Marcin Okoniewski - Lato dni ostatnich - recenzja

by - 16:42:00

Koniec znanego do tej pory świata - ponoć każdy ma swój własny, a w lwiej części przypadków przygotowanie się na jego nadejście jest niemożliwe. Apokaliptyczne wizje zupełnie odmiennej przyszłości stały się zaczątkiem dla wielu historii. Te gorsze, najczęściej słabo opracowane, koncentrowały się wokół inwazji zombie, obcych czy uderzenia nie wiadomo gdzie powstałych asteroid, nagle materializujących się na Ziemi i obracających ją w perzynę. Niektóre ludzie snuli sami - mianując epidemię grypy pandemią czy głosząc, że świat płonie. Najlepsze opowieści spisali zaś autorzy, którzy w swoich katastroficznych wizjach skupili się na odpowiednio finezyjnie-fantazyjnej kreacji nowej rzeczywistości, stworzonej w realistyczny sposób oraz emocjach zawiadujących bohaterami w chwili najwyższej próby. To właśnie do nich zalicza się debiutancka książka Marcina Okoniewskiego, zatytułowana “Lato dni ostatnich”, już na dzień dobry urzekająca mnie szykiem przestawnym. Niech nie zwiedzie Cię w żaden sposób sielska i utrzymana w pogodnym stylu oraz wręcz bajkowej kolorystyce okładka - to bowiem trzymający w napięciu thriller z elementami powieści obyczajowej oraz post-apo. Niepozorna oprawa graficzna skrywa za sobą porywającą narrację i cały sztafaż oryginalnie odmalowanych bohaterów, a przy tym doskonale obrazuje część moich ulubionych książkowych motywów: efektu skrzydeł motyla, tudzież domina, psychologii tłumu, determinizmu oraz bardzo tragicznej wersji “co by było, gdyby...”. Na domiar niezwykle satysfakcjonującego, odniosłam wrażenie, że... jeden z rozdziałów - a mamy tutaj do czynienia z opowieścią snutą po kolei przez różne postaci – powstał na bazie cenionego przeze mnie utworu Pezeta, czyli zapewne znanego Ci “Gdyby miało nie być jutra...”. Może doszukuję się w literaturze osobistych analogii, ale czyż nie na tym polega właśnie jej urok; odkrywać skrawki siebie na kartach kolejnych słownych wyobrażeń? 

Jakby jutra miało nie być. 

 Jakby zatrzymał się czas. Jakby wszystko na zawsze miało zostać po staremu. To odbierało wolność. Człowiek czuł się jak aktor w telenoweli, jak element scenografii miasteczka. (...) Zaburzenie rutyny ludziom, którzy od lat działają według jednego schematu, może być katastrofalne w skutkach.” 

Małe miasteczko ze starszą populacją, ciche uliczki i zakurzony świat ksiąg. Odwiedzana przez nielicznych biblioteka; miejsce spokoju i okazyjnej wymiany plotek. Spoglądasz przez okno – nie dnieje, a ciemnieje. Dziś już raczej nikt nie przyjdzie niczego oddać ani wypożyczyć. W zadumie przyglądasz się znanym wszystkim miłośnikom mocnych, choć niekoniecznie jakościowo dobrych trunków. Jeden śpi na ławce, drugi zmierza w jej kierunku tanecznym chodem w stylu “idę czy nie idę?”, co przywodzi Ci na myśl nieżyjącego już męża. Był dokładnie taki sam, ale naturalnie utrzymywał, że nie ma żadnego problemu z napojami wyskokowymi. Z powodu jego chwiejnych nastrojów oraz bolesnej obserwacji transformacji kochanego mężczyzny w myślące tylko o soku z gumijagód widmo, sama nigdy nie wzięłaś alkoholu do ust. Wiedziona jakimś dziwnym impulsem, postanawiasz to zmienić; raz zaburzyć postrzeganie jaźni, aby przekonać się, o co tyle szumu. Nawet kot patrzy na Ciebie z politowaniem, kiedy następnego dnia zwracasz śniadanie i w wieku zacnych sześćdziesięciu lat przeżywasz (ale co to za życie?) pierwszego kaca. W nastroju gorszym niż minorowy, otwierasz bibliotekę więcej niż spóźniona. I wtedy właśnie, tego wartego zapomnienia, choć i zapamiętania dnia, otrzymujesz faks, który zmieni życie wszystkich okolicznych mieszkańców. W oczy rzucają Ci się słowa “śmiertelne zagrożenie” oraz “przymusowa izolacja”. Czyżby jakiś niewybredny żart? A może wreszcie nastał koniec świata, o którym od wieków grzmią z najróżniejszych ambon? Kawał czy nie – nie możesz zachować tego tylko dla siebie. Bo co, jeżeli te zdania to rzeczywiste ostrzeżenie a właśnie Tobie została zlecona misja odwrócenia biegu wydarzeń? Podnosisz telefon i zaniepokojona, układając właśnie w głowie plany zrobienia zapasów, których nie powstydziłby się żaden miłośnik survivalu, wybierasz numer burmistrza... 

“Za dużo przeczytała książek, żeby uznać to wszystko za przypadek. Wierzyła w istnienie jakiejś siły wyższej, która nadaje ludziom misję w życiu.” 

