George Orwell - Na dnie w Paryżu i w Londynie - recenzja

by - 18:20:00

„W hotelu mieszkali dziwni osobnicy. Paryskie dzielnice slumsów wabią takich ludzi – ludzi, którzy zostali dotknięci samotnością i na wpół popadli w obłęd; którzy już nawet przestali udawać, iż są normalni czy też przyzwoici.”

Czyż to nie jest piękny paradoks, że jedna z najpiękniej wydanych w Polsce książek traktuje o… biedzie? Choć „Na dnie w Paryżu i w Londynie” przykuwa uwagę przede wszystkim pozłotą, stworzoną przez Świat Książki dla edycji specjalnej, zawartość jest równie atrakcyjna. A może – dzięki komicznemu przedstawieniu na wskroś życiowych sytuacji – nawet lepsza. Powieść Georga Orwella, którego cenię, odkąd jeszcze jako dziecko pokochałam „Folwark zwierzęcy”, przenosi do Paryża XX wieku, stanowiącego tak wówczas, jak i obecnie świat ogromnych kontrastów. Po jednej stronie jego urokliwych uliczek przechadzają się elegancko odziani gentlemani, trzymający pod ramię wystrojone damy. Tu i ówdzie przejeżdża dorożka, którą bogacze mogą dostać się na obiad w jednej z licznych, drogich restauracji. Po drugiej stronie wolnym krokiem drepczą nędzarze – w podartych łachmanach, z brzuchami burczącymi z głodu, wypatrując tęsknie pozostawionych gdzieś resztek lub nieśmiało wyciągając rękę po datek, którego najczęściej i tak nie otrzymują. Francuskie dnie nie mijają im na spacerach i podziwianiu bajecznych widoków – a walce o przetrwanie za nędzne kilka groszy, które udaje im się wyżebrać lub znaleźć. Jak jednak pokazuje rzeczywistość, a także fabuła „Na dnie w Paryżu i w Londynie”, Los ma to do siebie, że jest bardzo przewrotny. Karta szczęścia lubi się odwracać, fortuna toczy się kołem (pod kołem to pojąłem), a awers monety przemienia się w rewers. Trzeba jedynie umieć to dostrzec i wykorzystać okazję, we wszystkim tym… nie tracąc nadziei, ani dobrego humoru. Raz – nie zawsze, dwa razy nie wciąż…

 

„Tak więc mieszkałem w Paryżu, a opisane przeze mnie wydarzenia miały miejsce mniej więcej u schyłku jesieni 1929 roku.”

Gwarną francuską uliczką przechadzają się mieszkańcy okolicznych hoteli. Można by się spodziewać, że to samo dystyngowane towarzystwo – choć w istocie jest wręcz przeciwnie. Praczka biegnie do swojej pracy, ledwo taszcząc ze sobą ogromny kosz odzieży. Pucybut wypatruje jakiegokolwiek klienta, którego razić będzie pyłek na zupełnie nowych butach. Żaden jeszcze się nie zjawił – poza tym, który twierdził, że za usługę takiego łachudry tyle nie zapłaci. Z pobliskiej piekarni da się posłyszeć nawoływanie piekarza, który reklamuje najlepsze bagietki w całym Paryżu. Może i faktycznie takie są – wszakże zaczął je przygotowywać o czwartej nad ranem. Chciałbyś przekonać się o tym osobiście, ale nie stać Cię na tak wykwintny smakołyk. Z groszami, które pozostały Ci przy duszy, możesz pozwolić sobie jedynie na kawałek czerstwego chleba i kartofle. Można powiedzieć, że sam tego chciałeś – samodzielnie zgotowałeś sobie los biedaka, przybywszy z Anglii do Francji w poszukiwaniu lukratywnego zajęcia dla pisarza. Marzyło Ci się wydawać powieść za powieścią, a przy tym pisywać dla największych czasopism. Przecież talentu odmówić Ci nie można. O cóż więc chodzi? Dlaczego nikt nie chce Cię przyjąć? Tak oto wylądowałeś w jednym z tych rozpadających się budynków, dumnie zwanym hotelem, w którym więcej jest pluskiew niż gości. Ścianki z dykty, wszechobecne robactwo, brud, smród i ubóstwo – oto prawdziwe królestwo dla autora. Wielu na Twoim miejscu pewnie zdążyłoby się załamać lub kilkukrotnie wypróbować pływackie umiejętności w Sekwanie, jednak Ty taki nie jesteś. Zdeterminowany, by w końcu stać się kimś wielkim, imasz się najróżniejszych zajęć, aby najpierw po prostu przetrwać. Sprzedajesz pozostałe Ci resztki dobrej odzieży, zostawiając kilka podartych szmat. Próbujesz szczęścia jako tragarz i pomywacz, poznając przy okazji całą plejadę barwnych francuskich postaci – od uroczo komicznych po komiczne tragicznie. W końcu nawiązujesz ponowną znajomość z byłym pułkownikiem z Rosji – Borysem. I ta dopiero nadaje Twojej „karierze” rozpędu; wariackości, której zdecydowanie się nie spodziewałeś. Może jednak lepiej było pokornie wrócić do rodzimego kraju, albo dalej tłuc dziurawym papciem owady i próbować wymyśleć, co tu z sobą począć…

„Sekunda ekstazy, a potem? – popiół, jałowość, pustka.”

