Lisa Childs - Ucieczka - recenzja

by - 18:40:00

„Musiała uciekać. Wiedziała, że jeśli nie ucieknie, to skończy jak one wszystkie. Straci życie. Albo jeszcze gorzej.”

Na ramiona opadają Ci białe płatki śniegu. Wirują ku Tobie z zasnutego granatowo-szarymi chmurami nieba i znikają, kiedy tylko zetkną się z Twoim, nieodpowiednio jak na tę pogodę ubranym, ciałem. Nie zauważasz tego. Nie do końca zarejestrowałaś nawet, że porzuciłaś samochód przed bramą, nie zaciągnąwszy ręcznego. Nie zadbałaś o to, by nie blokował przejazdu innym autom. Uderzasz zziębniętymi rękoma w interkom, który milczy – raz za razem, choć nie przynosi to żadnego efektu. „Nie została Pani wpisana na listę oczekujących.” Zdzierając gardło do bezosobowego okienka domofonu, uzyskałaś tylko tę jedną odpowiedź, po której nastała bezlitosna cisza. Zaciskasz dłonie na wysokich kratach, otaczających ten owiany złą sławą ośrodek, znajdujący się na wyspie u wybrzeży stanu Maine, szarpiąc za nie, jak gdyby miało to moc sprawić, że brama się otworzy. Poprzysięgasz sobie dostać się na teren Halycon Hall choćby nie wiem co – i to już, zaraz, natychmiast. Za wszelką cenę. Cóż innego miałabyś zrobić po rozpaczliwym telefonie, który otrzymałaś od siostry, jak tylko pospieszyć jej na ratunek i wydostać ją z tego piekielnego miejsca? Tak postępuje prawdziwa rodzina. Pędzi na złamanie karku nieść Ci pomoc, nawet jeśli po drodze sama narazi się na niebezpieczeństwo; być może śmiertelne. Uratujesz małą Genevieve zawsze, kiedy zajdzie taka potrzeba. Nawet, jeżeli nie jest już taka malutka – wszak za chwilę osiągnie pełnoletniość. Nawet, jeżeli wcale nie znajduje się w opresji. Nawet, jeżeli… tak naprawdę nie jest Twoją siostrą.

„Pośród tych ścian dusze nie mogą zaznać spokoju i mówią głośno. O straszliwej historii dworu (…).”

Dlaczego właściwie Wasza matka zdecydowała się na pozostawienie siedemnastoletniej Genevieve w zamkniętym ośrodku, rzekomo mającym za zadanie odnowę zdrowia psychicznego swoich kuracjuszy? Czyżby zbuntowana córka po raz kolejny była jej kulą u nogi w trakcie egzotycznych wakacji ze znacznie młodszym kochankiem? Smutny, choć prawdziwy fakt byłby taki, że przecież… coś takiego nie zdarzyło się pierwszy raz. To norma u kogoś, dla kogo istnieje na tym świecie tylko jedna ważna osoba: ona sama. Mama i jej problemy. Mama i jej miłości. Mama i jej zauroczenia. Mama i jej wyjazdy. Choć… czy właściwie na pewno mama? Tego rodzaju rozterki pozostawiasz sobie jednak na później – lub na święte nigdy, bo roztrząsałaś je już tak wiele razy, że szkoda dla nich nawet jednej sekundy więcej. Dlaczego, u diabła, ta pozbawiona wyższych uczuć kobieta, po raz kolejny odseparowała Cię od siostry? Jak to w ogóle możliwe, że zamiast powierzyć ją Twojej pieczy, oddała ją do zamkniętego ośrodka, za murami którego nie wiadomo co się z nią dzieje? Póki co, masz jedynie świadomość, iż jest to coś złego. Inaczej Genevieve nie zdzwoniłaby z gorączkową prośbą o ratunek. Jak masz to ustalić, skoro nawet nie chcą Cię wpuścić za bramę tego przeklętego domiszcza? I… hej, czy tam w wysokich krzewach właśnie zamajaczył jakiś podglądający Twoje poczynania cień? Co to za miejsce? Przeklęte? A może to tylko kojoty wyją w oddali…

„Wzniesiona z kamienia posiadłość i przynależne jej budynki nigdy nie uciekną od swojej przeszłości. Z Bainesworth Manor nikt nigdy nie zdołał uciec tak do końca.”

