Katarzyna Michalczak - Zwiezda - recenzja
Tak wiele rzeczy mówi się o gwiazdach...
это письма вечности, написанные светом - gwiazdy to listy wieczności pisane światłem;
И звёзды смотрят на нас молча - как будто знают всё - gwiazdy patrzą na nas w milczeniu, jakby wiedziały wszystko;
Звёзды падают не для желаний, а чтобы напомнить: всё уходит - gwiazdy spadają nie po to, by spełniać życzenia, lecz by przypomnieć: wszystko przemija.
Myślę jednak, że godny tego miana przedstawiciel polskiej literatury pięknej Katarzyny Michalczak pod tytułem “Zwiezda”, który od razu zwrócił moją uwagę, powinien zostać opatrzony inną maksymą: Под звёздами особенно ясно видно, кто одинок - pod gwiazdami najjaśniej widać, kto jest samotny. Niezwykła i pełna blasku opowieść Autorki, snuta poetyckim i bardzo dojrzałym językiem jest bowiem narracją o pustce, jaką może poczuć każdy - niezależnie od tego, jak pełne i spełnione wydawałoby się jego życie. O trwaniu z mnóstwem obaw w pojedynkę - pomimo tego, że ma się rodzinę, której posiadanie nie jest przecież zaszczytem danym wszystkim. I wreszcie, to także książka o próbie stania się lepszym za wygórowaną cenę. Poświęceniu w imię rzekomego dobra - choć w istocie uczynkom czynionym tylko po to, by móc z większą dozą łagodności spoglądać na własne odbicie w lustrze. To smutna i na wskroś refleksyjna proza wyższej klasy, jaką mogła popełnić jedynie osoba władająca doświadczonym piórem. Od wielu miesięcy nie czytałam podobnie urzekającego tekstu. Mamiącego bagażem gorzkości i rozczarowania, ale także nadziei na cenniejsze kiedyś. Punktem wyjścia dla tej wręcz lirycznej historii jest pomoc kobietom uciekającym przed zagrożeniem militarnym oraz surogatce, która chce ochronić obiecane komuś życie przed jego przedwczesną utratą. W istocie to jednak fabuła, na której firmamencie jaśnieje i skrzy się jedna gwiazda - główna bohaterka. Czy Kinga ma prawo troszczyć się o swoje uczucia, kiedy dookoła rozgrywa się tyle tragedii?
“Patrzyłam w niebo: chmury podświetlane od wewnątrz własnym blaskiem. To podejrzane. Jeszcze nigdy nie było takich chmur. Czy naszprycowano je dobrą wolą w proszku? Zaraz opadnie mgła, nad dachami miasteczka rozpyli się kolejna porcja pyłu uczynności.”
Choć jesteś już ponad czterdziestoletnią kobietą, wciąż zdarza się, że narrację o Twoim życiu snuje mała dziewczynka, zdrobnieniem Kinia. Tak mówią do Ciebie jedynie rodzice - nadal, mimo że przecież od dawna już na to nie pora. Kiedy zwraca się tak do Ciebie mama, najczęściej dzwoniąc z wyrzutem nadopiekuńczości i zbędnych rad, przypominają Ci się wszystkie te momenty z dzieciństwa, gdy pragnęłaś tylko małych gestów. Przytulenia, kiedy było Ci smutno. Pogłaskania po głowie w chwili zwątpienia. Słów: jestem z Ciebie dumna, córeczko. Zamiast tego były wyniosła mina i wytrwale czekająca Kinia - aż ktoś w końcu odbierze ją ze szkoły. Nie masz pretensji, nigdy nie miałaś. Mama była kimś ważnym w szpitalu i bez jej obecności tam mógłby się zawalić ten sterylny świat. Twój musiał istnieć, choćby nie wiem co, tak sobie postanowiłaś, doroślejąc i stając się zaradną szybciej niż powinnaś, i tego trzymasz się do dzisiaj. Kalejdoskop błyszczących, choć potrzaskanych drobinek przeszłości, sprowokowany najdziwniejszymi wydarzeniami z teraźniejszości, często materializuje Ci też minione chwile z tatą. Jeszcze istotniejszym w krainie medycyny niż mama. Wymagającym i sięgającym po pas, kiedy tylko jego córka okazywała się tym czy innym wydumanym zawodem. Uderzającym płasko ustawioną dłonią w tył głowy - wszak tam nie było widać. Tacy byli Ci Kini rodzice, z przekąsem stwierdzasz dzisiaj. I wciąż ich szanujesz, bo bez nich inne rzeczywistości pewnie by się załamały - a Twoja, jaką powołałaś do życia sama, przecież jest. Wegetuje? To chyba byłoby lepsze określenie. Zajmujesz się domem i dwuletnim synem, którego pieszczotliwie nazywasz Malinkiem. Jest uroczy a Twój partner Mateusz bez zająknięcia się stwierdziłby, że barwi Wasz świat. Odbija światło, niczym gwiazda błyszczy - i spaja to, co między Wami; ten bezpieczny most, którym sama zdecydowałaś się kroczyć. Ty niestety tego nie czujesz - coraz częściej codzienność wypełnia Ci uczucie-nic. Nieuczucie. Nieczucie.
“Przemijanie. To nie jakiś tam ot, taki sobie filozoficzny koncept. To namacalne żegnanie się z tym, w czym się tak bardzo jest, każdego dnia. (...) Stworzyliśmy narrację naszej relacji, bo chcieliśmy mieć ją utkaną ze światła.”
