Joanna Mroczkowska - Smak brzoskwini - recenzja

by - 13:18:00

„Czy chcesz teraz rozpocząć pełną synchronizację z Twoim systemem nerwowym i konfigurację urządzenia?”

Uwaga! 🔥 Jak wiesz, rzadko przykuwam wzrok w ten sposób, ale tym razem nie mogłam się przed tym powstrzymać. Wszystko z prostego powodu – chciałabym, żebyś zwrócił uwagę na powieść, którą zrecenzuję w tym poście. „Smak brzoskwini” jest bowiem najlepszą książką z pogranicza post-apo, fantasy i science-fiction (w dodatku z dawką dobrego humoru), jaką przeczytałam w ostatnim czasie. Jeśli miałbyś sięgnąć po tylko jedną magiczną propozycję w tym roku, niech to będzie właśnie ta; pełna dynamicznej akcji, skryta za piękną okładką, historia o zupełnie innym świecie. Rzeczywistości, która… kiedyś stanie się realna. Być może szybciej niż myślisz.

„Musiała się pogodzić z tym, że nie miała już do czego wracać. Jej marzenia, cele, dotychczasowe życie i świat, który znała – wszystko przepadło.”

Wyobraź sobie, że… zostałaś zahibernowana i wybudzona ze snu po pięciuset latach. Czy po upływie kilku dekad uda Ci się odnaleźć w otaczającym Cię świecie? Jaki przybrał on kształt po tak długim czasie Twojej nieobecności? Co się stało ze wszystkimi, których kochałaś? Co z życiem, które wcześniej wiodłaś i celami, do których dążyłaś? I jak, jak do diaska, to się stało, że zostałaś uśpiona na tyle czasu? Czy to w ogóle możliwe, czy też śnisz właśnie sen wariata? Aby wszystko zrozumieć, musisz cofnąć się do roku 2135 – tego, z którego zostałaś podstępnie wykradziona…

„Ten nasz świat jest tylko pozornie idealny, ale lepszego nie ma i nigdy nie będzie. Zawsze jakaś siła sprawi, że sytuacja nie będzie idealna.”

Życie w Varsie, która kiedyś była Warszawą, jest dla Ciebie coraz bardziej uciążliwe. Wszechobecny ścisk, dym i smog dają Ci się we znaki, podobnie jak brak jakiejkolwiek fauny i flory, które mogłyby cieszyć oko. Mieszkasz w klitce, wciąż spłacając zaciągnięty kredyt studencki i próbujesz zyskać stały angaż w jedynej liczącej się w rządzącej Wielkiej Konfederacji stacji medialnej jako dziennikarka śledcza. Aby było to możliwe, musisz jednak znaleźć gorący temat, który przyniesie Ci sławę. Wieczory codziennie spędzasz więc tak samo. Wchodzisz do mieszkania, sterowanego przez sztuczną inteligencję i prosisz ją o włączenie Internetu, przeczesywanego od wielu dni w poszukiwaniu najciekawszych informacji, które pozwolą Ci na napisanie artykułu, który chwyci. Zadania nie ułatwiają Ci przestarzałe sprzęty – choć dla nas ultranowoczesne, dla Waszego pokolenia będące przeżytkiem. Znużona bezowocnymi poszukiwaniami, włączasz filmik, który nie ma żadnych wyświetleń – ot, zabawną rolkę o psie, która ma trochę Cię odprężyć. Jakież wielkie jest Twoje zdziwienie, kiedy po krótkim nagraniu obraz przekształca się w wypowiedź naukowca, traktującą o prowadzonym tajnie projekcie związanym z długowiecznością. I kiedy już, już akurat ma wyjawić największe, ukrywane przez rząd tajemnice… połączenie z siecią zostaje zerwane. Prowadzący Twoje mieszkanie robot diagnozuje, że sprzęt uległ awarii, a szanse na jego naprawę są nikłe. Nie zwykłaś jednak się poddawać, dlatego udajesz się do zaufanego serwisu komputerowego. Misja naprawcza kończy się fiaskiem, zatem zdołowana jeszcze bardziej niż wcześniej, wracasz do smętnej klitki. Ostatnie, co czujesz przed utratą przytomności, to dziwne ukłucie igły w szyję…

„Przezroczyste korytarze wiły się we wszystkie strony. Bez końca. Niektóre znikały i pojawiały się w innych miejscach. Zakręciło jej się w głowie, gdy zorientowała się, że nie ma tu żadnej podłogi.”