Zmęczyło Cię wieczne bycie na służbie, wiążące się z zagrożeniem i bardzo relatywnym szacunkiem. Jako młody mężczyzna zdobyłeś podstępem upragnioną kobietę, którą całe życie uważałeś za zbyt dobrą dla kogoś takiego jak Ty. Zdeterminowanego policjanta, później z konieczności zomowca, a na koniec stetryczałego marudy, wlokącego się bez wigoru na posterunek, w którym zawiadujesz... nie wiadomo czym, bo przecież nic się tutaj nie dzieje. Masz ochotę wszystko rzucić i chociaż emeryturę poświęcić w pełni tej, jaka trwała przy Tobie pomimo zmiennych okoliczności. Jedziesz do domu; musisz, musisz jak najszybciej jej o tym powiedzieć. Za chwilę światło zmieni się na zielone; a może skręcić jeszcze po kwiaty? Podejmujesz, wydawałoby się losową, decyzję, ale wtedy... 

Ich osie czasu przecięły się w krytycznym punkcie i zakończyły swój bieg.” 

Pezet – Gdyby miało nie być jutra (przytaczam większą ilość wersów, ponieważ mam nieodparte wrażenie, że opisany poniżej bohater postępuje według scenariusza z tego utworu): “Gdyby miało nie być jutra, kupiłbym 45-tkę, naładował magazynek i za****ł komuś portfel, zgarnął cały hajs, jaki miał na koncie i wyjechał nową Carrerą z salonu Porsche. Kupił dwa bilety na Majorkę albo do Meksyku, ale wcześniej bym od*** kilku typów i patrząc jak pociski rozrywają im aorty, uśmiechnął się (...). i walnąłbym kilka Danielsów z lodem – c**j z prawem jazdy i c**j z tym samochodem. (...) Wziąłbym łyka i o nic nie pytał; pocałowałbym Cię w usta, by poczuć smak życia. Odwrócił się, przyłożył sobie lufę do skroni... Gdyby miało nie być jutra tak właśnie bym zrobił.” ♪ 

Mika ciągle z pięknym nosem w grach komputerowych, Ty zajmujący się szemranymi zleceniami. Łączą Was szalone uczucie i pasujące do niego życie - pełne ekstazy, odlotów i zwichrowań. Po jednym z nich całujesz ją czule w usta i udajesz się do miasta, by nabyć ulubione przekąski. Faza wyższa, animusz w postaci broni w kieszeni; nagle przed Tobą wymarzona maszyna, istne dzieło motoryzacji. Gdyby miało nie być jutra... 

jeszcze stara plotkara, zmyślny przedsiębiorca lichwiarz, spanikowany burmistrz, ksiądz tak oddany swej misji, jakich ciężko ze świecą szukać czy dwójka sekciarzy, zbierających swoje żniwo. Dwie siostry, spośród których jedna po tragedii praktycznie straciła głos. I inne postaci – a dla każdej z nich odmienny koniec świata. Ale najpierw... lato dni ostatnich. 

“(...) był świadkiem niektórych z tych wydarzeń, a o pozostałych dowiedział się od ludzi. Nie musiał pytać. Ci zapominali o swoim przegranym życiu, kiedy mogli się pastwić nad innymi.” 

Podwójne zmylenie zmyślnego przeciwnika: sielsko-anielska okładka i prolog opowiedziany przez... drzewo, przemawiające na dodatek językiem wieków. Chwilę później przejęcie narracji przez kolejnych mieszkańców wsi; wszystkich radzących sobie z zapowiadanym Armagedonem na najróżniejsze sposoby. Jedni poddają się panice, inni wpadają w stupor, kolejni czynią prędki rozrachunek z życiem, a pozostałe w nim chwile spędzają najbardziej beztrosko, jak to tylko możliwe. Wszystkie postaci łączy zaś wizja rychłej zagłady oraz... dopełnianie swojego przeznaczenia, udowadniającego po raz wtóry przewrotnie, że jeśli zaplanowało ono dla Ciebie znalezienie się w punkcie A, to w końcu, niezależnie jak krętymi ścieżkami, i tak do niego trafisz. Wolna od wad warstwa językowa, naprzemiennie wielopłaszczyznowa narracja oraz fabuła, z jaką jeszcze nie miałam przyjemności się zetknąć przy takiej liczbie wielowymiarowych postaci całość sprawia, że od “Lata dni ostatnich” Okoniewskiego nie można oderwać się choćby na chwilę. Zastrzeżenia mam tylko odnośnie zakończenia - bo jak, do licha mocy najczarniejszych, można przerwać opowieść w tak trwożąco kulminacyjnym punkcie? Wielka szkoda, że historia zatrzymała się akurat w tej chwili, bo niepokojąco przypominająca sektę osada powstała pod wsią była dla mnie najmniej zajmującym punktem. Mam nadzieję rychło wrócić czytanymi słowy do tego małego miasteczka, w którym dzieje się jak w kosmicznie alternatywnej przestrzeni. WIĘCEJ. TAKICH. DEBIUTÓW. Bardzo, bardzo solidne 9/10. 

Jestem dobrym obserwatorem i słuchaczem. W końcu robiłem to przez całe swoje życie. (...) Nie ukryło się przede mną nawet to, co szeptem przekazywane było w ukryciu. Wydawało mi się, że znam tutaj wszystkich i o każdym mogę coś powiedzieć, ale wtedy… Wtedy nadeszło lato dni ostatnich. Lato, które chciałbym zapomnieć.” 

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)