Łukasz Szuster - Abyss - recenzja
Witaj w Abyss. Przed Tobą bezdenna otchłań, nieprzenikniona głębia, najczarniejsza przepaść. Nie spoglądasz w nią, zauważając, iż wówczas i ona na Ciebie patrzy. Ty w niej żyjesz - oto Twoja codzienność. Elementy szarości wyznaczają rytm każdego dnia. Składają się na niego dymy z otaczających familioki kopalni, kurz we włosach i błoto na uciskających palce, za małych już tenisówkach. Łata na ledwie sięgających kostek spodniach oraz papier, w który mama zawinęła Ci kanapkę z cukrem. Zamiast w porządnym plecaku, skarb ten nosisz w ledwie trzymającym się pasków worku. Poza śniadaniem tkwi w nim piórnik, byłe pudełko po długopisach marki BIC a także coś, dzięki czemu Twój przyjaciel Józek za chwilę zagwiżdże z uznaniem: procę z prawdziwego zdarzenia. Solidna - nie to, co te, które robiliście z patyków sami. Tata się postarał, choć zrobił to również, przetrzepując Ci skórę pasem po ostatniej wywiadówce. Taki prezent sprawia jednak, że zapominasz na moment o twardym wychowaniu. To zagłębie Śląska, lata dziewięćdziesiąte - wciery nie są niczym nienormalnym. Denerwujesz się tylko tym, że te będą gorsze, jeśli ojciec zauważy, że podprowadziłeś mu z piwnicy metalowe kulki. Warto zaryzykować, bo przecież grudkami koksu nie strzelałoby się z procy tak widowiskowo jak nimi. Zabierasz przyjaciela na wagary, które też zapewne poskutkują laniem. Ponownie - opłaca się, bo przecież obiecałeś mu przednią zabawę i amatorskie polowanie na ptaki. Wędrujecie w okolicę opuszczonej, wysokiej hałdy i rozpoczynacie harce. Chociaż Józek to Twój najlepszy i najwierniejszy druh, nieco Cię bawi, gdy nieudolnie próbuje operować procą, mrużąc oczy zza szkieł okularów grubszych od denek butelek z mlekiem. W końcu trafia we wronę, oznajmiając to triumfalnie całej opuszczonej okolicy. Kiedy stoicie nad truchłem zwierzęta, robi się Wam nieswojo. Czy to faktycznie warta świeczki gra? Wyprawiacie ptakowi pogrzeb, po którym zauważacie coś niczym nie z tego świata - oto usmolony wyłania się z burej mgły pochód zderzających się ze sobą, trzech niewidomych kotów...
“W tym śnie jestem w piekle. To nie przenośnia, choć tego pragnę, tak jak konający pragnie ostatniego oddechu. Chcę wybudzić się z tego koszmaru (...). Cienie i szarości rysują otoczenie.”
Pomimo tego, że chwilę wcześniej z dziecięcą nieprzewidywalnością celowaliście z procy do przelatujących i siedzących na gałęziach ptaków, robi się Wam przeraźliwie smutno na widok kociąt, które ktoś pozbawił oczu. Przeprowadziwszy z przyjacielem szybką i żywiołową rozmowę, ustalasz plan działania: Józek weźmie do siebie jednego mruczka, Ty drugiego a trzeciego z pewnością uda się Wam przekazać namówionemu koledze w szkole. Misja jak najbardziej do wykonania - oczywiście tuż po tym, jak rodzice wpadną w szał, zobaczywszy kolejny pyszczek do wykarmienia. Mimo młodego wieku, masz jednak świadomość, że to słuszne. Wszak pracują najciężej jak mogą, a poza tym to naprawdę dobrzy ludzie. Robią wszystko, abyście mieli co włożyć na obiad do garnka. Katorżnicze zajęcia nie są czymś, czemu się dziwią - tak jest i już. To nie były czasy, w których pokolenia miały czelność posługiwać się tylko: daj mnie albo: mnie się należy... Nikt nie czekał, aż cokolwiek spadnie mu z nieba, a działał, by zebrać zasłużone owoce ciężko tworzonych dzieł. Herbata z cukrem, jaką niekiedy dostajesz do lichego śniadania już oznacza niemałe święto. A przecież jest jeszcze Twój malutki braciszek Henio, którym bardzo chętnie się opiekujesz. Taka rola starszego brata. Dlatego masz trochę wyrzutów sumienia, gdy przyprowadzasz do domu kota, bo będzie to oznaczało dodatkowy obowiązek i jeszcze mniej jedzenia dla Was. Przecież nie mogłeś tam zostawić tego niebożątka na pewną śmierć! Mama i tata dojdą do tego samego wniosku, jak tylko przestaną się gniewać. Zanim jednak przedstawisz im nowego lokatora, którego zresztą wkrótce pokochają, udajesz się z Józkiem do piwnicy. Jak mówi, jedna z komórek jest opuszczona... i wszystko wskazuje na to, że kusi w niej sam diabeł. Co prawda w osobie pewnego pijanego lokatora, ale i tak ów napędza Wam sporego strachu. Nieważne, niepotrzebnie szedłeś tam za przyjacielem. Teraz pora na inne zadanie: znaleźć trzeciemu kociakowi kochający dom.
“Do zdrowia, do życia podchodziło się z większym dystansem. Z przymrużeniem oka. Raz jest, raz go nie ma. Raz życie, a raz śmierć. Tyle.”