Można by stwierdzić, że młodość upłynęła Ci pod znakiem szaleństw. Niektóre trwały jedną noc - inne pochłaniały Cię na dłużej. Potem oddałaś się kolejnemu zwichrowaniu, jakiemu poświęciłaś się bez reszty. Było warto - dzięki temu masz upragniony doktorat - i to z tematu, który kochasz nawet bardziej niż wówczas. Z dziełami Muchy i samym ich twórcą identyfikujesz się w silniejącym stopniu. To jedno odkrywasz na nowo i jeszcze raz: Gwiazda. Gwiazda i Syberia. Samotna kobieta, która trwa na przekór wszystkiemu na zimnym pustkowiu. Patrzy odważnie w oczy odbiorcy, a może li szuka w nich odbitego blasku. Porzucona czy odrzucająca? Wychodzisz do przydomowego ogrodu i patrzysz w niebo, snując te niekończące się rozważania, o których Mateusz nie chce już nawet słuchać. Zawsze był twardo stąpającym po ziemi pragmatykiem. Filarem dla Waszej rodziny. Gdyby Ciebie nie trzymać, pewnie ulotnością uciekłabyś w przestworza, pozostawiając po sobie drobinki kosmicznego pyłu. Nakarmiłaś Malinka, zrobiłaś kolację i... Znowu Nic. Otulasz się ulubionym kocem w maki, który niesie pustko-ukojenie. Na moment. A potem, gdy słyszysz o inwazji jednego wschodniego sąsiada na drugiego, w głowie świta Ci szalona myśl: przygarniecie uciekających przed atakiem uchodźców. Poczujesz się potrzebna, a dodatkowe mieszkanie nad garażem - pełne. Chwilę później są u Was, a Ty cieszysz się, że się udało i myślisz: “To było niesamowite: rozumieć język, którym nie mówiłam, którego nie znałam. Jakbym weszła do obcego domu i uświadomiła sobie, że kiedyś mi się śnił.” - magia. Czujesz coś! Choć wszystko jest nie tak, jak miało być. Służąca brzuchem szwedzkiemu małżeństwu surogatka w ciąży, jej kilkuletnia córka, matka oraz towarzyszka. Cztery osoby, za chwilę pięć, a miały być dwie. Inaczej. Wdzięczne - a te mają roszczenia. I Twoja pustka nie zniknęła, choć miała - dobrym uczynkiem przykryta. Poświęceniem. Czego jeszcze Ci brak i czy masz prawo o tym myśleć, gdy Twoim sąsiadom niebo wali się na głowy? Przecież Звезда не падает - она просто ищет новое неб - gwiazda nie spada, ona zwyczajnie szuka nowego nieba...
“(...) zgadzam się na to, że już może nigdy nie będę prowadzić rozmów do świtu, które zawsze tak mnie uwodziły. Dyskusji, które otwierały nowe światy, choć donikąd nie wiodły. Tyle miałam za sobą takich historii, tyle blizn w kształcie serca.”
Narracją “Zwiezdy”, jaka równie często jaśnieje blaskiem własnym lub odbitym, co jest przykrywana przez złożone z czerni i szarości obłoki, Katarzyna Michalczak całkowicie mnie zahipnotyzowała. Urzekła i porwała w najdalsze odmęty innej planety - choć przecież do niewielkiego skrawka polskiej krainy. Uczyniła to mistrzowsko podaną warstwą językową, którą poszczycić mogą się tylko autorzy złożeni z piękna i poezji. Tego rodzaju otoczka lingwistyczna jest wręcz niespotykana we współczesnej literaturze, czego szczerze żałuję. To nie spisana historia, a utkana z cieni i snuta przed czytelnikiem niczym mroczne skazki. Realistyczna, lecz mająca w sobie niewytłumaczalną magię. Obawiałam się, iż Pisarka zdecyduje się na uczynienie główną osią opowieści wątku uchodźców ze wschodu i toczącego się tam konfliktu czy surogacji, co na szczęście nie miało miejsca. To tylko tło dla rozterek codzienności, które rozgrywają się w głowie Kingi z dwóch perspektyw: małej a potem większej dziewczynki oraz dorosłej kobiety, niepotrafiącej zagrzać na dłużej miejsca i rozczarowanej życiem. Co jest dodatkową zaletą, dołącza do nich krótka gawęda kursywą, która fragmentarycznie ukazuje wydarzenia w zupełnie innym świetle - świecy, jakiej płomień drży, bo musi. Minus widzę tylko jeden - słowo magistra spowodowało niechciane ciarki na ciele i okaleczenie oczu. Za plus uznaję zaś fakt, iż Michalczak ukazała drugą stronę pomocy zbiegom przedwojennym; tę, w której przyjęci pod własny dach ludzie stają się utrapieniem, ciężarem i wykazują daleko posuniętą roszczeniowość miast wdzięczności. Wierne, smutne, prawdziwe oraz dające do myślenia. Treść złożona i przez to wzniosła. Czy warto narazić byt własnej rodziny dla innej? Gdzie leżą granice pomocy? Liryczna podróż ścieżką refleksyjności, wytyczona blaskiem gwiazd - 9/10. И среди тысяч звёзд я всё равно ищу одну - твою... (I wśród tysięcy gwiazd wciąż będę szukać jednej, Twojej.)
“Jestem tam znowu, kiedy tylko mi się zachce. Nie muszę nawet zamykać oczu. Wspomnienia nie blakną, są coraz wyrazistsze. Zapachy, dźwięki, dotyk przychodzą do mnie ot tak.”
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)