Borys jako rodowity Rosjanin jest zdecydowanie przedsiębiorczy – wszakże na kartofle być nie musi, ale już brak wódki mógłby okazać się śmiertelny. Stan większego lub jeszcze większego upojenia przynosi mu zresztą korzyści – kiedy się w nim znajduje (a warto zauważyć, że znajduje się w nim stale), przychodzą mu do głowy najlepsze (jego zdaniem) pomysły na biznes. Z braku sensowniejszych perspektyw towarzyszysz mu w ich gorszej albo jeszcze nędzniejszej realizacji. I tak, najpierw próbujecie wyłudzić pieniądze od jego rozlicznych kochanek (liczba rzekomo przekraczająca dwieście, choć odpowiada tylko jedna; reszta pewnie miała krótką pamięć), później wstąpić do tajnego stowarzyszenia (tak tajnego, że znika, jak tylko uiścicie wpisowe – godna podziwu konspiracja!), a następnie zacząć parać się rozbojami. Ostatnia idea upada, kiedy (podejrzanie wcześnie tej nocy) kończy się pędzony bimber. Skoro podlewanie chęci (by urosły) okazało się niewykonalne, pora przejść do czynów. W końcu bardzo ślepy los nieco Wam pomaga i – jak na prawdziwego aspirującego twórcę bestsellerów przystało – możesz rozpocząć karierę jako przynieś/wynieś/pozamiataj w podłej restauracji. Cóż. W końcu każdy od czegoś zaczynał. Niektórzy na przykład od podania arszeniku na srebrnej tacy. Inni od oberwania tą tacą w dawno niemyty łeb. Zdecydowanie kłamał ten, który twierdził, że wszystkim po równo. Chociaż może właśnie dlatego tak ciekawy jest ten świat – tak londyński, jak i paryskiej socjety? Jak śpiewał Aznavour: „La Bohème, la Bohème - dziś można tylko o tym śnić / La Bohème, la Bohème – te słowa dziś nie znaczą nic”; sen wcale nie musi być piękny. Wystarczy, by był barwny, aby pociągać.

„Dotąd nie zaprzątałeś sobie głowy biedą – jest ona czymś, czego się obawiałeś przez całe życie, czymś, co, jak oczekiwałeś, spadnie na Ciebie prędzej czy później, a jednak, gdy to nastąpi, okazuje się, że bieda jest stanem krańcowo i prozaicznie odmiennym od tego, czego się spodziewałeś.”

George Orwell zalicza się do grona moich ulubionych autorów przede wszystkim dlatego, że przedstawione przez niego z ogromną swadą w powieściach wydarzenia nacechowane są duzą ilością inteligentnego humoru. Niekiedy karykaturalni bohaterowie sprawiają, że wykreowane historie zyskują elementy satyry – podanej na drogiej, choć pordzewiałej tu i ówdzie tacy. Tak jak to często bywa w prawdziwym życiu: jeżeli śmiech, to przez łzy. „Na dnie w Paryżu i w Londynie” momentami uśmiecha, jednak jest to wygięcie ust jak po zjedzeniu kwaśnych żelków lub czegoś słodko-gorzkiego. Komiczne perypetie zarówno głównych, jak i pobocznych postaci ukazują prawdziwe odcienie życia, które przypomina raczej sinusoidę, aniżeli idealnie prostą linię. Ta wzorowana na rzeczywistych losach Autora narracja gwarantuje doskonałą rozrywkę, ale także w odpowiednich momentach skłania do myślenia i ukazuje, że jeżeli kiedykolwiek zastanawiałeś się nad tym, jakby to było być skrajnie biednym, to i tak Twoje wyobrażenia znacznie rozminęłyby się ze smutną, chwilami przerażającą rzeczywistością. Ubóstwo, tak często występujące i niby przez to rozumiane, jest o wiele straszniejsze niż mogłoby się wydawać. Orwell jednak – jak to Orwell – a czasem również jak i Neron, patrzący na płonący Rzym – ukazuje je w krzywym zwierciadle, pokazując, że… nawet gorejąc, można się uśmiechać. Bezzębnie, ale wciąż uśmiechać.

PS Ciężko jest mi oceniać klasykę, bowiem próżno szukać w niej niedoskonałości. Tej historii, kojarzącej mi się momentami z uwielbianym filmem „O północy w Paryżu”, przyznaję 9/10 punktów – zaznaczając jednak, że oczko w ocenie należne jest za zjawiskowe wydanie, za które dziękuję Wydawnictwu Świat Książki. Perła w koronie kolekcji książek, choć… może tylko przypominające cyrkonię oczko?

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)