, wspiera walczących w podziemiu członków AK, którzy ucierpieli podczas tej czy innej tajnej misji. Czerwone (!) Gwardia Ludowa i Armia Ludowa przedstawione są jako... organizacje bohaterskie, które walczą z polskim okupantem - to jest tylko i wyłącznie Niemcami. Z opisów wychodzi na to, że przeprowadzały widowiskowe akcje dywersyjne dla dobra Polski (wliczając niemające nigdy miejsca odbijanie więźniów Pawiaka...), nigdy przeciw. O masakrach na własnych rodakach, na szkodę dzielnych żołnierzy Armii Krajowej czy zdradach okupionych krwią nie pada ani jedno słowo. Uważam, że powinno, bo jeśli po książkę sięgnie ktoś, kto jest za młody, by znać naszą historię lub po prostu ma na jej temat zbyt małą wiedzę, wyrobi sobie bardzo krzywdzący ogląd przeszłości. Taki rodem z ulotek propagandowych, bo bycie “czerwonym” według bohaterów jest powodem do dumy - wyznawaniem równości i sprawiedliwości... Ach, tak... Jest jeszcze mit dobrego Niemca, który obecnie ma swoją chwilę triumfu w polskiej literaturze. Nie chcę spojlerować, zatem zarysuję tylko kilka fabularnych niejasności. Ów major SS (a aby ten tytuł otrzymać, definitywnie trzeba się odpowiednio zasłużyć), mający pod sobą batalion ludzi (sztuk szacunkowo 800-1000), cechuje się gołębim sercem. W środku nocy wzywa kierowcę, by wieźć rodzącą znajomą do szpitala, chroni przed gestapo, uwalnia spod buta kata. Cóż... Choć jest nader inteligentny i przemieszcza się przydzielonym samochodem, pozwala się równocześnie niezauważenie śledzić nieopierzonemu, nieprzyzwyczajonemu do takich akcji, nastoletniemu chłystkowi na rowerze. (!) Przez wiele dni. Do tego w pewnym momencie wydarzenia stające się udziałem bohaterów tak się mnożą, że aż tworzą niemożliwą do wyobrażenia konstrukcję. Uważam, że opowieść znacznie zyskałaby na wygładzeniu, urealnieniu - może nawet uspokojeniu. Wymienione elementy fabularne stanowią dla mnie natomiast przekłamania historyczne, co przyznaję z wielką przykrością, jako że “Kolor zemsty miał ogromny potencjał - a został trochę przerysowany. Po raz pierwszy od dawna mam dylemat z oceną finalną. Sam pomysł - 9. Powodująca każdą z możliwych emocji kreacja bohaterów - 7. Wierność odmalowania rzeczywistego tła i jego złożoności... 2. Poglądy postaci i wynikające z nich przesłanie czy propagandowość musiałabym opatrzyć notą ujemną... Otwarte zakończenie - w tym wypadku jestem przeciw. Językowy sposób podania - świetny, bo idealnie przystający do opisywanych lat, 9. Sama gawęda przesadzona pod kątem realizmu (podobnie jak tytułowa zemsta), choć niezmiernie porywająca... Trudne się wylosowało, jak to mawia mój Brat. 😉 Niech będzie na szynach: 6/10 - a ja czekam na numer 51 i polecam 50 za nieodkładalność. 

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)