Osiągnięcie sukcesu oznacza brak gorączkowych poczynań przy jednoczesnym ustaleniu przemyślanego planu działania. Oddychaj. Jesteś terapeutką i doskonale wiesz, co powinnaś teraz zrobić. Wracasz do samochodu, podkręcasz ogrzewanie i powoli kierujesz się do miasteczka. Masz nadzieję, że ktoś tam żyjący pomoże Ci ustalić w jaki sposób dostać się do Halycon Hall i wypisać stamtąd swoją siostrę. Przecież to niemożliwe, aby w XXI wieku istniał zamknięty ośrodek, w którym można ot tak uwięzić młodą kobietę i… pozwolić z nią wyczyniać nie wiadomo co. Kilka wdechów później udaje Ci się przegnać sprzed oczu wizje średniowiecznych tortur, elektrod i lobotomii. Tym najchętniej czasem poddałabyś Waszą matkę, ale na to przyjdzie inna pora. Karma is a… OK. Stop. W pobliskiej mieścinie na pewno jest jakiś szeryf, który ma obowiązek Ci pomóc, prawda? No chyba, że rojące się wizje spiskowe w Twej głowie mają słuszność, i ten jest z nimi w zmowie. Ochłoń. Przecież jedziesz po oblodzonej drodze. Samochód straci przyczepność i… Pirs. Ostatnie, co zauważasz przed utratą przytomności, to okolony ziemią skutą lodem pirs.

„Czy zatem możliwe, że dała się tu zwabić? Że wcale nie chodzi o posadę? Że czeka ją tu śmierć?”

A potem te oczy. Oszroniona tafla jeziora, wyzuta z barw. Oczy, w które ostatni raz spojrzałaś kilkanaście lat temu. Oczy, widziane co noc w koszmarach, powodujących u Ciebie zawsze ten sam, paniczny krzyk. Oczy z przeszłości. Oczy, których nie spodziewałaś się więcej ujrzeć. Nie chciałaś. Jego oczy. Tylko co miałby tutaj robić właśnie on? Kim są dwie pochylające się nad Tobą kobiety, spośród których jedna majaczy coś o nawiedzonym dworze? Gdzie jest Twoja siostra i co dzieje się za naznaczonymi grzechami z dawnych lat murami zamkniętego ośrodka? Przecież to nie szpital dla obłąkanych, ani dom pełen zjaw. Prawda? Co ujrzysz, kiedy popęka kra? To tylko… taniec pingwina na szkle.

„Wróciłyby duchy sprzed lat. Te wszystkie straszne historie znów rozbrzmiałyby z pełną mocą.”

Mała wysepka gdzieś na skraju świata. Było. Nieprzystępni mieszkańcy pobliskiej wioski. To już było. Zamknięty ośrodek, w którym najczęściej kobietom dostają się w prezencie iście dantejskie sceny – to tym bardziej już było. A jednak, tworząc sobie na własne życzenie tego rodzaju dość często spotykane w mrocznych książkach okoliczności, Lisa Childs wykreowała fabularną scenerię, z której ani na sekundę nie można się uwolnić. To talent, by tym, co grane już wielokrotnie, zaprezentować widzowi w postaci czytelnika nieznaną wcześniej sztukę. Atmosfera grozy, którą potęguje zimowa, samotna i cicha – nie licząc złowieszczego wycia kojotów – aura, przenosi się na czytającego już z kilku pierwszych stron. Wielość cenionych przez thrilleromaniaków motywów nakłada się na siebie, tworząc zgrabne igloo – warstwową budowlę, w której próżno szukać jakiegokolwiek niepasującego elementu. Zastrzeżenie mam tylko jedno: niewielkie. Atmosfera grozy momentami była budowana aż tak dobrze, że… nieco na wyrost, zważywszy na finalną scenę. To jednak niesnaska; wszak oczekiwania zawsze przerosną rzeczywistość. Końcowa intryga okazuje się jednak całkowicie nieprzewidywalna, uświadamiając czytającemu, że właśnie sięgnął po książkę, będącą doskonałą rozrywką na wieczór pełen wrażeń. Najlepiej taki upalny, kiedy to rozgrywające się w śnieżnym otoczeniu plot twisty są jeszcze przyjemniejsze, a Ty zastanowisz się czy… prościej uwierzyć w zbrodnię człowieka, ducha czy nawiedzony dwór. A może, ale tylko może, po prostu czasem pingwin nie powinien tańczyć na szkle. 7/10

„Oto znalazła swoją historię! I to jaką! Może i będzie niebezpiecznie, ale to jej przecież nigdy dotąd nie powstrzymało – i teraz też jej nie powstrzyma.”

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)