Mija dzień i następny, a jakoś nikt nie chce przygarnąć czarnego zwierzaka, któremu nadałeś niefrasobliwie imię Lucyfer - przystająco do ubarwienia. Tym większe jest Twoje zdziwienie, gdy następnego toczoną z Józkiem wojnę żołnierzyków przerywa dzwonek do drzwi. Mama wywołuje Cię z pokoju i przedstawia elegancko ubraną kobietę, na widok której aż odbiera Ci mowę. Od razu widać, że to mieszkanka bogatego, nowego osiedla z wielkiej, betonowej płyty. Nie macie z takimi ludźmi wiele wspólnego - to jak zupełnie inny, hermetyczny świat w obrębie tej samej miejscowości. Jak się okazuje, dama usłyszała o tym, że szukacie nowego lokum dla kota. Bazgrząc adres na kartce, informuje, iż chciałaby go przygarnąć. Za aprobatą mamy obiecujesz, że niedługo zawitasz do pani i dostarczysz Lucyfera, choć zdążyłeś się z nim już zżyć. Łza zakręciłaby Ci się w oku, gdyby nie fakt, że rodzice wychowują Cię na twardego chłopaka - żadnego płaczu być nie może. Nieco uśmiecha fakt, że kobieta zdradziła, iż mieszka z synem, który chętnie zaopiekuje się mruczkiem. Kto wie, może przy okazji go poznacie i zawiążecie z Józkiem trio, zamiast nierozłącznego duetu? Kiedy pakujesz kocię do kartonu, ogarniają Cię złe przeczucia. Niekiedy tak się dzieje - i nigdy nie ma w tym pomyłki. Wielokrotnie wrócisz jeszcze we wspomnieniach właśnie do tego momentu. Gdybyś wiedział, jaką lawinę tragedii zapoczątkuje - nigdzie byś nie poszedł. Paniczna ucieczka przed diabłem, przyuważonym na skrzyżowaniu. Pomyłka najgorsza w skutkach. Spotkanie Roksany, tyleż mrocznej, co przyzywającej. Pełen strasznych historii Tymoteusz z twarzą naznaczoną wypadkiem. Nieczynny szyb owianej tajemnicą kopalni, z której czuć swąd siarki. Złamany pakt na cmentarzu. Konsekwencje przesadnej wiary, niewiary i zawiedzionego zaufania. Ten raz, gdy najsilniej pragnie się cofnąć czas... Czy to tego dnia dorosłeś?
“To chyba jedna z najważniejszych prawd życiowych, którą najczęściej pojmujemy zbyt późno. Są w naszym życiu chwile, są uczucia, porywy serca, które należy przeżyć samemu. (...) Bez osobistego doświadczenia zrozumienie tych chwil jest po prostu niemożliwe.”
Łukasz Szuster udowodnił powieścią “Abyss”, że jest mistrzem malowania słowami. Trzeba bowiem nie lada talentu, aby uczynić przygodę ze zwykłej wyprawy do szkoły czy tak wiernie oddać tło realiów śląskich lat 90., że te materializują się przed oczyma odbiorcy. Z tej książki dosłownie wylewają się obrazy. Sztuka - niesamowicie smutna, wręcz przenikająco nostalgiczna i zimna, bo taka właśnie jest ta narracja. Na wskroś tragiczna i niezrównanie w tym piękna. Sprawdza się w jej przypadku rada, aby nie oceniać propozycji literackich po okładkach. Ta bowiem sugeruje opowieść w typie horroru lub thrillera, lecz zmyślny czytelnik znajdzie za nią o wiele więcej. Dramat społeczny, który wzrusza, absorbuje bez reszty i długo jeszcze nie pozwala o sobie zapomnieć. Jednak także coś jeszcze - unikatową i boleśnie realistyczną opowieść o dorastaniu w szarym świecie i cieniach przeszłości, które nigdy nie odchodzą. Językowo wiernie i elegancko, przez co treść przystaje do literatury pięknej, choć dostrzegam jeden minus. Książkę pozostawiłabym z maksymalną oceną punktową, gdyby nie pewien manieryzm. Autor wielokrotnie powtarza zdania typu: jak pewnie zdążyłeś już zapomnieć, byliśmy wtedy bajtlami czy: zapewne już nie pamiętasz, że... Kochający takie fabuły czytelnik z pewnością pamięta, choć tego rodzaju wstawki podkreślają równocześnie gawędziarski styl całej narracji - jest ich po prostu za dużo. Na ogromne brawa zasługuje natomiast fakt poprowadzenia doskonale oddanej historii oczami dziecka - bez upiększania, uroczo naiwnie i tak, jak małolat patrzy na świat - a potem tego samego bohatera, doroślejszego już o dwie dekady. Rewolta językowa i całościowa, celna niczym pocisk z procy, gdy inaczej widzisz rzeczywistość i masz wrażenie, że właśnie strzelasz nim w kierunku samego diabła. 😉 “Abyss” to zaś piekielnie dobra ciemność otchłani. Taka, w której chciałabym znowu jak najszybciej zagościć. Wszak sam Lucyfer wita mnie per Ty! Bardzo, bardzo mocne 9/10.
“(...) kiedy patrzymy na swoją przeszłość, obecne życie i znów wracamy do przeszłości, ale analizujemy ją w zupełnie inny sposób, niż robiliśmy to do tej pory. Kiedy wiemy, że nic nie jest już takie samo i nigdy nie będzie.”
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)