A potem budzisz się w tajemniczej bazie i odkrywasz, że minęło 500 lat. Świat, który znałaś, przestał istnieć. Miejsce, w którym się ocknęłaś, ulegnie zniszczeniu za dokładnie 60 minut. Rozpoczyna się gorączkowe odliczanie. Musisz wydostać się z niego jak najszybciej, po drodze naprędce zaznajamiając się z najnowocześniejszymi technologiami, których nie widziałaś nigdy wcześniej. Nie masz czasu do namysłu; jeżeli chcesz przeżyć, musisz wybiec w nieznaną rzeczywistość i… nie dać się zabić. Może to być trudne, zważywszy na fakt, że na jej powierzchni czekają nienawidzące Cię z niewiadomego powodu społeczeństwo, uzbrojona gwardia i… cesarz, który składa Ci propozycję nie do odrzucenia, zupełnie na wzór pewnego mafijnego bossa z kina sprzed wielu wieków. Czy uda Ci się przetrwać i przy okazji ocalić świat przed kolejną zagładą?

„Co jest takiego fajnego w wieczności? Życie traci sens, smak, staje się nudne i powtarzalne.”

Jako fanka trylogii „Wszechświaty”, „Nowa Ewa”, książek Guillaume’a Musso czy filmu „Adjustment Bureau”, uwielbiam historie o alternatywnych rzeczywistościach i katastroficznych obrazach przyszłości. Nie spodziewałam się jednak zupełnie, że właśnie taką fabułę znajdę za piękną, choć niepozorną okładką „Smaku brzoskwini”. Tytułowy owoc, okazujący się kluczem do długowieczności, mami w powieści swą słodyczą – i wcale nie musi długo dojrzewać, aby to uczynić. Książka wciąga bowiem już od pierwszej strony, porywając czytelnika w wir wydarzeń i nie wypuszcza go z robotycznych objęć przed poznaniem zakończenia. Katastrofy klimatyczne, sztuczna inteligencja, mająca coraz większy wpływ na społeczeństwo, czyhające wszędzie niebezpieczeństwo, próba odnalezienia się w alternatywnym świecie, spiski, wojny, morderstwa… Czego tutaj nie było! Choć trafiłam w ostatnim czasie na wiele doskonałych lektur, z całą mocą stwierdzam, że dawno nie otrzymałam tak dobrej historii jak ta, którą wykreowała kompletnie mi dotychczas nieznana Joanna Mroczkowska. Kreując tak złożoną i odmienną od naszej rzeczywistość, Autorka wykazała się wręcz niesamowitą finezją i fantazją. Polotem i wyobraźnią. Talentem do przeniesienia czytającego w nieistniejące, choć tak bardzo dzięki jej słowom realistyczne miejsce. Fabuła nie zwalnia ani na chwilę, odbierając dech. Jedyna rzecz, która nieco mi zgrzytała to imię głównej bohaterki. Zosia kojarzy mi się bowiem bardziej z „Panem Tadeuszem”, aniżeli z katastroficznym czy futurystycznym światem. To jednak nieistotna niesnaska względem tego całościowego majstersztyku. Bez ani grama przesady, gdybym miała polecić Ci w tym roku tylko jedną magiczną powieść, nosiłaby ona tytuł „Smak brzoskwini”. Smacznej, apetycznej i dojrzałej; w środku cechującej się tak doskonałym smakiem, jakiego zdecydowanie się nie spodziewałam. Unikatowym. Niezapomnianym. Ocena nie może być inna – 10/10. Czy potrafisz wyobrazić, że zasypiasz na 500 lat snem bez snów i po zbudzeniu z niego kreujesz kompletną, zupełnie nową rzeczywistość? Spróbuj… Może się to okazać doskonałą, choć śmiertelnie niebezpieczną rozrywką; grą wartą świeczki – rozgrywką życia. Czy odważysz się odsłonić karty?

„Jeszcze raz przez myśli przemknęło jej całe życie. Wszystkie niespełnione marzenia. Utracone szanse. Popełnione błędy.”

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)